Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę” – głosi artykuł 1 ustawy o ochronie zwierząt. Trudno o większą kpinę z tego prawa niż świąteczna sprzedaż karpi!

Zbliża się kolejna wigilijna rzeź: 14-17 milionów polskich i pewno drugie tyle czeskich i słowackich karpi przejdzie przez wielodniową udrękę spuszczania stawu, transportu, stłoczenia i przyduszenia w kadziach przed sprzedażą, często w zakrwawionej wodzie (bo szarpanie i podnoszenie za wieczka skrzelowe powoduje rany), nabierania czerpakami, rzucania na wagę i pakowania do plastikowej torby. Do tego etapu wszystkie ryby doświadczały równie brutalnego traktowania, a szczęście miały tylko te słabsze, które skończyły życie wcześniej. Więcej od szczęścia zależy po przybyciu do domu przeznaczenia: niektóre zwierzęta mają szansę ostatni raz rozprostować się wannie, a inne muszą pozostawać do śmierci skręcone w kubełku z litrem wody. Niezależnie od sposobu przetrzymywania, jedne będą miały szczęście umrzeć zabite sprawiedliwie, ale inne, nieudolnie ogłuszone, obudzą się pod nożem…

Karpie należą do grupy ryb zwanej kościstymi (Teleostei), która powstała w późnym triasie, prawie równocześnie ze ssakami, i pod względem rozwoju układu nerkowego, zwłaszcza mózgu i złożoności motywowanych, tzn. zachodzących z udziałem wiadomości (a nie zaprogramowanych) zachowań, jest porównywalna z niektórymi ssakami.

Ryby dzielą z nami podstawowe elementy systemu motywacyjnego, który ewolucyjnie jest źródłem wszelkich doznań pozytywnych i negatywnych. Ryby mają w mózgu tzw. układ nagrody, który generuje pozytywne doznania i który funkcjonuje przy udziale dopaminy – dzięki temu podobna do dopaminy amfetamina powoduje przyjemne doznania u nas i najwyraźniej u ryb, które wykonują różne zadania, aby ją dostać.

Ryby mają te same zakończenia bólowe (A i C) co ssaki i odczuwają ból, co eksperymentalnie udowodnili naukowcy ze znanego szkockiego Instytutu Roślin (w którym sklonowano owcę Dolly). Na przykład ryby, którym wstrzyknięto substancję drażniącą pod skórę szczęk, unikają pobierania pokarmu. W mózgu ryb działają opioidy, dlatego morfina uśmierza ból również u ryb.

Ryby mają odpowiednik ciała migdałowatego i odczuwają strach, który hamowany jest benzodiazepinami (substancje czynne środków uspokajających). Ból, strach i inne negatywne doznania, od których nie można się uwolnić, powodują stres, który u ryb przejawia się tak samo jak u innych kręgowców, tzn. wydzielaniem hormonów rdzenia nadnerczy (adrenaliny, noradrenaliny) i kory nadnerczy (kortykosteroidów), a także utratą wagi ciała (co przy 20-25 tys. ton karpi sprzedawanych na jedne święta oznacza wymierne straty finansowe).

Ryby potrzebują około jednego dnia, aby wrócić do równowagi po chwytaniu oraz/lub transporcie. Świąteczne karpie nie mają na to szansy choćby dlatego, że samo stłoczenie wywołuje u nich stres.

Dr A.S. Chase z Rowland Institute for Science (Cambridge, Massachusetts, USA) wykazał, że karpie są wrażliwe na muzykę i mają zadziwiającą zdolność kategoryzacji stylów muzycznych, w szczególności odróżniania bluesa od klasyki, niezależnie od instrumentów, wykonawców i innych zmiennych. Trzeba przyznać, że przynajmniej muzyki supermarkety karpiom nie szczędzą. Zwierzęta miotają się w brudnej wodzie i na wadze przy wzniosłych dźwiękach
„Chwała na wysokości” i „In Excelsis Deo”. Chciałoby się wierzyć, że te niebiańskie śpiewy nie tylko zachęcają katolicki naród do zakupów, ale uśmierzają cierpienie wszystkich boskich stworzeń.
Za ryby modlił się podobno św. Antoni z Padwy (1195-1231), młodszy brat zakonny św. Franciszka, ale nic to rybom nie pomogło, bo obecni duchowi gospodarze Bożego Narodzenia w przeważającej większości demonstrują obojętność nie tylko dla losu ryb, ale wszystkich innych zwierząt.

W 2002 r. rozgorzała debata na temat łowienia ryb na żywca, to znaczy nadziewania na haczyk żywej ryby jako przynęty. Miesięcznik „Wiadomości
Wędkarskie” opublikował wypowiedzi czterech prominentnych wędkarzy. Profesorowie Zbigniew Religa i Andrzej Witkowski (ichtiolog z Uniwersytetu Wrocławskiego) wypowiedzieli się przeciwko tej praktyce. Za łowieniem na żywca wypowiedział się uważany za oświeconego hierarchę rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie bp Tadeusz Pieronek, który nie tylko nie widzi nic złego w nadziewaniu żywej ryby na haczyk, ale uważa, że „świat upadł na głowę”, jeżeli tę praktykę nadziewania żywego kręgowca na haczyk kwestionuje. W każdym razie zakaz łowienia na żywca w 2003 r. został zniesiony rozporządzeniem ministra rolnictwa.

Fascynująca jest psychologia świątecznego znęcania się nad karpiami, w które dorośli wciągają dzieci, jakby chcieli je do czegoś przyuczyć. W Czechach spuszczanie stawów stało się rytuałem, w którym biorą udział wycieczki szkolne! W polskich supermarketach wielokrotnie obserwowałem, jak zadowoleni z siebie ojcowie podnoszą dzieci, by pokazać im rzucające się ryby i zachęcają do wyboru osobników do zjedzenia. U części dzieci wywołuje to widoczne cierpienie zastępcze, określane przez psychologa M.L. Hoffmana jako empatyczny dystres. U starszych, powyżej 10 lat, dochodzi do tego poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, zaczynają stawiać pytania, na które odpowiedzi są zwykle głęboko demoralizujące. 12-letni chłopiec, który przeżył szok na widok masakry karpi w jednym z warszawskich supermarketów Tesco, otrzymał w końcu szczerą odpowiedź od przedstawicielki supermarketu: „Może to okrutne, ale taka jest w Polsce tradycja, że przed świętami każdy musi mieć w domu żywego karpia”. Na szczęście już nie każdy i mam nadzieję, że obecna większość stanie się za kilka lat mniejszością, która przestanie zatruwać radosny nastrój świąt.

Artykuł 1 ustawy o ochronie zwierząt głosi, że zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Może więc IV Rzeczpospolita wprowadzi prawo i przyzwoitość (choćby minimalną, bo o sprawiedliwości w tej materii nie można nawet marzyć) również w stosunku do tych zwierząt? Żadna tradycja nie jest usprawiedliwieniem dla barbarzyństwa i okrucieństwa – gdyby była, to należałoby tolerować kanibalizm, do niedawna element kultury niektórych ludów. Wszystkie ryby na sprzedaż mogą i powinny być szybko uśmiercane zaraz po odłowie. Ostatecznie skorzystają na tym również sami hodowcy i sprzedawcy, którzy unikną strat spowodowanych transportem i przetrzymywaniem żywych ryb, a także narastającej krytyki w mediach i problemów z PR. Stracą na tym tylko ci, którzy lubią zabijać i przyuczać do tego dzieci, ale to chyba byłby jeszcze jeden zysk dla nas wszystkich.

Andrzej Elżanowski
Autor jest prof. dr. hab., kierownikiem Zakładu Zoologii Kręgowców w Instytucie Zoologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Źródło artykułu: Polityka nr 48 (2582)

Czytaj także: