Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone


Na trzydzieści parę skontrolowanych obejść w Mielnie i Mścicach, tylko w trzech psy miały miskę z wodą. Niemal wszystkie trzymane są na bardzo krótkich łańcuchach, a ich budy stoją w pełnym słońcu. Zdaniem obrońców praw zwierząt, tak jest wszędzie.

Do dziesięcioletniego Reksa, przywiązanego krótkim łańcuchem do budy zalanej słońcem, nikt się nie chciał przyznać. Na szyi miał zawiązany parciany pasek tak ciasno, że oczy wychodziły psu na wierzch. Koło budy nie było nawet pustej miski. – Sama nie wiem, czy to bezmyślność, podłość, czy okrucieństwo – zastanawia się Teresa Stangret, prezes koszalińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (TOZ), która znalazła Reksa podczas kontroli jednej z posesji w Mścicach. W końcu, po jej interwencji, pojawił się syn właścicielki. Obiecał, że pies będzie traktowany lepiej. Buda została przestawiona w cień. Zgodnie z zaleceniem TOZ, Reks ma też być odpchlony i zaszczepiony.
Ale Reks to tylko jeden z tysięcy psów łańcuchowych, których życie na uwięzi to pasmo cierpień. Tragiczną sytuację potwierdza kontrola, którą koszaliński TOZ przeprowadził ostatnio w Mścicach i Mielnie.

Nie zasługują na miskę wody?

– Na ponad trzydzieści skontrolowanych gospodarstw tylko w trzech psy miały wodę – opowiada wzburzona Teresa Stangret. Ale burki łańcuchowe cierpią nie tylko z braku wody. Nagminne jest trzymanie psów na bardzo krótkich łańcuchach, uniemożliwiających im ruch. Zdarza się, że małe pieski są uwiązane na bardzo ciężkim łańcuchu, do którego na dodatek doczepiony jest metalowy karabińczyk ważący na oko kilogram. W budach ustawionych na pełnym słońcu, przykrytych papą, jest gorąco jak w piekle. Często buda jest tak mała, że pies po prostu się w niej nie mieści.
– Proszę sobie wyobrazić, że wiosną w jednej z podbiałogardzkich wsi znaleźliśmy malutką klatkę z budą, która ustawiona była na środku placu. W niej dwa ogromne psy gryzły się między sobą. Na dodatek wejście do budy zasłonięte było dyktą. Właścicielka tłumaczyła, że psy mają pilnować, a nie siedzieć w budzie… – zżyma się prezes Stangret.

To znieczulica

Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt z 1997 roku, „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą”. Znęcanie się nad zwierzętami to przestępstwo, za które grozi do dwóch lat więzienia. Ale choć przypadki opisywane przez obrońców praw zwierząt mrożą krew w żyłach, to niewiele z nich kończy się sprawą w sądzie. A nawet jeśli dręczyciel zostanie w końcu skazany, to zazwyczaj jest to kara pieniężna, rzadziej – wyrok więzienia w zawieszeniu.
– Do niedawna takie sprawy zazwyczaj były umarzane ze względu na niską szkodliwość społeczną
– mówi Ewa Gebert, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt „Animals”. – Teraz zaczynają pojawiać się wyroki skazujące. Ale prawda jest taka, że przepisy nie są egzekwowane – kwituje.
W koszalińskim sądzie rejonowym nie było w tym roku ani jednej sprawy o znęcanie się nad zwierzętami. – To naprawdę rzadkość, a wyroki to zazwyczaj grzywny – potwierdza Sławomir Przykucki, rzecznik sądu. Dlaczego? – Bo nie ma zgłoszeń o tego typu sprawach
– mówi Mariusz Łyszyk z Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie.
– My po kontroli spisujemy protokół i wydajemy zalecenia, których wykonanie potem sprawdzamy
– wyjaśnia prezes Teresa Stangret. – W rażących sytuacjach możemy odebrać zwierzę i skierować sprawę do sądu grodzkiego. Sytuacja jest tragiczna, więc może niedługo zaczniemy korzystać z tej możliwości.

Źródło: Głos Pomorza

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl