http://www.allegro.pl/item156092922_obrazek_9x13_na_zycie_konia_tara.html
i przepraszam wiem mam swój oddzielnly temata ale sprawa jest naprawde pilna i bardzo dramatyczna ...........
[edytowane 8/1/2007 od marchewka2808]
<a href=http://www.centaurus.org.pl/<img src=
http://www.allegro.pl/item156609398_obrazek_9x13_na_zycie_konia_tara.html
link do nowej aukcji 🙂 na poprzedniej wykupiona wszyskie 200 cegiełek co daje sume 2000 zł. połowa kwoty kilka osób przesłao też pieniadze bez kupowania cegiełek więc musi sie udać !!!
Jeszcze czegos takiego nie widziałam naprawde w dwa/trzy dni poszły wszystkie widac ze jeszcze istniej dobro i ludzkie współczucie dla mniejszych braci dziękuje :love: :love: :love:
<a href=http://www.centaurus.org.pl/<img src=
Po raz kolejny udało nam się wspólnie uratować istnienie. Uczucia, jakie towarzyszą niesieniu pomocy, są trudne do opisania. W czwartek zawitał do nas koń, a dokładniej klacz, którą udało się wykupić bezpośrednio przed śmiercią. Dzięki Wam wszystkim, dzięki Waszej miłości, dzięki wierze w to co robimy, akcja jej ratowania przebiegła szybko - jak nigdy dotąd.
Wiemy, że Tara nie ma już miejsca na nowe konie, ale wiemy też, że w naszych i Waszych sercach nigdy go nie zabraknie. Wiemy, że w chwili mobilizacji ludzie zdolni są czynić cuda i właśnie takiego cudu dokonaliście - kolejne życie będzie mogło trwać i cieszyć się wolnością. Przepraszamy za opóźnienie informacji ale wiatry spowodowały awarie prądu i w Nieszkowicach zapanowały egipskie ciemności (a co za tym idzie całkowity brak łączności).
Nowa klacz ma na imię LUCY i jej wiek trudno określić, ma ogromne problemy z nogami i stąd bierze się jej krzywy chód. Jest przepiękna, a po wyjściu z przyczepy zarżała donośnie obwieszczając, że przybyła. Odpowiedział jej koński amant Jasiu równie donośnym rżeniem. Przeszła wiele w życiu, wiele cierpienia dane było jej doświadczyć, ale to już się skończyło. Jeszcze raz dziękujemy wszystkim, którzy pomogli, bo dzięki takim akcjom rośnie wiara w człowieczeństwo ludzi. Niestety zdjęcia dostarczymy w najbliższym czasie, nastąpiła mała awaria aparatu, która zresztą szybko zostanie usunięta i w przeciągu dwóch dni powinny już być.
A gdyby konie potrafiły mówić to...........
[i] Kiedy się urodziłam nie myślałam jeszcze o tym, co będę robiła kiedyś, w głowie mi było źrebięce brykanie, radość z nowo poznawanego świata, długie pogonie za motylem, smaczne mleko mamy i jej ciepła sierść, jej serce biło tylko dla mnie, mama była cała moja.
Tysiące pytań które jej zadawałam, dlaczego ptak jest szybszy od nas, dlaczego te duże krople padające z nieba są takie mokre, dlaczego to duże koło tak przyjemnie ogrzewa z rana mą skórę i jest takie jasne. Byłam dzieckiem, jakże mało wtedy wiedziałam. Pewnego dnia po porannym pysznym śniadaniu przyszedł do mnie człowiek, miałam już z nim kontakt ale krótko, właściwie ważniejsze było dla mnie brykanie. Nie wiedziałam czy był to przyjaciel, więc stanęłam z boku patrząc jak głaszcze mamę, nawet byłam trochę zazdrosna. Powoli i ostrożnie zbliżyłam się i powąchałam - jakże dziwnie pachniał, inaczej niż trawa. Pogłaskał też i mnie, jego dotyk był delikatny i ciepły, to był przyjaciel. Te obrazy przesuwały mi się przed oczami, kiedy stałam zamknięta w ciemnym pomieszczeniu wpatrzona w przeszłość bo tylko to mogłam dostrzec. Czy tamten człowiek był przyjacielem? - tak był. Potem przyszedł czas kiedy dorosłam, marzyłam że będą mi dane bezkresne łąki, po których ścigając się ze wschodem słońca mą grzywę będzie rozwiewał wiatr. Było inaczej - startowałam w czymś co ludzie nazywają wyścigami, siedzący na mnie człowiek popędzał i ja starałam się dać z siebie wszystko wiedząc, że gdzieś tam z przodu jest meta. Że wreszcie skończy się ta gonitwa, że będę mogła odpocząć. Przyzwyczaiłam się do wyścigów, boksu startowego, do uderzeń szpicrutą, przyzwyczaiłam się nawet do braku wolności, podczas gonitwy gnałam jak wiatr, lecz każdy wiatr kiedyś słabnie. I moje nogi zaczęły też słabnąć, nie wygrywałam już, człowiek odwiedzał mnie coraz rzadziej. Nie miałam już sił. Pewnego dnia sprzedano mnie, już będąc w przyczepie krzyczałam „nie chcę cię opuszczać, nie oddawaj mnie, tyle razem przeszliśmy, tych słów nikt nie rozumiał.
Dalej ciemno czy dzisiaj dostanę cos do jedzenia? Czy znów zostaną mi tylko wspomnienia przeszłości? Kolejne lata przeleciały szybko, trafiłam do szkółki jeździeckiej, woziłam ludzi, popadłam w pewną apatyczność, dzień za dniem, każdy taki sam, jakże mi brakowało motyli i wiatru. Ciężka praca dawała się coraz bardziej we znaki, za ciężka dla mnie często starałam się buntować, zrzucałam ciężar, stałam się bardziej nerwowa, znalazłam sposób żeby nikt nie wsiadał na mnie. Nie miałam już na to sił, żyłam tylko pragnieniem wolności.
Sprzedano mnie po raz kolejny, kupił mnie jeden człowiek. Miałam ogromną nadzieję że znowu będę czuła ciepłą rękę, znów usłyszę szept. Myliłam się bardzo. Trafiłam do miejsca, którym końskie mamy straszą swe dzieci, trafiłam do miejsca skąd nie ma już ucieczki. Wiedziałam, że czeka mnie śmierć. Odwiedzali mnie ludzie ale od tych ludzi wiało chłodem, dotykali mnie mówiąc „za chuda, jakby pan utuczył to wezmę” - tylko dokąd? Zawieziono mnie na targ, ale na moje szczęście nie przytyłam i nikt mnie nie kupił. Nikt nie patrzył na mój strach, na me cierpienie. Mogłam żyć dalej, mogłam marzyć .
Zrobiło się jasno. Czy to już, czy to, o czym teraz myślałam to był film z życia, czy to już koniec. Apatyczna ,osowiała nie mam już sił na walkę, za dużo było jej w moim życiu, za dużo musiałam walczyć o to, co mi się należy, co natura dała mi wraz z urodzeniem, o wolność. Wchodzę do przyczepy, jeszcze ostatni raz chcę popatrzeć na słońce, którego tak dawno nie widziałam, usłyszeć świergot ptaków. Nie widzę słońca, nie słyszę ptaków, przede mną tylko prostokątna czerń przyczepy. Już jadę - dokąd ? Wolę nie myśleć, może tak będzie szybciej, prościej. Czerń rozbłyska światłem , wychodzę, czyjeś ludzkie ręce łapią mnie za kantar, zapinają linkę i robimy kilka kółek. Z daleka słyszę rżenie, „nie bój się, nic ci się nie stanie, niedługo się poznamy” - czyżby tak nawoływała mnie końska śmierć.
Czyjeś ręce dotykają mej głowy głaszczą przytulają . Tak, znam to ciepło, przypominam sobie, takie samo czułam jako źrebak, kiedy dotykał mnie człowiek. A może to jednak nie to miejsce, w które miałam trafić? Może jednak nadzieja odpowiedziała na me błagania, może jednak to nie koniec? Idę do czystego pokoju, dostaję wody słysząc słowa „już niedługo wyjdziesz na łąki, do sióstr i braci”. Powoli się uspokajam.....
Teraz już wiem, że ludzie są różni, że mogą też i kochać, kochać z całych sił za istnienie. Przyjdzie czas, że będę mogła odzyskać do was zaufanie, uwierzyć, że nigdy już nie będę cierpiała, że wróci czas źrebięcej radości. Moi nowi opiekunowie wytłumaczyli mi, że wielu ludzi złożyło się na to, bym mogła żyć. Tak bardzo chcę Wam podziękować, móc dać się pogłaskać, zarżeć cicho do ucha „dziękuję”, dziękuję za wiarę , nadzieję i miłość, za pomoc w czasie kiedy już jej miało nie być, za istnienie, którym postaram się Wam odwdzięczyć.
Nie ma już mroku przed moimi oczyma , a marzenia się spełniły, kłaniam się więc nisko - w podzięce za dar życia.[/i]
<a href=http://www.centaurus.org.pl/<img src=
Fajnie dla tego konia, ale raczej niezbyt dla problemu jako całość. Osobiście nie jestem za wykupem np. koni głodzonych, maltretowanych. wiem, że to okrutne, ale to w pewien sposób nakręca im koniunkturę. Powino być prawo takie by móc te zwierzęta odbierać, a samych właścicieli karać. a jak ktoś ma konia i chce do do rzeźni sprzedać ?Tu jest ten dylemat moralny, jeśli są warunki to jestem za wykupem, ale czy to nie sprawi, że taki rolnik sobie następnego konia w tym celu wyhoduje ? Zbyt ma, albo rzeźnia albo obrońcy praw zwierząt. Troche podobnie jest z produkcja szczeniąt, które sa potem sporzedawane na ulicach, rynkach, a im biedniejsze tym szybciej idą...nabijając kase poroducentowi. Mówię ludziom nie kupujcie tych szczeniąt, bo po nich będa rodzic się następne, sprawmy by ten proceder zniknął, uderzmy od strony prawnej i od popytu. co myślicie o tym ?
http://www.wegestudio.pl/Na_krawedzi_marzen-98.html
kazamuk w sumie amsz racje. zgadzam się z Tobą w pewnym sensie... Ale szkods by mi było też tego konia co pojechałby na rzeź, albo tego szczeniaka którego prawdopodobnie by utopili...
Ale powiem Ci, że masz racje
Pozdrawiam
Czy wykonując wyrok na mordercy nie popadamy w błąd, jak dziecko, co bije krzesło, o które się uderzyło?
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja