Swoją drogą jak czasami pomyślę o "typowej" studenckiej diecie...co drugi dzień pierogi z mięsem albo jajecznica...oryginalność aż do bólu 😉
Zapomniałaś dodać o lampce (albo kloszu od lampy) pełnej alkoholu ;).
Zapomniałaś dodać o lampce (albo kloszu od lampy) pełnej alkoholu ;).
Uznałam to za zbyt oczywiste żeby wspominać 😀 Chociaż po prawdzie to nie do końca identyfikuję się z tym trybem życia 😉 kurcze, chyba za mało cool jestem 😮 albo- co bardziej prawdopodobne- po prostu się starzeję 😉
No właśnie ta studencka dieta... Mi też nie służy, ale ratuję się sokiem buraczanym (ohydny ale zdrowy), brokułami i surowizną. Zamiana chipsów na banany i migdały też dużo dała. Chociaż i tak najgorsza jest w moim przypadku nieregularność posiłków.
A co do żałowania - ja nie żałuję, uważam, że bycie jaroszem, a później przejście na wegetarianizm to najlepsza decyzja jaką podjęłam. Żałuję tylko, że tak mało jest półproduktów wegetariańskich czy wegańskich i że mają nieziemskie ceny, żałuję, że nie mogę znaleźć czekolady bez lecytyny w normalnej cenie i że nie potrafię wyzwolić się z mleczno-jajecznego nałogu.
A ja mam problem, bo mi ostatnio mięso pachnie, i chce mi się ryby. Fakt, że nie pachnie akurat mi gotowane mięso (jeden z najgorszych zapachów świata), ani nie kusi mnie pasztetowa i te syfiaste parówki. Więc mam pytanie: czy wam również się to zdarza? Jeśli tak, to jakie macie sposoby na takie "ciągoty"? Z góry dziękuje za odpowiedzi "Jak śmiesz", "Zapominasz, że mięso to morderstwo", bo chodzi mi o praktyczne odpowiedzi, a nie krytykę. Pozdrawiam.
Just free love.
LauroP. , dziś Hipiska, chyba w wątku obiadowym, wspomniała o tym, że smak wędzonego tofu kojarzy jej się z rybą (mnie tam bardziej z kurczakiem, ale mogę już nie pamiętać 😉 ). Pewnie wielu wegetarian czasem ma chwile słabości, ale w takich momentach właśnie świetnie sprawdzają się parówki sojowe, kotlety, wędliny, tofu, itp., bo są PRZYPRAWIANE podobnie jak mięso i mają zbliżoną fakturę. Na pewno dasz radę i przy pomocy przetworzonej soi wygrasz ze słabością 🙂
Nie...nigdy nie żałowałam, że jestem wegetarianką. Jeśli chodzi o te rodzinne obiady, gdy ja muszę jeść co innego...cóż miło nie jest, ale jedyne czego żałuję to to, że moja rodzina nie jest wege, bo wiem, że to ja dobrze postępuję. Jeśli chodzi o znajomych, nieraz słyszałam niemiłe docinki, ale i w tym wypadku, nie żałuję, jestem dumna z tego, że nie przyczyniam się do śmierci tysięcy niewinnych istot. Chciałabym jednak namówić kilka osób do wegetarianizmu...Chciałabym, żeby podział na mięsożerców i wege był bardziej wyrównany, tak aby ludzie nie traktowali mnie jak dziwaka;> Ale tego, jak postanowiłąm żyć nigdy nie będę żałować, nawet jakbym była jedyną wegetarianką na świecie;)
ja też nie żałuję, nie mam czego 🙂 a poza tym, w ogóle nie mam "smaka" nie ciągnie mnie do żadnej mięsnej potrawy a zapach np. pieczonego kurczaka nie wywołuje u mnie ssania w żołądku, ostatnio jak moi rodzice parzyli kiełbasę taką swojską od kogoś ze wsi to musiałam wyjść bo mi śmierdziało przeokrutnie.
Nie żałuję ani jednego nie zjedzonego rosołku, kotleta, gulaszu, hamburgera, gyrosa etc, z żadnej okazji, a myślię wręcz, że na rodzinnych imprezach to nie mi powinno być głupio, że nie jem tego co wszyscy, bo to gospodarz powinien o to zadbać, wiedząc, że ma wege-członka rodziny 🙂
dziękuję, dobranoc 🙂
"wrogowie radia Maryja niech będa przeklęci"
Minęło już trochę czasu (ponad 9 lat), ale od tego czasu nigdy nie żałowałam ani nie ciągnęło mnie do mięsa. Chciałabym żeby tak było ze słodyczami 😀
Wiem, "nigdy nie mów nigdy", ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żebym żałowała kiedykolwiek decyzji o zostaniu wege albo żeby mnie ciągnęło do mięsa..
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja