Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Cały tydzień ciężkiej pracy, więc gdy przychodzi weekend, pomysł z wyjściem do dobrej restauracji brzmi cudownie. W menu dziesiątki dań, a na każde z nich leci ślinka: rybka, kotlecik, bitki, stek. Jaki lubisz stek? pada pytanie, średnio-wypieczony odpowiadam, a mój mózg już przypomina sobie ten wspaniały smak…

Przez przypadek sprawdzam na stronach internetowych co się dzieje w ten weekend w mieście. Tydzień wegetariański, pokazy filmów, wykład lekarza, pokaz gotowania. Stwierdziłam idę, zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć.

Jeden film, drugi, trzeci… mam łzy w oczach, jest mi wstyd, że rzeczy tak oczywiste jak masowa hodowla i ubojnia zwierząt nie są obecne w mojej pamięci, szczególnie gdy wybieram danie z menu, czy towary ze sklepowych półek.

Przyznaję się przed samą sobą, że przecież nigdy tego nie popierałam, że wiem co jest dobre, a co złe. Nie zgadzam się z takim traktowaniem zwierząt, nie zgadzam się z ich zabijaniem. Dochodzi do mnie, że mówiąc kotlet, stek, bitki nie myślę jakiego pochodzenia jest to pożywienie, zupełnie jakbym nie chciała pamiętać…

Dzisiaj na kolację zjadłam makaron ze szpinakiem, był pyszny. W domu obwieściłam, że zmieniam nawyki żywieniowe, bowiem nie chcę mieć na rękach krwi tych wszystkich zwierząt i resztę rodziny proszę o to samo. Zrobiłam wykład na temat wegetarianizmu, odżywiania się, mitów. Potem pogłaskałam swojego psa i podeszłam do okna popatrzeć na gołębicę, która złożyła na naszym balkonie jajka i wytrwale od dwóch tygodni je wysiaduje. To jest świat, w który wierzę, pomyślałam.

Nadesłał/a: LanTa