Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

To prawdziwa plaga. Kradną je podstępem, nie unikają przemocy. W Wielkiej Brytanii łupem bodaj najbardziej pożądanym są psy. Przypadki dognappingu – taki termin funkcjonuje już w obiegu – są coraz częstsze. Rosną także dochody złodziei, bo właściciele płaczą i płacą znaleźne, choć wszyscy doskonale wiedzą, że chodzi o okup.

Jak wielka może być miłość do ukochanego czworonoga? Właściciele stron internetowych, poświęconych poszukiwaniu zaginionych pupilów, słyszeli nawet o 25 000 funtów. A jak wielka może być determinacja złodziei? Najbardziej chyba drastycznym przykładem jest porwanie z użyciem broni palnej – w hrabstwie Essex rzezimieszkowie zastrzelili sukę owczarka niemieckiego, by zabrać szczenięta.

Z takim przypadkiem spotkała się Jane Hayes, właścicielka internetowej strony www.doglost.co.uk, którą założyła gdy jej samej skradziono z ogrodu ukochanego Hermiego, miniaturowego buldoga francuskiego. – To było sześć tygodni traumy – opowiada o tym na swej stronie.

O wielkiej traumie mogą opowiedzieć również Polacy rozpaczający po stracie psów. Na stronie www.petworld.pl roi się od czułych opisów ukochanych czworonogów, apeli, zaklęć i ofert wysokich nagród za znaleźne. Ale w Polsce, w odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, nie ma jeszcze specjalnych serwisów, poświęconych wyłącznie poszukiwaniu skradzionych zwierząt. Co wcale nie oznacza, że taki problem nie istnieje.

Policja ma ważniejsze sprawy na głowie

Gdy Jane Hayes rozpoczęła poszukiwanie swego Hermiego, ze zdziwieniem stwierdziła, że w zasadzie właściciel zdany jest wtedy tylko i wyłącznie na swoją intuicję. I wielką, bezinteresowną pomoc innych właścicieli zwierzaków. Ale to, jej zdaniem, zbyt mało. Nie ma jakichkolwiek instytucji czy organizacji pomagających zrozpaczonym ludziom, a policja raczej umywa ręce i zbytnio się nie angażuje, nawet jeśli działania złodziei nie ograniczają się tylko do kradzieży. Właścicielce zastrzelonej suki policja poradziła – lepiej nic w tej sprawie nie robić, by nie wywołać paniki w okolicy.

Również w przypadku Jane Hayes policja nie chciała interweniować. Jane odzyskała swego psa, choć nie obyło się bez przemocy. Wraz ze swym przyjacielem, odwaliwszy kawał dobrej, detektywistycznej roboty, na podstawie szczątkowych informacji ustaliła kim są złodzieje, wytropiła ich i odebrała Hermiego. Doszło do bójki, w której pobito Tima, przyjaciela Jane. Policja nie interweniowała.

Przerażona bezradnością, w której, tak jak ona, znajduje się każdy ograbiony z czworonoga właściciel, postanowiła stworzyć namiastkę systemu poszukiwawczego w postaci strony internetowej. Efekt? Tylko w ubiegłym roku za jej pośrednictwem 1800 czworonogów wróciło do swych właścicieli.

Pamela Greaves, właścicielka strony www.ukpetsearch.freeuk.com, założonej w podobnych do przypadku Jane Hayes okolicznościach ocenia, że rocznie w Wielkiej Brytanii ginie nawet 5000 psów. Rzeczywista liczba jest jednak nieznana, ponieważ, jak podkreśla Greaves, policja niechętnie rejestruje porwania psów, najczęściej lekceważąc zgłoszenia. Inna rzecz, że policja niewiele może zdziałać, bo wymówka złodziei jest zawsze taka sama – po prostu z dobrego serca przygarnęli wałęsającego się czworonoga.

Obcięte uszy i seks z właścicielką

Hayes przygotowuje właśnie filmową dokumentację gwałtownie narastającego dognappingu. Kiedy w parku w zachodniej dzielnicy Londynu filmowała jak bandyci, grożąc nożem, odbierają dzieciom psa, o mało co znów nie straciła swego ukochanego Herniego, którego ktoś również chciał ukraść.

Codzienność nie jest aż tak dramatyczna – psy są kradzione spod sklepów, w parkach, wabione i uprowadzane z przydomowych ogródków. Najczęściej giną modne, chodliwe rasy i właściciel takiego zwierzęcia ma wielkie szczęście, jeśli „znalazca” odezwie się właśnie do niego. Rada zaprawionych w poszukiwaniach psów: nie targuj się, płać ile zażąda. Zwłaszcza że często argumentem w negocjacjach są obcięte psie uszy, przysyłane właścicielom na dowód tego, co może stać się, jeśli negocjacje będą się przeciągać. Hayes zna przypadki, kiedy okupem miał być seks właścicielki z porywaczem.

Samoobrona, czyli odwiedzaj puby

Doświadczeni poszukiwacze psów doradzają środki zapobiegawcze – wszczepianie lokalizujących układów elektronicznych, ale przede wszystkim tatuaże w uchu. Takie widoczne znakowanie znakomicie odstrasza złodziei. Jeśli już jednak dojdzie do kradzieży, podstawą jest szybkie działanie. Jeśli pies nie znajdzie się w ciągu tygodnia, wielce prawdopodobne jest, że został przez złodziei zabity.

Dobrym sposobem jest rozlepienie plakatów z wizerunkiem pupila w okolicy. Pomoc w sporządzeniu takich plakatów oferuje nieodpłatnie serwis poszukiwawczy Jane Hayes. Taki „gorący” towar jest trudniejszy do sprzedania. Spore efekty daje odwiedzanie pobliskich pubów i rozpowiadanie o zaginionym czworonogu – często kradną go lumpy a okup ma wystarczyć na parę flaszek.

I wreszcie nękanie policji – Jane Hayes i Pamela Greaves sugerują, by robić to w interesie własnym i innych właścicieli czworonogów. Wprowadzanie tych przypadków do policyjnych rejestrów ujawni w końcu czarno na białym rzeczywistą skalę zjawiska. A jeśli zarejestrują – będą musiała podjąć działania. W końcu pies jest własnością, której zabór podlega takiej samej karze jak kradzież samochodu. Tylko gdy ukradną ci samochód, serce nie będzie tak bolało…

oprac. jaro/o2.pl

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl