Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone


Fragmenty artykułu opublikowanego w czasopiśmie Charaktery:

Pszczoły poświęcają życie dla własnej społeczności, szympansy prowadzą regularne wojny – jak ludzie. Człowiek zdolny jest do gwałtu czy zabójstwa przybranego potomstwa – jak zwierzę. A zatem – ile w nas zwierzęcia?

Właściwie niczym nie różnimy się od zwierząt pod względem fizjologicznym i morfologicznym. Mamy podobne organy wewnętrzne, w naszych ciałach zachodzą takie same procesy, nasze rozmnażanie także bardzo niewiele się różni od procesów reprodukcyjnych dziejących się w świecie zwierząt. Jednak przeważająca większość z nas nie ma wątpliwości, że jesteśmy gatunkiem wyjątkowym – bo jako jedyni posiadamy język, bo używamy narzędzi i tworzymy kulturę, bo wreszcie obdarzeni jesteśmy rozumem, świadomością, wrażliwością moralną, duszą. Jako te wyjątkowe „zwierzęta-niezwierzęta” łączą nas z innymi gatunkami stosunki, powiedzieć można, wysoce ambiwalentne. Z jednej strony traktujemy je często jako milczące i pokorne „zwierzęta ofiarne”, którym możemy przypisać wszystkie nasze najgorsze grzechy i przywary. Tak więc upijamy się „jak świnie”, zachowujemy się „jak bydlęta”, a kiedy robimy sobie na złość, „jesteśmy sobie nawzajem wilkami”. Z drugiej strony już od czasów Ezopa niektóre zwierzęta, z przyczyn dziś już niezrozumiałych, stanowią uosobienia cech typowo ludzkich. Np. sowa jest uosobieniem mądrości, a lis przebiegłości. Najczęściej jednak „zezwierzęcenie” czy „bestialstwo” uznawane są za degrengoladę ludzkiej jednostki.

Nie trzeba być aktywistą ruchu wyzwolenia zwierząt, by zgodzić się, że zła prasa, ofiarami której są od tysiącleci inne animalia, podszyta jest poczuciem winy i pewną konsternacją, jaką odczuwamy, rozmyślając nad własną, ludzką naturą. W końcu to ludzie zdolni są do największego „bestialstwa”, do irracjonalnego okrucieństwa, prowadzenia bratobójczych wojen wewnątrzgatunkowych, do całej litanii wykroczeń przeciwko Dekalogowi. Nic więc dziwnego, że w obronie, rzec można, dobrego imienia zwierząt wystąpili uczeni zajmujący się badaniem ich zachowania, czyli etolodzy. Jeden z nich, austriacki laureat Nagrody Nobla – Konrad Lorenz (który, nawiasem mówiąc, przyjmując to najwyższe naukowe wyróżnienie, wyraził skruchę za swe „przejściowe” nazistowskie sympatie), przekonany był, że wewnątrzgatunkowa agresja wśród zwierząt rzadko ma śmiertelne skutki. W swej słynnej książce „O agresji” przedstawił hipotezę, że wszystkie zwierzęta, które natura obdarzyła skuteczną bronią (kły, pazury czy rogi), zostały w toku ewolucji wyposażone również w skomplikowane rytuały zapobiegające śmiertelnym konfliktom pomiędzy osobnikami tego samego gatunku. A ponieważ człowiek nie posiada takiego „naturalnego uzbrojenia,” u ludzi nigdy nie wytworzył się równie silny mechanizm obronny przed fatalnymi skutkami wewnątrzgatunkowej przemocy. Propozycja Lorenza była rewolucyjna. Burzyła bowiem stereotyp dotyczący panującego w naturze „prawa dżungli”, czyli bezwzględnej walki o przetrwanie. Hipoteza austriackiego badacza podważała to rozpowszechnione przekonanie przynajmniej w odniesieniu do stosunków wewnątrzgatunkowych. Co więcej, sugerowała, że przemoc w swych najokrutniejszych przejawach była typowo ludzką charakterystyką.

Autor: Krzysztof Szymborski,
„Charaktery”, 5 / 2002