Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Z Mają Ostaszewską – aktorką, wegetarianką od urodzenia na łamach Dziennika Polskiego rozmawia Sławomir Fiedkiewicz.
Od wielu lat jest Pani zaangażowana w akcje związane z obroną praw zwierząt i propagowanie wegetarianizmu. Skąd to zainteresowanie losem naszych „mniejszych braci”?

– Tak naprawdę swój światopogląd zawdzięczam rodzicom, ponieważ w naszym domu nie jadło się mięsa i mama oraz tata – zarówno mnie, jak i moje rodzeństwo – nigdy nim nie karmili. Wychowywani byliśmy w filozofii, że człowiek nie jest lepszy niż zwierzęta. Jest inny, ale nie ma prawa się nad nimi znęcać i wykorzystywać. W związku z tym u mnie owo zainteresowanie losem naszych „mniejszych braci ” jest naturalne.

Oczywiście im bardziej byłam dorosła, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że jednak wcale nie tak wielu ludzi myśli w podobny sposób. Muszę przyznać, że ta postawa roszcząca sobie prawa do tego, by całkowicie wykorzystywać zwierzęta była dla mnie czymś dziwnym i szokującym. Rodzice nigdy nie wywierali na nas żadnej presji i było wiadomo, że jeśli będziemy chcieli jeść mięso, to jest wyłącznie nasza decyzja. Jednak od początku byłam ukształtowana tak, a nie inaczej i to niejedzenie mięsa wydawało mi się całkowicie naturalne.

Bardzo ważnym momentem był dzień, kiedy zupełnie przypadkowo trafiłam do koleżanki na film o rzeźni. Miałam wtedy około 12 lat. To był ogromny wstrząs i szok. Od tego momentu byłam już przekonana, że wszystko to, co mówią moi rodzice jest prawdą. Wiedziałam już, że dalej chcę iść tą właśnie drogą.

Od urodzenia jest Pani wegetarianką. Proszę jednak powiedzieć, czy był taki moment, kiedy korciło Panią, by spróbować jak mięso smakuje ?

– Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, moja babcia dała mi je do „posmakowania”, ale było tego niewiele. Przez kilka lat jadłam też ryby, ale źle się z tym czułam psychicznie, więc po prostu przestałam.

Uprawia Pani zawód, który wymaga ogromnego poświęcenia i zaangażowania: nieustanne próby, zdjęcia, podróże. Aktorstwo to bardzo ciężka praca. Czy bezmięsne odżywianie w niczym Pani nie przeszkadza?

– Nie. Absolutnie nie! Współczesne badania dowodzą, że w dzisiejszych czasach jedzenie mięsa jest po prostu niezdrowe. Chów przemysłowy zwierząt sprawia, iż są one naładowane sterydami i antybiotykami. Chwilę przed śmiercią zwierzęta są w tak potwornym strachu, że ich organizm wydziela toksyczne substancje. Tak naprawdę więc wegetarianizm pomaga mi w tym zawodzie. Co więcej, jestem bardzo aktywną osobą: uprawiam jogę, a ostatnio także kitesurfing (połączenie latawca i deski surfingowej – przyp. sf.), przy którym potrzeba naprawdę dużo siły i energii. Zaręczam, że tej mi nie brakuje!

Wielu polskich przedstawicieli medycyny nadal twierdzi, że jedzenie mięsa jest absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Jakie są Pani doświadczenia w kontaktach z lekarzami ?

– Myślę, że w Warszawie wiedza lekarzy na temat wegetarianizmu jest naprawdę coraz większa. Oczywiście o tym, że mięso jest dla mnie niezbędne słyszałam już od wczesnego dzieciństwa. Kiedy tylko ja albo któreś mojego rodzeństwa upadliśmy, skaleczyliśmy się albo złamaliśmy rękę, niektórzy lekarze od razu mówili, że to wszystko przez słabe kości. Niedouczenie i niekompetencja jest bardzo przykra. Myślę jednak, że nie ma co się tym zbytnio przejmować.

Zresztą, jeśli przypomnimy sobie, jak w ogóle wygląda historia człowieczeństwa, to o wszystko, co było związane z wolnością zawsze trzeba było walczyć. Tak też jest z prawami zwierząt. To długi proces, który wymaga sporo czasu.

Jak wegetarianizm postrzegany jest w środowisku polskich aktorów i aktorek, z którymi na co dzień Pani pracuje?

– Muszę przyznać, że kiedy zaczynałam pracować parę ładnych lat temu, na planie filmowym, gdzie jest catering, na ogół byłam jedyną wegetarianką. Wszyscy z zaciekawieniem mnie obserwowali i pytali: „Dlaczego?”, „Czy choruję?” itd. W tej chwili, co bardzo pocieszające, bo jest to taki promyk nadziei, że będzie coraz lepiej, nikogo już to nie dziwi. Na planie zdjęciowym zawsze jest kilku wegetarian. Co więcej, osoby, które jedzą mięso, szybko orientują się, że nasze posiłki są bardziej kolorowe, smaczniejsze i wydają się być zdrowsze.

Na planie zdjęciowym zdarzają się też i zabawne sytuacje, kiedy kręcone są sceny podczas posiłku. Zawsze wtedy tak kombinuję, że grana przeze mnie postać je akurat ziemniaka albo sałatę.

Czy w Polskch sklepach może Pani zaopatrzyć się w bezmięsne produkty, a w restauracjach zamówić wegetariański posiłek?

– Wychowywałam się jeszcze w tej szarej, komunistycznej Polsce i naprawdę moim rodzicom nie było łatwo. Na szczęście ojciec często wyjeżdżał ze swoim zespołem „Osjan” za granicę. Zamiast przywozić nie wiadomo jakie ilości zabawek często wiózł ze sobą paczki z produktami pochodzenia sojowego, bo tych w Polsce po prostu nie było. W tej chwili naprawdę nie ma już z tym żadnego problemu. W sklepach są świetne produkty, a niemalże w każdej restauracji można zamówić bezmięsną potrawę. To wszystko dzieje się oczywiście powolutku, ale jest na pewno znacznie prościej niż przed laty.

A jak ocenia Pani świadomość ekologiczną Polaków?

– Niestety, tu z przykrością muszę powiedzieć, że bardzo słabo. To co mnie najbardziej martwi, to niechęć ludzi do poznania prawdy. Nasi rodacy nie chcą wiedzieć, jak naprawdę wygląda potworne cierpienie zwierząt. Z przyjemnością jedzą np. pasztet z gęsich wątróbek, ale nie dopuszczają do siebie wiadomości o okrutnym chowie tych zwierząt.

Myślę, że tak jest z całą ekologią. To jest ciągle ciężka praca, ale wierzę, że przynosi ona rezultaty. Kroczek po kroczku i będzie coraz lepiej.

Obserwując rozwijający się ruch organizacji ekologicznych myślę, że w Polsce zmieniło się już naprawdę wiele. Podobnie, jak w Wielkiej Brytanii, coraz więcej rodzimych artystów aktywnie włącza się w różnego rodzaju akcje, czego Pani jest najlepszym przykładem. Osobie znanej i lubianej dużo łatwiej dotrzeć do świadomości ludzi…

– Tak, to prawda. Jedną z cudownych cech zawodu, który uprawiam jest fakt, że swoją tak zwaną popularność i medialność mogę wykorzystać do dobrych działań. Byłoby dobrze, gdyby więcej osób, które mają taką właśnie „moc” docierania do społeczeństwa, włączało się w takie pozytywne akcje.

Cieszę się bardzo, że kilka osób udało mi się przekonać do zaniechania kupowania naturalnych futer, kilka innych zaś do wegetarianizmu.

Co najbardziej lubi jeść Maja Ostaszewska?

– Naprawdę bardzo ciężko wybrać jakąś jedną potrawę. Jest cała masa dań, które jadam na co dzień. Uwielbiam sałaty i szpinak. Bardzo lubię kuchnię zbliżoną do orientalnej i śródziemnomorskiej. Jem ryż, tofu, kotleciki sojowe, makarony, zupy i oczywiście mnóstwo owoców.

Na zakończenie muszę też dodać, że nie lubię tak często używanego określenia „dieta wegetariańska”. Dla mnie to nie jest żadna dieta! To jest sposób, w jaki się odżywiam, a ja nie jestem na żadnej diecie!

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl