Cywilizacja cierpienia, „wieki wciąż ciemne?” – moje refleksje
Nasza cywilizacja jest nasączona cierpieniem i umartwianiem bez sensu. Jak gdyby istoty ludzkie uzależniły się od cierpienia, iż nie widzą ,że istnieją w kręgu własnego napędzającego się wzajemnie cierpienia bez granic (analogia do wojen i obozów zagłady).
Tu nasuwa mi się dodatkowe skojarzenie do kobiety bitej przez męża i jednocześnie godzącej się na taki toksyczny układ, co dla wielu osób patrzących na to z zewnątrz jest chorą sytuacją ( lecz dla tej kobiety, jest to jej wewnętrzny świat, którego nikt nie rozumie…).
Lecz są różne rodzaje przemocy i uzależnień. Przemoc psychiczna, seksualna, oraz uzależnienie od toksycznego środowiska może przybierać różne rozmiary.
Można być uzależnionym od toksycznego sposobu myślenia i tego nawet nie dostrzegać. Nie dostrzegać tego z powodu , że – większość tak robi, lub ,że takie są lub były czasy i na akceptację zła dozwalają… lub dozwalały. Czasy jednak nie dozwalały, lecz ludzie.
Bo cóż to jest to zło, kiedy sam człowiek został uwikłany pokoleniowo i utwierdzony w swoim postępowaniu, że jednak czyni dobro, że należy do społeczności która myśli, że czyni dobro, chociaż nie koniecznie w rzeczywistości tak się dzieje?
Odróżnianie zła od dobra jest bardzo trudne zwłaszcza dla osób uzależnionych od pewnego sposobu myślenia i postępowania, pokoleniowo. Dlatego należałoby spojrzeć na to z zewnątrz… z dystansu czasu i przestrzeni.
Zabijanie i torturowanie było akceptowane społecznie w historii naszej kultury europejskiej. Akceptowane co nie znaczy było dobrem nawet na tamte czasy. Usprawiedliwianie cierpienia jest sprytnym wybiegiem, czasami samowybielaniem, lub zagubieniem, lecz prawdziwa czystość mieszka w duszy… nie w stereotypach i dogmatach.
Relatywizm jest czasami niebezpieczny gdy użyje się go do maskowania czyjegoś cierpienia, lub ulegnie pozytywnym wartościom zawartym w relatywizmie.
Człowiek w odróżnieniu od zwierząt jest istotą używającą własnego intelektu, a czasami wręcz nadużywającą…
Zetknęłam się z takim tokiem myślenia, że… ,,cierpienie jest potrzebne by się człowiek rozwijał” – wewnętrznie, duchowo, nie godzę się z takim myśleniem.
Cierpienie nie potrafi rozwijać. Jeśli kogoś cierpienie rozwinęło to jest to człowiek, który miał wewnętrzne zapasy energii psychicznej oraz duchowej i to pomogło mu przetrwać, lecz to zwykle dotyczy pojedynczych jednostek.
Nawet takiemu człowiekowi zostaje pewna rysa i ból, z którym co jakiś czas może się zmagać. Może to być na zewnątrz niewidoczne, lecz pamięć zostaje.
Niepotrzebnie sam proces rozwijania się, udoskonalania istoty ludzkiej, jest łączony z cierpieniem.
Z cierpieniem klientów zmaga się wielu terapeutów i czasami jedynie pozostaje terapeucie zamiana cierpienia na doświadczenie życiowe, które osoba cierpiąca może wziąć jako wartość doświadczania rzeczywistości, lecz nie jako zatrzymanie się w samym doszukiwaniu się pozytywnych wartości w traumie (przykrych zdarzeniach), na zasadzie ,,przyłożę ci to będziesz lepiej chodził…”, lub ,,bił bo kochał”. Akceptacja przemocy, tworzy nowe rodzaje przemocy. Doświadczenie życiowe, doświadczanie trudnej rzeczywistości w toku i procesie życia, nie powinno być mylone i tożsame z egzaltacją, wywyższaniem samej istoty cierpienia. Może to prowadzić do akceptacji samokarania…, odkształceń postrzegania rzeczywistości w wyniku cierpienia, do znieczulicy i obojetności.
Nasza cywilizacja jest nasączona gloryfikacją cierpienia, wszędzie się doszukujemy jakiś pięknych atrybutów w samym cierpieniu, przykładem jest absurdalne cierpienie z miłości…, jest to absurd, ponieważ jeśli jest miłość to nie może być cierpienia, staliśmy się wręcz uzależnieni jak wyżej wymieniona bita kobieta od swojego męża.
Nie dostrzegamy najczęściej własnego zniewolenia, uzależnienia od akceptacji cierpienia w naszym życiu. Akceptujemy cierpienie jako wartość użyteczną, choć nie jest to żadna wartość. Osobiście nie akceptuję zabijania zwierząt i ich cierpienia dla wartości smakowych, czyli usprawiedliwiania czynnikiem koniecznym – jako spożywanie mięsa.
Obecne czasy są daleko lepsze jeśli chodzi o ochronę istoty ludzkiej przed cierpieniem, lecz nadal dopiero wychodzimy z „wieków ciemnych”. Wychodzenie nie jest pewnikiem, że wyjdziemy…
Na świecie nadal istnieją kultury, w których dozwolone są ,,społecznie” tortury i katowanie własnej żony, a nieletni (dzieci) zapędzani są do służby wojskowej czy pracy ponad ich siły.
Jesteśmy jak sąsiadka nadal… (wyżej wymienionej) bitej kobiety, która się cieszy, że mąż jej nie bije ,a sama nie dostrzega ,że jest chytrze manipulowana i wykorzystywana przez męża… w inny sposób.
Uczymy się co to jest dobro, a co zło bardzo powoli i trochę ,,ślamazarnie” ponieważ w tej samej sekundzie ktoś cierpi, a my egzaltujemy zło do rangi potrzebnej wartości, by człowiek się ,,rozwinął” lub ,,najadł”, zwykle jednak człowiek się nie rozwija, a wchodzi w depresję lub dopuszcza się czynów przestępczych z rozpaczy, lub odchodzi…
Dlatego uważam ,że zło samo w sobie nie jest potrzebne do własnego rozwoju, udoskonalania istoty ludzkiej.
Człowiek, który cierpi na depresję w wyniku przeżyć traumatycznych, poprzez te cierpienia może zaniechać planów, które miał zrealizować, zrezygnować z okazji stworzenia czegoś dla siebie i innych.
Człowiek, który cierpi i lęka się, może się wycofać z realizacji korzystnych zamierzeń i planów nie tylko dla niego lecz i dla innych, co zamyka rozwój prawdopodobnie innym, w jego otoczeniu lub społeczności, w której przebywa. Tworzy się brak nadziei i stany zniechęcenia do podjęcia działań.
Cierpienie tworzy lawinę, która jak w dominie lub reakcji łańcuchowej tworzy energię niszczącą zwykle, po której pokolenia powstają z popiołów i odgrzebywana jest pamięć jedynie na poziomie duchowym, ponieważ energia niszcząca zmarnowała wszystkie wartości psychiczne i materialne, geny, dorobek nieznanych nam ludzi i cywilizacji… a obecna pozostałość może być jedynie zniekształconymi genami i… ,,dopatrywaniem się zniekształceń dokonanych przez kosmitów”, a nie przez nas samych jako ludzi.
Ludzie nie chcą brać odpowiedzialności za swoje czyny, wolą zwalać winę na kosmitów lub inne tajemnicze ,,demony”. Chociaż nie neguję istnienia, kosmitów czy bytowania kosmicznych cywilizacji w kosmicznej zagadce wszechświata.
Budowanie od nowa i oraz upatrywanie w samym cierpieniu potrzebnej wartości, nie jest rozwiązaniem i tworzeniem doskonalszych genów. Cierpienie, akceptacja zła jako potrzebnej wartości może być przyczyną tworzenia się ,,tkanek nowotworowych” w ciele i społeczeństwie, ponieważ niby jest to potrzebne dla naszego rozwoju… a jeśli jest to…
Dlatego nadzieja, pozytywne nastawianie do rzeczywistości dla mnie są tak drogocenne, akceptacja ciepłych sympatycznych relacji międzyludzkich, to – wartości nieprzemijające, dające szansę na wyjście z ,,wieków ciemnych”.
Elżbieta Beata Szczygielska, obecnie weganka, poetka itd…
Nadesłał/a: kochającaplanetę
2 komentarze
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Witam
Bardzo madra tresc, rzadko kiedy tak moge w calosci identyfikowac sie z trescia jak w przypadku tego tekstu i tych przemyslen. Caly czas z racji zawodu spotykam sie z ludzkimi tragediami, obserwuje rozne ludzkie zachowania, niektore sa wpaniale, ale nie oznacza to cierpienie te osoby uszlachetnia, te osoby przeciez moglyby swa energie, wiedze, uczucia spozytkowac na dzialania ktore by stworzyly tzw.”wartosc dodana”, a nie walczyc z przeciwienstwami losu. Oczywiscie, niektore osoby dopiero tak naprawde „budza sie do zycia” w momencie tragedii ale jestem przekonany, ze mozliwe bylyby bodzce pozytywne do przebudzenia siebie, niekoniecznie temu musiala sluzyc choroba czy smierc.
Pozdrawiam
Adam
ps. przepraszam za brak polskich czcionek, cos mi komputer …
Też witam:) Dziękuję za wypowiedź, przyznaję trochę to zbyt spontanicznie i emocjonalnie napisałam, oraz podjęłam szybką decyzję wrzucenia tego na portal wegetarianie, i teraz nie wiem czy w konsekwencji nie uraziłam czyichś uczuć… Napisałam to co czuję i myślę nadal. Cierpienie ,,niby” udoskonala ponieważ w pewnym momencie poprzez cierpienie człowiek może ,,zaskoczyć” zrozumieć błędy w postępowaniu, lecz może lub nie… i tu wpisane jest ryzyko zniszczenia wartości, o których nie mamy pojęcia. Nie mamy pojęcia bo zbyt silnie uwikłaliśmy w cywilizację cierpienia.
Nie wiemy nic o wartościach, które zamykane są w samotności tych którzy uciekają od rzeczywistości w różny sposób, lub społeczeństwo w swej gonitwie ku zatraceniu, wrażliwców zanadto gorliwie odrzuca jako niezrozumiałe zjawiska dla ,,gruboskórnych”.
Myślę, że zanadto uwierzyliśmy w ,,walkę o przetrwanie i wyścig szczurów” jako wartości.
Dla mnie osobiście walka, wojna, pęd oraz dodatkowe inne niezależne od nikogo tragedie powodujące wynikające z stąd cierpienia to nie wartości, a raczej ,,ostateczna’’ konieczność (lecz czy napewno konieczność?), lub wynik końcowy czyli skutek cierpienia, które napędza ponowną lawinę cierpienia, ,,zadośćuczynienia” najczęściej z zemsty (która też wynika z cierpienia psyche lub ciała).
Lecz ta ,,konieczność”, lub skutek nie dla wszystkich jest wartością nadrzędną.
Myślę, że człowiek posiada swoją indywidualną granicę cierpienia , poza którą staje się kłębkiem nerw i samego tylko cierpienia, zatracenie w bólu, może powodować bezmyślne działania, bo nikt w nieskończoność nie może cierpieć, ból może odbierać rozum, trudno w takich warunkach wtedy filozofować o wartości cierpienia, czy wymagać zachowań związanych z godnością.
Któż się odważy debatować coś matce uwikłanej we własne cierpienie – o ,,wartości cierpienia” której syn zginął w wojnie, w której nie chciał uczestniczyć ,,ponieważ miał ideały pacyficzne”? Gdzie tu jest wartość?
Pozdrawiam
ps. a ja czasami robię błędy ortograficzne, bo zbyt szybko coś napiszę…