Catinahat - chyba musimy wrocic do terminologi, bo byc moze myslimy podobnie, tylko nazewnictwo uzywamy inne. Idac do sklepu, kupujemy towar, sprzedawca oczekuje konkretne sumy pieniedzy tu i teraz - uklad jest wiec jasny i uswiadamiamy go sobie co ile kosztuje. W relacjach miedzyludzkich wielokrotnie pewno kazdemu z nas zdarzyla sie sytuacja ze cos dalismy, albo nam dano (niekonieczne rzeczy materialne) i nie oczekiwalismy albo nie oczekiwano za to jakiejs gratyfikacji - wiec sklepem tej sytuacji nazwac nie mozna. Co do bycia w zwiazkach oczywiscie zwiazki polegaja na wzajemnym dawaniu siebie drugiej osobie, ale wszystkie te relacje miedzyludzkie sa nie zmierzalne i nie ocenialne, a przede wszystkim podlegaja stalej zmianie i modyfikacji - nie mozna wycenic co za co dajemy i ile kosztuje. Dajemy wzajemnie siebie, bo kochamy sie, a nie ze druga osoba cos konkretnego nam da tu i teraz (vide opis sklepu) Smutny jest ten chlopak czy dziewczyna ktora poznaje druga osobe i od razu w sposob swiadomy oczekuje jakiejs konkretnej gratyfikacji za swoje zainteresowanie druga osoba. W sklepie jak nie ma okreslonego towaru, idziemy zwykle do drugiego. W zwiazkach gdy cos sie psuje, powinnismy rozmawiac poczekac, zrozumiec, pomoc - bo przeciez nie jestesmy ze stali, kazda z nas ma lepsze i gorsze dni. Nigdy nie namawialem by tkwic w zwiazkach dysfunkcyjnych, zreszta z tego co wiem terapeuci zajmujacy sie tymi problemami tez tego nie robia (kazdy sam musi dojsc do odpowiednich wnioskow samodzielnie, mozna tylko zadawac pytania i uswiadamiac sobie) Ja co prawda nie zajmuje sie tego typu problemami, ale wiele razy przychodzily do mnie Panie oficjalnie z innymi problemami, doswiadczajace przemocy w rodzinie - jestem ostatnia osoba aby namawiac te osoby do pozostania w zwiazkach, wiec tez nie idealizuje i nie twierdze, ze w zwiazkach nalezy tkwic, jest taki punkt krytyczny w relacjach miedzyludzkich, gdzie dane osoby przestaja byc razem sa osobno albo co gorzej przeciwko - wtedy mamy do czynienia z koncem zwiazku, ale punkt ten tez dla kazdego jest inny i jest rowniez, w przeciwienstwie do towaru w sklepie nie zmierzalny. Catinahat nie jestem swiety :), napisalem "jezeli moge i chce komus pomoc" wiec nie rzucam sie od razu kazdemu z pomoca, bywam asertywny :), w obu przypadkach (pomagajac badz nie) nie kalkuluje czy mi sie to oplaca (orzynajmniej mam taka nadzieje, bo co mysli podswiadomosc moja ... 🙂 nie wiem)
Myślę, że w końcu dochodzimy do konkretnych wniosków 🙂 W porównaniu związku i rynku chodziło mi tylko o to, że działają na podobnej zasadzie, tzn. wymianie. I jeśli jest ona zrównoważona to najczęściej jest to udany związek, z jednakowym zaagażowaniem obydwu stron. Tego nie trzeba wyliczać na zasadzie- zrobiłam mu herbatę więc następną musi zrobić on. Człowiek czuje, gdy dostaje równie dużo uczuć ile daje sam i jest wtedy szczęśliwy.
Z tym pomaganiem nie chodzi wcale o to, żeby się opłacało. To jest coś, co robimy z potrzeby serca i naszą nagrodą za to jest przyjemne uczucie satysfakcji.
Chyba rzeczywiście myślimy podobnie, tylko używamy innych nazw i trochę inaczej interpretujemy to co widzimy. 🙂
Ja komuś pomogłem, dostałem za to w twarz i zniszczyłem swoje zdrowie. nie ma mowy o wdzięczności. Nie jestem zadowolony, ale nie żałuję. Właśnie po to się żyje, dla uczuć. Dla radości, ale i żalu. Gruchanie i szczebiotanie mnie nie interesuje. W moim mniemaniu przyjaźń jest fundamentem miłości. Zdaje się że mój ideał jest nieosiągalny, jednak nie ustanę w swojej wierze. Ludzie śmieją się, że niby Ja twierdzę, że nie chce być szczęśliwy. Chcę i dążę do tego, by być. Ale nie będę. ""Szczęśliwi ludzie to tacy, którzy nie są świadomi lepszych i większych możliwości, żyją we własnych światach odpowiednio skrojonych do ich predyspozycji".
z reguły "zimni konsumenci" łamią serca romantykom...
tez sie wycierpiałam zanim znalazłam moja druga polówkę...
na szczęście jest takim samym romantycznym przytulaczkiem jak ja i jest nam ze sobą dobrze już od kilku lat 🙂
mam swoja własną teorie na temat miłości i jej odmian..
Fatty
"a przecież wszystkie miłostki kiedyś mijają, a twardym trzeba być."
mijają zauroczenia, zakochania(motylki)...
ale nie prawdziwa miłość ...
jezeli ktos oczekuje ciągłych motylków w brzuchu, i gdy mijają szuka nowych to nie dojrzał do prawdziwej miłości.
Zakochanie to tylko wstęp...a gdy mija pierwsza fascynacja, to taka próba dla związku...
i tylko od nas zależy czy pozwolimy aby z tego rozwinęło sie cos głębszego,...
w takich momentach najwięcej związków sie rozpada, bo brakuje tego szalonego ale plytkiego uczucia...
Jezeli przetrwa sie ten czas to po czasie zaczynamy sobie uświadamiać ile dla siebie znaczymy,
dorastamy do tej miłości ..aby na nowo i trwale zafascynować sie partnerem.
Oczywiście zgodność charakterów tez jest ważna...i nikt nie każe nam w imie miłości akceptować poważnych wad u partnera bo taki związek prędzej czy pózniej sie rozpadnie..
ale nikt nie jest ideałem , dlatego powinniśmy przymykać oko na niektóre minusy i dążyć do wzajemnej poprawy.
Tak wiec do prawdziwej miłości trzeba dorosnąć...
a bez wzajemnego szacunku i przyjaźni pomiędzy partnerami nie ma szans
na trwały związek.
omnia vincit amor!!
no tak sie mówi na tâ euforie...intensywne odczucia na poczatku związku...
mi zawsze bardziej bilo serce...no i brzuchu tez miałam dziwne uczucie jak sobie np. wspominałam pierwszy pocałunek..:D
całkiem możliwe ze ma to tez związek z hormonami...
i może każdy to odczuwa inaczej..ale chyba u każdego jest to przyjemne ..
kończę już bo chyba odeszłam od tematu..
omnia vincit amor!!
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja