Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Internet stał się ważnym narzędziem w kampaniach obrońców praw zwierząt.
Zaledwie kilka godzin po informacji farmy Darley Oaks, że jej pracownicy przestaną hodować świnki dla celów doświadczalnych, na stronie Save the Newchurch Guinea Pigs pojawiło się triumfalne oświadczenie: „Ten zwycięski dzień niech stanie się świadectwem siły ruchu obrońców praw zwierząt, bezprecedensowym połączeniem idei i działania, które nigdy nie przestanie zadziwiać jego wyznawców i przenigdy nie przestanie być wymierzone w tych, którzy się im sprzeniewierzają”.

Jeszcze 15 lat temu byłoby nie do pomyślenia, że tego typu organizacja wydaje oświadczenie tak szybko i dociera do tak wielkiej rzeszy ludzi. Internet sprawił, że dziś jest to możliwe.

– Dziesięć lat temu w takie akcje zaangażowanych było zaledwie parę osób na 50 stronach internetowych – opowiada człowiek związany z badaniami na zwierzętach, który nie chce ujawnić swojej tożsamości ze strachu przed represjami. – Jedynym sposobem na prowadzenie kampanii było uciążliwe przygotowywanie i wysyłanie setek apeli na przeróżne fora dyskusyjne. Wraz z rozwojem internetu ogólnoświatowa kampania może być prowadzona przez jedną tylko osobę, nieopuszczającą nawet swojej sypialni.

Sieć ułatwia również odnajdywanie powiązań pomiędzy różnymi przedsiębiorcami. W zeszłym roku firmę budowlaną Montpellier zniechęcono do budowy w Oxfordzie nowego laboratorium do badań nad zwierzętami. Do udziałowców firmy wysyłano listy z pogróżkami, że staną się ofiarami akcji mailowej, jeżeli nie sprzedadzą swoich udziałów. Rzecznik policyjnej komórki badającej ekstremistyczny ruch na rzecz praw zwierząt Nectu uważa, że nawet całkiem łagodne maile są w stanie zmienić politykę firmy.

– Sława działaczy tych ruchów wystarczy, by jeden apel umieszczony w internecie spowodował lawinę listów w skrzynce mailowej delikwenta – tłumaczy. – Wystarczy podać do publicznej wiadomości jego adres.

Wiele stron internetowych, takich jak Arkangel, dostarczających wiadomości na temat prowadzonych właśnie kampanii jest jednocześnie głównym ośrodkiem sterującym takie akcje. Niektóre z nich odwołują się do kampanii zawstydzających, podczas gdy inne działają bardziej delikatnie.

Greg Avery, rzecznik Stop Huntingdon Animal Cruelty Shac zapewnia, że jego organizacja nie ma zamiaru kogokolwiek straszyć. – Wystarczy spojrzeć na naszą stronę internetową. Czy chcemy tam kogoś zawstydzać? Nie robimy nic niezgodnego z prawem – zarzeka się.

Strona internetowa tej organizacji podaje dane na temat demonstracji prowadzonych przeciwko firmom farmaceutycznym, na przykład szwajcarskim Roche i Novartis, oraz przeciwko przedsiębiorstwom z Wall Street powiązanym z nowojorskim laboratorium badawczym Huntingdon Life Sciences. Avery podkreśla, że akcje internetowe to tylko jedna z form działań podejmowanych przez Shac. – Naszą najsilniejszą bronią są manifestacje. Internet jest bardzo pożyteczny, ale nie najważniejszy.

Strony www poświęcone ruchowi praw zwierząt są monitorowane przez policję. Rzadko jednak zdarza się, by uzyskiwano w ten sposób ważne informacje.

– Nie namierzymy ekstremistów przez internet – mówi rzecznik Nectu. – Spam mailowy to przestępstwo popełniane za pomocą poczty elektronicznej, ale z naszego punktu widzenia są tu dwie strony medalu: ci ludzie doskonale wiedzą, jak działają zabezpieczenia w branży IT, oraz że jesteśmy w stanie ich namierzyć.

Źródło: David Fickling / The Guardian / 01.09.2005