Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Zabawkę, którą bawi się twoje dziecko, mógł zrobić niewolnik w Chinach. Dywan, po którym stąpam, mogły utkać zręczne palce dziewczynki z Pakistanu, choć na etykiecie jest nazwa szwedzkiej firmy.

Świat jest pełen produktów wytworzonych przez niewolników, półniewolników, prawie niewolników – formy zniewalania ludzi są różne. O niewolnictwie rozstrzyga brak możliwości opuszczenia miejsca pracy. Walcząca z niewolnictwem organizacja Free the Slaves w Waszyngtonie szacuje, że na świecie jest co najmniej 27 mln niewolników. Ludzi pracujących jako półniewolnicy czy prawie niewolnicy może być nawet 200 mln.

Przypadek Korei Płn., o którym piszemy w dzisiejszej „Gazecie”, jest szczególny: tam władza jest inspiratorem i beneficjentem niewolniczej pracy swoich obywateli. Zazwyczaj jednak to „skrzydlaty kapitał” czasów globalizacji szuka najtańszej siły roboczej. Firmy kalkulują: po co płacić więcej w Europie czy USA, skoro można zapłacić wielokrotnie mniej za tę samą pracę w Indiach? Firmy i skorumpowani rządzący w krajach czerpiących zyski z niewolnictwa ukrywają proceder zniewalania ludzi.

Współczesne niewolnictwo różni się od dawnego. Kiedyś – w USA, Brazylii, na Karaibach – było jawne i legalne. Język angielski uchwycił tę różnicę: kiedyś mówiło się slaveowners (właściciele niewolników), dziś – slaveholders (ci, którzy eksploatują niewolników). Niegdyś niewolnik był bardzo drogi, dziś kosztuje co najwyżej grosze (np. zakup nastolatki do domu publicznego w Tajlandii wynosi 150 dol. i przynosi 10 tys. dol. zysku miesięcznie). We współczesnym niewolnictwie decyduje nie kolor skóry, lecz bieda.

Współczesne niewolnictwo opiera się często na mechanizmie bezprawnego długu. Pośrednik rekrutujący robotników obiecuje niezłe zarobki. Ale na miejscu pracownicy dowiadują się, że muszą spłacić koszty podróży. Jedzą i piją w kantynie właściciela – dług stale rośnie i jest nie do spłacenia. W razie próby ucieczki niewolnik może zginąć bez śladu. Gdy właściciel nie potrzebuje już niewolnika, wyrzuca go bez zapłaty i wielkodusznie umarza dług.

Nie ma łatwych rozwiązań tego problemu. Szef Free the Slaves Kevin Bales proponuje kampanie informacyjne; przypomina pikietowanie placówek RPA w czasach apartheidu – tak można nękać placówki krajów i siedziby firm wykorzystujących pracę niewolniczą. Żąda, by WTO energiczniej wywierała presję na rządy tolerujące niewolnictwo. A od rządów domaga się, żeby surowo karały finansowo firmy łamiące prawa człowieka.

Z kolei znana kampania „Fair Trade” zorganizowana m.in.: przez Oxfam, Amnesty International i Caritas International na rzecz kupowania produktów wytworzonych bez udziału pracy niewolniczej stawia nas przed decyzją: czy godzimy się zapłacić więcej za produkty wytworzone bez łamania praw człowieka? „Wierzę – pisze Bales w książce o niewolnictwie – że kiedy ludzie uświadomią sobie, że robiąc zakupy i inwestycje, wspierają wyzwolenie niewolników, pójdą właściwą drogą”.

Szlachetne przesłanie, jednak bez działania rządów i organizacji międzynarodowych niewiele da się wskórać. Te zaś z nielicznymi wyjątkami jak rząd Brazylii nie traktują problemu niewolnictwa poważnie.

Uwagi:
Źródło: Gazeta.pl

Nadesłał/a: bartezzzzz