Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

„Wielu ludzi obecnie ucisza skryty niepokój i trwa w stanie samozadowolenia, żywiąc przekonanie, że zwierzęta są w rzeźniach zabijane „humanitarnie”. W ten sposób uwalniają się od wszelkich etycznych zastrzeżeń wobec faktu jadania mięsa. Niestety, nic nie jest bardziej odległe od rzeczywistych faktów życia i… śmierci.”
Fragment książki Marii Grodeckiej „Siewcy dobrego jutra”

„Hodowla przemysłowa! – Najpierw wtłoczone zostają w istnienie, wepchnięte w życie inseminacją lub inkubacją. I od tej chwili aż do końca trwają w przerażeniu i udręce. Świat jest jednolitym koszmarem oblepiającym ciasno ich strach i cierpienie. Nie ma kogo prosić, nie ma na co liczyć, opór jest bezsilny, ucieczka niemożliwa, śmierć nieunikniona, strach bez pociechy, rozpacz bez ukojenia, męka bez zadośćuczynienia. Najwyższą, ostatnią instancją zwierzęcego Kosmosu reprezentuje Człowiek-Rzeźnik. Umierają w przekonaniu, że Bóg jest oprawcą. Z niebiańskich wyżyn ludzkiego wspaniałego i niepojętego świata, zamiast oczekiwanego gestu opiekuńczej dłoni, spada na bezbronny kark – dźwignia gilotyny”.
(Lektury i pomyślenia – maszynopis)
Maria Grodecka

Gehenna
Rzadko kto zdaje sobie sprawę, jakimi drogami trafia mięso na jego talerz albo mleko do szklanki. Niewielu zastanawia się nad tym, że ceną za ten pokarm jest śmierć i cierpienie zwierząt. W całym świecie każdego roku ginie w rzeźniach ponad 20 miliardów krów, cieląt, świń, drobiu i innych zwierząt. A każda ta śmierć jest poprzedzona osobną, indywidualną męką, strachem i bólem
Wielu ludzi obecnie ucisza skryty niepokój i trwa w stanie samozadowolenia, żywiąc przekonanie, że zwierzęta są w rzeźniach zabijane „humanitarnie”. W ten sposób uwalniają się od wszelkich etycznych zastrzeżeń wobec faktu jadania mięsa. Niestety, nic nie jest bardziej odległe od rzeczywistych faktów życia i… śmierci.

Całe życie zwierząt przeznaczonych na pokarm i pozostających w hodowlanej niewoli jest nienaturalne. Począwszy od sztucznych narodzin, sprowokowanych inseminacją, brutalnej kastracji i stymulacji hormonalnej, karmienia nieprawidłową dietą w celu szybszego utuczenia, aż do ostatniej długiej podróży w warunkach skrajnej niewygody, podróży zmierzającej do ostatecznego końca. Ciasna przegroda, paniczny strach i przerażenie, elektryczny cios, wszystko to stanowi część „najnowocześniejszego” systemu hodowli zwierząt, ich transportu i uboju. Aby akceptować to wszystko i sprzeciwiać się jedynie nadmiernej brutalności ostatnich kilku sekund życia zwierzęcia, wystarczy używanie obłudnego słowa „humanitarny”. Gdy przyjmujemy do wiadomości fakt „humanitarnego uboju” uznajemy, że wszystkie inne elementy cierpienia zwierzęcia mogłyby pozostać takie same, nie wywołując z naszej strony żadnego sprzeciwu. Rzadko zdajemy sobie sprawę, z tego w jaki sposób zwierzę, którego mięso zjadamy, zostało wyhodowane, przetransportowane i zabite. Bo nie zawsze i sam ubój jest dokonywany tymi nowoczesnymi „humanitarnymi metodami”.(Facts of Vegetarianism).

Te fakty, najczęściej wstydliwie przemilczane lub ignorowane, docierają jednak ostatnio do coraz szerszych kręgów ludzi we wszystkich krajach na świecie. Dla wielu z nich jest to zupełnym zaskoczeniem, są zdumieni i przejęci grozą, nigdy dotąd nie myśleli, że ich codzienny pokarm, który uważali za taki zwykły i normalny, zostaje okupiony niekończącą się udręką i przerażeniem czujących istot. Czasem nagłe zrozumienie bezmiaru ich męki przychodzi jak olśnienie. Trudno pojąć, że do tej pory tolerowaliśmy ten koszmar tak łatwo i tak beztrosko. Najczęściej ci, do których to dotarło, przestają od razu jeść mięso, aby chociaż osobiście wycofać się ze zbiorowej ludzi za dziejącą się zwierzętom okrutną krzywdę. Liczna wegetarian na świecie potroiła się w ciągu ostatnich kilku lat i dalej wzrasta z roku na rok.

Innym nie wystarcza to, że sami nie jedzą mięsa, pragną i drugich zjednać dla tej sprawy, zarazić ich własnym współczuciem, przekonać. Wstępują do stowarzyszeń wegetariańskich lub sami organizują nowe stowarzyszenia, piszą artykuły na ten temat i książki. Wielkiego rozgłosu nabrała ostatnio w całym świecie książka Petera Singera pt. „Animal Liberation” (Wyzwolenie Zwierząt, 1975). Jej autor jest profesorem etyki w Melbourne. Drugą napisał wspólnie z amerykańskim dziennikarzem Jimem Mansonem, nosi ona tytuł „Animal Factories” (Fabryki Zwierząt, 1982) i jest wstrząsającą relacją sytuacji zwierząt hodowlanych we współczesnym systemie przemysłowym.

Zamim zostaną dowiezione do rzeźni przeżywją gehennę okresu tuczu lub użytkowania mlecznego. Krowy całe życie spędzają w zamknięciu, umieszczane w ciasnych boksach, na podłodze z betonu lub perforowanej blachy. Nieodpowiednie podłoże powoduje, że chorują na zapalenie racic, co sprawia im niesłychany ból i wiele z nich stoi wtedy przez całe dnie na ugiętych kolanach. Boksy, w których przebywają, są tak ciasne, że gdy krowa kładzie się, żelazne pręty wbijają się głęboko w jej ciało. Karmione treściwą paszą chorują na wątrobę, co jest jeszcze jedną przyczyną bólu. Hodowcy nie biorą w ogólę pod uwagę wszystkich tych uciążliwości i udręk, bo dopóki taka forma hodowli jest opłacalna, nie widzą powodu, aby dokonywać jakichkolwiek zmian. Angielska pisarka Brigid Brophy tak komentuje tą sytuację: „Wydaje nam się wprost niewiarygodne, że greccy filozofowi, którzy tak wnikliwie analizowali problemy dobra i zła, nie dostrzegali nigdy tego, jak niemoralnym systemem jest niewolnictwo. Może za następne trzy tysiące lat równie niewiarygodne wyda się to, że do naszej wyobraźni nie dociera moralny aspekt systemu ciemiężenia i udręki zwierząt”.

Jeżeli czasem hodowcy decydują się na dokonanie poprawy warunków życia zwierząt, to tylko wtedy, gdy istnieje obawa, że nadmierna ich śmiertelność może spowodować finansowe straty. Nie dotyczy to jednak kurcząt, bo nawet najdrastyczniejsze niewygody nie skłaniają hodowców do jakichkolwiek zmian. Nieprawdopodobne stłoczenie w klatkach lub na podłodze wielkich hal powoduje śmiertelność dochodzącą do 20%. Obliczono jednak, że nawet jeszcze większa śmiertelność wypada taniej niż stworzenie im dogodniejszych warunków życia. Pod koniec dziesiątego tygodnia życia każde kurczę ma dla siebie nie więcej miejsca do stania niż kartka w notesie. Ulegają wtedy stresom, atakują się nawzajem, a nawet zjadają. Aby temu zapobiec, przycina się im dzioby rozpalonym ostrzem. Taka operacja nazywa się debeaking. Gdy są już gotowe do konsumpcji następuje transport do rzeźni. Zostają wrzucone ciasno do klatek, jedne na drugim i tak przebywają swoją ostatnią drogę w przerażeniu i udręce. W rzeźni zostają zawieszone za nogi na ruchomej taśmie. Taśma się przesuwa, a pracownik dokonujący egzekucji wsuwa każdemu kurczęciu do dzioba skalpel i przecina tętnice szyjną. Wisząc głową w dół umiera ono wskutek zadławienia się własną krwią.

Równie okrutna jest procedura transportu i uboju krów. Platformy do ich przewożenia są najczęściej przeładowane, zwierzęta jadą więc stłoczone, narażone na mróz lub upał, a ponadto bardzo brutalnie traktowane przez konwojentów. Przy gwałtownym ruszaniu lub hamowaniu ciężarówek często padają i łamią nogi. Czasem spędzają w samochodach 2-3 dni, nie pojone i bez jedzenia. Gdy oczekują w rzeźni na egzekucję przez całe nieraz godziny, trwają w przerażeniu, czując zapach krwi i słysząc głosy bólu tych, które poszły na śmierć przed nimi. Często płaczą. Ulegają licznym stresom, które w technicznym języku hodowlanym nazywają się „stresem samotności” występującym u cieląt oddzielonych od matek, lub „stresem transportowym”. W stanie stresu obserwuje się wzmożoną akcję serca, zaburzenia czynności układu krążenia, układu oddechowego i pokarmowego. A już po kilku dniach oczekiwania na ubój w pobliżu miejsca egzekucji występują przypadki owrzodzenia żołądka, powiększenia wątroby i inne objawy chorób powstających na tle nerwowym.

Takie są fachowe diagnozytego stanu zwierzęcia, który w kategoriach humanistycznych nazywa się po prostu cierpieniem.

Świnie hodowlane trzymane są w przegrodach tak ciasnych, że nie mogą chodzić, ani nawet się obrócić. Jedna z fotografii w książce Singera przedstawia świnię leżącą w ciasnej klatce i przymocowaną za głowę łańcuchem do podłogi, aby nie mogła się poruszać, poruszając się bowiem traci na wadze

Kończąc swoje relacje Peter Singer pisze:”…Większość ludzi woli nie dowiadywać się o tym, ja giną zwierzęta, które oni potem zjadają. Uważam jednak, że ci sami ludzie, którzy swoimi zakupami prowokują i wymuszają zabijanie zwierząt, nie mają prawa zasłaniać oczu na te wszystkie zjawiska, jakie towarzyszą produkcji kupowanego przez nich mięsa. Jeżeli człowiek wzdraga się nawet przed myśleniem o tym, czym to musi być dla zwierząt, które całą tę gehennę przeżywają”.

Protest
W całym świecie działa coraz więcej stowarzyszeń, których celem jest obrona zwierząt i propagowanie diety roślinnej. Ukazują się liczne broszury i apele, mające zwrócić uwagę ludzi na te dramatyczne fakty. „Etyka wegetariańska protestuje nie tylko przeciwko samemu zabijaniu, ale również przeciwko przemysłowej hodowli, przeciwko poniżeniu zarówno ludzi, jak i zwierząt, przeciwko transportowaniu zwierząt i ich zabijaniu. Uznajemy za naszmoralny obowiązek aktywną działalność dla naprawienia tej sytuacji i to nie tylko przez doraźne akcje, ale przez zniesienie całego bezlitosnego systemu zabijania zwierząt na pokarm dla ludzi”(Facts of Vegetarianism)
Szczególnie dynamiczny jest ten ruch protestu w Anglii, RFN i Stanach Zjednoczonych. W Anglii działa Towarzystwo Wegetariańskie (The Vegetarian Society) i ma swoją siedzibę Międzynarodowa Unia Wegetariańska (The Vegetarian International Union). Obie uprawiają działalność informacyjną i wydawniczą, a oprócz tego patronują powstawaniu nowych zakładów wytwórczych i usługowych ukierunkowanych na potrzeby klientów wegetarian w dziedzinie spożywczej, gastronomicznej, hotelarskij, medycznej i innych.

Regularnie ukazują się starannie opracowane broszury informujące o roli wegetarianizmu w różnych dziedzinach życia m.in ekonomicznej, zdrowotnej i etycznej. Na okładce każdej z nich widnieje wydrukowana dewiza międzynarodowego wegetarianizmu, która brzmi: Wegetarianizm to po prostu zdrowy rozsądek i współczucie (Vegetarianism just common sense and compassion).

Równolegle z nimi działają towarzystwa opieki nad zwierzętami, znane również i w innych krajach, oraz towarzystwa walki z wiwisekcją. Jeden ze znanych arystokratów angielskich ufundował wysokie stypendium dla naukowców, którzy wyłączają ze swoich badań bolesne doświadczenia na zwierzętach, zastępując je metodami innymi, nie łączącymi się z cierpieniem i śmiercią zwierząt.

Te wszystkie próby przezwyciężenia dramatycznej sytuacji zwierząt współdziałają zgodnie z programem wegetariańskim, który postuluje całkowitą zmianę eksploatorskiego i brutalnego stosunku ludzi do zwierząt. Opiera się on na przekonaniu, że tylko suma indywidualnych decyzji o wyłączeniu mięsa z diety może skutecznie zablokować tryby tej gigantycznej machiny śmierci i udręki, jaką jest współczesny system hodowli i produkcji mięsa.

Oprócz działalności zorganizowanej, coraz więcej pisarzy i humanistów zaczyna dostrzegać doniosłość i zasięg tego problemu. Ogłaszają artykuły i piszą książki. W 1980 roku polski Instytut Filozofii i Socjologii przygotował cały numer czasopisma „Etyka”, w którym zostały zamieszczone liczne teksty, polskie i tłumaczenia dotyczące moralnych aspektów stosunku ludzi do zwierząt; m.in. R.D. Ryder – Szowinizm gatunkowy, czyli etyka wiwisekcji, S.R.L. Clark – Zwierzęta i Ludzie, czyli granice moralności. A także recenzje książek o tej samej tematyce. Bibliografia współczesnych pozycji związanych z problematyką wegetariańską jest już bardzo bogata. Do tego ruchu coraz liczniej włączają się lekarze. W „Index medicus” hasło „wegetarianizm” ma już od lat swoje stałe miejsce.

Jeszcze pod koniec XIX wieku ukazały się w Anglii dwie cenne książki napisane w obronie zwierząt i zachęcające do wegetariańskiego odżywiania. Obie są teraz tłumaczone i wznawiane, ponieważ ich aktualność coraz bardziej wzrasta. Pierwsza pt. „Animal Rights” (Prawa Zwierząt), została w 1892r., a jej autorem jest Henry Salt. Peter Singertak ją ocenia: „Obrońcy zwierząt, włącznie ze mną, niewiele mogą dodać do tego, co napisał Salt w 1892 roku. Ale możemy pocieszyć się faktem, że nasi przeciwnicy nie mogą już wystąpić z żadnymi obiekcjami, z którymi Salt nie rozprawiłby się już przedtem”. Druga, której autorem jest Howard Williams, nosi tytuł „The Etics of Diet” (Etyka Diety) i została wydana w 1883r., a więc jeszcze przed Saltem. Lew Tołstoj, na którym książka ta zrobiła ogromne wrażenie, przetłumaczył ją na język rosyjski, opatrując obszernym wstępem. Napisał w nim między innymi: „Strasznie jest nie tylko cierpienie i śmierć zwierząt, ale i to, że człowiek niepotrzebnie tłumi w sobie wyższe zdolności duchowe – uczucia życzliwości i współczucia dla innych żyjących istot, podobnych do niego samego – gwałcąc własne uczucia, staje się okrutny”.

Wśród współczesnych wegetarian można wymienić tak wielkich pisarzy jak Bernard Shaw, Albert Schweitzer, Annie Besant, Romain Rolland i wielu innych. Albert Schweitzer powiedział: „Dopóki ludzkość nie potrafi rozszerzyć swojego kręgu współczucia i włączyć w niego wszystkie żyjące istoty, nigdy sama nie zazna pokoju”. Romain Rolland w książce „Jan Krzysztof” zamieścił płomienny protest przeciwko krzywdzie i niesprawiedliwośc, jakie spotykają zwierzęta ze strony ludzi. „Dla człowieka niezależnie myślącego, w cierpieniu zwierząt jest coś nawet trudniejszego do zaakceptowania niż w cierpieniu ludzi. Tu przynajmniej wiadomo, że cierpienie jest złem i że ten, kto je powoduje, jest przestępcą. Lecz codziennie zabija się niepotrzebnie tysiące zwierząt, nie mając nawet śladu wyrzutów sumienia. A przecież jest to niewybaczalna zbrodnia. Już ona sama jest usprawiedliwieniem wszystkich cierpień, jakie mogą być udziałem ludzi. Woła ona o pomstę na rodzaj ludzki… Jeżeli nie ma sprawiedliwości wobec słabszych i pośledniejszych, wobec biednych stworzeń, których zagładę przedkłada się nad humanitaryzm, to znaczy, że nie istnieje nic takiego jak dobro, nic takiego jak sprawiedliwość”.

Postulaty etyczne i żywieniowe bardziej jeszcze radykalne niż wegetarianizm wysuwa weganizm, głosząc potrzebę eliminowania z diety nie tylko samego mięsa, ale również innych pokarmów pochodzenia zwierzęcego – jajek i mleka. Weganie uważają bowiem, że przemysłowe hodowle krów mlecznych i kur niosek powodują tak samo okrutne cierpienie i niewolę tych zwierząt, jak hodowle na rzeź. A gdy krowy z hodowli tracą mleko, a kury przestają znosić jajka, są skazane na ten sam los co zwierzęta rzeźne. Od 1940 roku istnieje w Anglii Towarzystwo Wegańskie, które propaguje zasady żywienia wyłącznie roślinnego. Serena Coles, która jest prezesem tego stowarzyszenia pisze tak: „Jesteśmy przekonani, że obecnie zostało już dostatecznie dowiedzione, że śmierć i cierpienie głęboko czujących istot, w celu dostarczenia człowiekowi pokarmu lub innych produktów, są całkowicie niepotrzebne. Odwrotnie, wiemy, że dalsza eksploatacja zwierząt wyrządza krzywdę nie tylko zwierzętom, ale i samym ludziom. Wiąże się bowiem z marnotrawieniem skąpych już zasobów potrzebnych pilnie do zaspokojenia głodu świata. Prowadzi do niszczenia środowiska i w ten sposób zagraża całemu życiu. A przede wszystkim podcina korzenie wiary w Miłość, Sprawiedliwość i Miłosierdzie, wiary, która stanowi sedno wszystkich religii, filozofii i dążeń humanitarnych”.

Zwierzobójstwo
Można by się zapytać, jak to się dzieje, że współczesna kultura tak łatwo toleruje koszmar przemysłowych hodowli, że pogodnie i ulegle znosi ten balast niewiarygodnego barbarzyństwa? Jak to się dzieje, że rozległe budynki rzeźni i fabryk hodowlanych istnieją w tych samych miastach, gdzie są również sale koncertowe, muzea i galerie sztuki, biblioteki, kościoły i uczelnie? Dlaczego to sąsiedztwo nie brzmi w ludzkich uszach zgrzytliwym dysonansem
Aby podjąć próbę odpowiedzi na to pytanie, spróbujmy przyjąć hipotetyczne pojącie „lokaty śmierci w kulturze”, które sformułował Stanisław Lem w wydanej niedawo książce pt. „Prowokacja”. Pojęcie to posłużyło mu do wytłumaczenia zjawiska hitlerowskiego ludobójstwa, które tak łatwo, z zadziwiającą tolerancją było przez kilkanaście lat akceptowane, a nawet afirmowane przez niemieckie społeczeństwo. Akcent lemowskiej fantastyki ogranicza się tu do samej formy książki, będącej recenzją nieistniejącego dzieła pt. „Der Volker-mord” (ludobójstwo). Wyimaginowanym autorem tego wyimaginowanego dzieła jest Niemiec, Horst Asprenicus. Rzecz dotyczy historii ludobójstwa ilustrowanego głównie ludobójstwem hitlerowskim. Jednak jego analiza nie jest ostatecznym ukierunkowaniem zainteresowań autora. Ma mu jedynie posłużyć jako przesłanka i dowód prowokacyjnej tezy, że człowiek jest z natury istotą czerpiącą głębokie satysfakcje z dokonywania mordów i że jego historia jest wyrazem nieustannego poszukiwania pretekstów do tego aby je popełniać. Jako taki pretekst służą najczęściej uzyskiwane z niego korzyści. W istocie są one jednak tylko formą racjonalizowania i sankcjonowania dokonywanych gwałtów. Chodzi bowiem o nadanie im pozorów celowości i nadanie rangi środków, mających rzekomo służyć wyższym, sprawiedliwym celom. Ani wyprawom kolonizacyjnym, ani poborom afrykańskiego niewolnika, ani wcześniej wyzwalaniu Ziemi Świętej, czy rozbiciu państwa Indian południowoamerykańskim nie patronowała wprost intencja ludobójstwa, jako że szło o siłę roboczą, o nawracanie pogan, o zabór ziem zamorskich. I rzezie aborygenów oznaczały pokonywanie przeszkód na drodze do celu. W rzeczywistości jednak wszystkie one były właśnie formami „lokaty śmierci w kulturze”.

Ludobójstwo hitlerowskie, jako kolejna historyczna mistyfikacja, zbudowały cały system organizacyjny i administracyjny, miało swoje komórki urzędowe i placówki naukowo-badawcze, a wreszcie miejsce funcjonowania samego przemysłu śmierci – obozy zagłady.

Wszystkie one zatrudniały urzędników, robotników, naukowców, którzy żyli w glorii dobrze spełnianego obowiązku. „Zbrodnia, pisze Lem, jeżeli nie jest sporadycznym przekroczeniem norm, lecz regułą kształtującą życie i śmierć, wytwarza własną autonomię, własne określenia będące eufemizmem zbrodni, cały panteon wartości i celów, godnych stosowania wszelkich środków do ich osiągnięcia. Miało swoją nadbudowę administracyjną i naukową, swoje szacowne urzędy, sądy, kodeksy, gmachy… rzesze pracowitych biuralistów, żelazny sztab generalny”

Każda forma lokaty śmierci w kulturze powołuje się na wartości będące fundamentalnymi założeniami istniejących systemów, dąży do zachowania pozorów zgodności z nimi, zostaje w te systemy możliwie ciasno wkomponowana. Przydaje sobie uzasadnienia, czerpiące z reperuaru nazw najwyżej aktualnie cenionych, sięga nawet do panteonu tych o największej randze i znaczeniu. Czyni to w taki sposób, aby do upragnione zabijanie zalegalizować i uświęcić, podnieść do rangi obowiązku, zasługi, a nawet bohaterstwa.Tak, aby ewentualne próby jego zakwestionowania można było usytuować wśród wykroczeń przeciwko porządkowi społecznemu lub przeciwko prawowitej władzy. Zdyskwalifikować jako ataki na społecznie usankcjonowane, nienaruszalne wzory oceniania i podstawowe struktury życia. W takim zwartym systemie aksjologii nie ma szpar, ani pęknięć, którymi mógłby przeniknąć protest albo apel do rozumu, serca, litości, odwołanie się do rozsądku czy współczucia.”Żadne perswazje i apele, żadne błagania, żadne powoływania się na ludzką solidarność, czy na jakiekolwiek okoliczności łagodzące, żadne prośby o miłosierdzie, żadne dowody bezsensu czy wręcz praktycznej bezskuteczności mordu, żadne argumenty nie zbiją oprawców z tropu, ponieważ dysponują maszynką pseudouzasadnień…” Każdy taki apel obraca się przeciwko apelującemu, jako dowód jego obrazoburczych napaści na świętości systemu.

Lemowski Horst Aspernicus traktuje hitlerowskie ludobójstwo jako ostatni, kulminacyjny akord historii ludobójstwa w dziejach obszaru śródziemnomorskiego, od rzymskich wypraw zdobywczych i łupieżczych, poprzez średniowieczne sądy inkwizycyjne, aż do współczesnego terroryzmu. Terroryzm jest według autora prostą kontunuacją hitleryzmu – „dokonuje mordów w masce obowiązków, wyrzeczeń i sprawiedliwego gniewu”

Oprócz tych omawianych przez Lema lokat śmierci w kulturze można by wymienić jeszcze inne, jakkolwiek nie wszystkie z nich były realizowane na tak rozległą skalę jak tamte. Można by do nich zaliczyć walki rzymskich gladiatorów, hiszpańską corridę, wyprawy krzyżackie i przez trzy wieki trwające palenie na stosach kobiet podejrzanych o uprawianie czarów. Każda taka lokata zachowuje pozory zgodności z akceptowanym powszechnie systemem wartości i zostaje w ten system ściśle wkomponiowana.

Po stwierdzeniu, że ludobójstwo dotarło w hitleryzmie do swojej „logicznej końcówki”, kończąc się zbiorowym „obłędem suicydalnym”, autor zadaje pytanie: „Cóz więcej pozostaje ludzkości na terenie tych ponurych robót? Jakie jeszcze wymyśli sobie zabawy ze śmiercią raz zakwefioną, a raz podniecającą krwawym strip-teas’em?”.

Zważywszy na istnienie i sposób funkcjonowania współczesnych fabrycznych hodowli zwierząt, można by od razu odpowiedzieć na to pytanie: Ta „nowa zabawa” już została wymyślona. Kolejną lokatą śmierci w kulturze jest zwierzobójstwo.

We współczesnym systemie produkcji żywności ma swoje poczesne miejsce ja również uporządkowaną wewnętrzną strukture organizacyjną. Ma także swoją nadbudowę naukową i administracyjną. Ma też swoje miejsce funkcjonowania samego przemysłu śmierci, są nimi fermy hodowlane i rzeźnie. A nade wszystko jest z niezawodną precyzją wkomponowane w system najwyżej cenionych aktualnie wartości. Wśród nich królują: ludzkie zdrowie i dobrobyt, dotychczasowe osiągnięcia i dalsze postępy nauki oraz jej autoratywne opinie, a ponadto codzienny znojny trud człowieka pracy. W tej formie lokaty śmierci jaką jest zwierzobójstwo, wszystkie te wartości, jako idole naszych czasów, zostały zaangażowane i wykorzystane. Nowoczesne zdobycze nauki potwierdzają autoratywnie potrzebe jadania mięsa dla zachowania zdrowia. Obfitość mięsa i wędlin w sklepach czy na stołach jest oczywistym dowodem dobrobytu kraju i każdej rodziny. A wszyscy pracownicy zatrudnieni w placówkach obsługujących przemysł śmierci – administracyjnych, naukowych i przemyslowych – trudzą się pracowicie nad obsługą swoich codziennych obowiązków. Otrzymują za to zasłużone wynagrodzenie. Ich pracowitość, wydajność, pomysłowość są cenione i premiowane tak samo wysoko, jak zalety innych profesjonalistów. Admistratorzy, uczeni, pracownicy traktują to co robią „jako prawość, jako święty obowiązek, ofiarny mozół i tytuł do chwały”. To przemianowanie nie tylko sankcjonuje, ale nawet uszlachetnia każde poczynanie, którego realnym efektem jest zwiększenie liczby zwierzęcych agonii. Ale „wobec zbrodni uprzemysłowionej całkowicie bezradne stają się tradycyjne kategorie winy i kary…”.

System zwierzobójstwa posługuje się bardzo sprawnie uzasadnieniami z repertuaru nauki: za jadaniem mięsa przemawiają naukowe względy żywieniowe i zdrowotne, a za używaniem zwierząt do okrutnych doświadczeń przemawiają względy poznawcze. Wtakiej ideologicznej fortecy cały proceder zwierzobójstwa może funcjonować nie tylko bezkarnie, ale nawet w blasku świetności.

Żadna lokata śmierci w kulturze nie odbywa się bez klimatu społecznego uznania i akceptacji. Hitlera podtrzymywało żarliwe „Heil” ogromnej większości niemieckiego społeczeństwa. Stosy czarownic płonęły tylko dzięki asyście zgromadzonego dokoła zacietrzewionego tłumu. Walki gladiatorów na arenie rzymskkiego Koloseum mogły się odbywać tylko przy aplauzie bijącej brawo widawni i zachwytach rzymskich dam, wieńczących zwycięzce kwiatami. Tę role asysty i przychylne widowni spełniają obecnie nabywcy mięsa i jego konsumenci.

Nad światem wspólczesnym zaciążył przemysł cierpienia i śmierci milionów zwierząt. Przemysł ten funkcjonuje systematycznie, planowo, naukowo, starannie i nowocześnie. Wykonywany jest przez wykwalifikowanych, cenionych i dobrze zarabiających fachowców. Nie oni jednak, nie ci „trudniący się ofiarnie” odgrywają w tym przemyśle decydującą rolę. Jego siłą napędową i podstawową inspiracją są oczekiwania konsumentów. To właśnie presja popytu podtrzymuje strukturę uprzemysłowionego zwierzobójstwa. To na skutek nieustannego, nieustępliwego nacisku roszczeń nabywców mięsa działa ona co dzień od nowa, w dostojeństwie prawa i moralności i przy pełnej akceptacji wszystkich, którzy w nim uczestniczą jako producenci, konsumenci i apologeci.

Istnienie przemysłu hodowlanego, podobnie jak innych, wcześniejszych form lokaty śmierci w kulturze, wspierają największe potęgi i autorytety świata: prawo, ekonomia, przemysł, religia i nauka. Zwierzobójstwo dokonuje się zgodnie z instniejącymi ustawami i przepisami, z ukształtowanym sumieniem i z osiągniętą wiedzą naukową. Aktorzy codziennego spektaklu: transportu, uboju, preparowania i dystrybucji, mogą go jednak realizować tylko dzięki oklaskom zachwyconej widowni. Tak samo jak stosy dla czarownic mogły płonąć tylko w asyście wyjących uczestników egzekucji, tak samo teraz egzekucje w rzeźniach i naukowych laboratoriach mogą się odbywać jedynie w klimacie społecznej przychylności dla „empirycznych badań naukowych” i dla „obfitości produkowanego mięsa”.

Hitleryzm skompromitował ludobójstwo na dłuższy czas, zdemaskował jego pseudouzasadnienia i ujawnił mechanizm ich konstruowania. Obozy śmierci dla ludzi czy też wezwania do nowej krucjaty wojennej niemiałyby szans uzyskania powszechnej akceptacji i możliwości wkomponowania się bez oporu w jakikolwiek system autentycznych wartości. Zbyt silnie kojarzyły sie z hitleryzmem. Nowa forma lokaty śmierci w kulturze musiała odbiegać całkowicie od zdeprecjonowanych wzorców. Nie mogła już dotyczyć żadnej kategorii ludzi, ani w czymkolwiek przypominać obozów ich zagłady. Jako kolejna jej forma, nie obciążona negatywnymi wspomnieniami, nadawała się więc znakomicie przemysłowa hodowla zwierząt. Obozy zagłady dla zwierząt stały się po roku 1950 najbardziej dogodną i możliwą do zaakceptowania nową formą lokaty śmierci w kulturze. Nie nasuwały analogii do tego, co już zostało skompromitowane w przeszłości, a ceny i atrakcyjność przydawał im jeszcze fakt, że były takie nowoczesne i zmechanizowane. Przybrały więc kostium zacnego mozołu i zbożnego trudu dla dostarczania ludziom żywności, a nauce danych empirycznych. Idealna mistyfikacja, doskonała maska prawie nie do zdarcia.

Snując te gorzkie rozważania, obracamy się wciąż w konwencji prowokacyjnej, hipotetycznej tezy Lema. Poruszając się na tym grząskim gruncie, nie sposób otrząsnąć się całkowicie z przygnębiającego wrażenia, że przykłady historii dawnej i najnowszej w dramatyczny sposób zdają się ją potwierdzać. Dla sprawy wegetarianizmu teza ta ma jednak przede wszystkim wartość heurystyczną: w tej właśnie konwencji cała groza zjawiska zwierzobójstwa może zostać przedstawiona w formie równie dramatycznej jak samo to zjawisko. Bez względu na to, czy tezę Lema uznamy za trafną, czy chybioną i czy zwierzobójstwo potrakyujemy jako nową formę lokaty śmierci czy nie. Pozostając jednak nadal w obszarze tej konwencji, pytamy: czy człowiek ma szansę aby wybronić się od strasznego oskarżenia o nieustanne poszukiwanie pretekstów do popełniania morderstw? Czy to uporczywe znajdowanie w kulturze coraz nowych kanałów dla bezkarnego zabijania i wciąż ponawiane dorabianie do tego afirmujących i racjonalizujących uzasadnień jest przejawem ludzkiej natury czy też wynaturzenia? – Ponieważ oczywiście nie sposób udzielić na to pytanie rozstrzygającej odpowiedzi, można tylko postulować: czymkolwiek ono jest musi zostać świadomie przezwyciężone! Jeżeli jest rzeczywiście przejawem ludzkiej natury, to należy życzyć sobie tak radykalnej przemiany tej natury i dążyć do tak głębokiego wewnętrznego przeobrażenia osobowości, aby osiągnęło ono wymiar mutacji całego gatunku. Jeżeli natomiast oskarżenie jest zbyt surowe i fałszywe, to wystarczy może tylko zedrzeć z siebie kostium oprawcy, ujawnić wrażliwość i dobroć i dotrzeć do prawdziwie ludzkiej natury człowieka.

Współczucie
W całej dotychczasowej historii wegetarianizmu, we wszystkich jego nurtach i odmianach, znaczenie decydujące i ostateczne miały motywy, które trudno było nazwać ściśle etycznymi. Każda decyzja o nie jadaniu mięs, na zawsze lub tylko przez pewien okres, była podejmowana nie ze względu na dobro zwierzęcia a tylko ze względu na jakieś dobro człowieka. Były to więc motywy w zasadzie egoistyczne, ukierunkowane ku realizacji celów i aspiracji ludzkich. Intencja, aby ocalić życie zwierzęcia, oszczędzić mu strachu i bólu, aby go nie skrzywdzić, pojawia się tylko sporadycznie i tylko jako wynik indywidualnego odczucia, a nie zasady. Posty religijne były zawsze formą pokuty i zmierzały do oczyszczenia z win poszczącego, natomiast fakt, że wpływało to pośrednio na ocalenie życia zwierzęciu, nie był w ogóle brany pod uwagę. Dopóki panowało przekonanie, że zasługą i warunkiem nagrody po śmierci jest składanie krwawych ofiar, składano je bez żadnych oporów, aby tylko tę nagrodę uzyskać. Wskazań wegetariańskich zaczęto przestrzegać dopiero wtedy, gdy zapanowało przekonanie, że zabijanie zwierząt nie jest zasługą, lecz właśnie winą i pociąga za sobą karę dla zabójcy. W wielu kultach zabronione jest jadanie niektórych gatunków mięsa, ponieważ są uznawane za „nieczyste”, co oznacza, że plamią tego, kto je zjada.
O szczegółowych zaleceniach dotyczących spożywania mięsa mogły zawsze orzekać tylko autorytety przewodników duchowych kapłanów i mędrców. Dlatego zapewne dotychczasowe nurty tradycji wegetariańskiej były zawsze związane z religią lub filozofią. Przestrzeganie określonej diety, mięsnej lub bezmięsnej, wynikało z prostego podporządkowania się normom, stosowania do przepisów i zaleceń. Zalecenia te odwoływały się z reguły do dążności i pragnień osobistych, zawsze coś w zamian obiecywały lub przed czymś ostrzegały. Na przykład obiecywały nagrodę po śmierci, oczyszczenie win, udoskonalenie umysowłowe lub moralne, opanowanie namiętności, rozwój wyższych władz duchowych, zabezpieczenie od ujemnych wpływów niskich wibracji mięsa itd.

Współczesny wegetarianizm zachodni jest zjawiskiem zupełnie odmiennym, nigdy dotąd na szerszą skale niespotykanym. Punkt ciężkości zostaje w nim przeniesiony z perfekcjonistycznych i eschatologicznych korzyści człowieka na sprawę losu zwierzęcia, które ma zostać zabite. W odróżnieniu od poprzednio funkcjonujących, egoistycznych motywacji, współczesny wegetarianizm jest bezpośrednią uczuciową reakcją na uświadomienie sobie gehenny zwierząt hodowlanych oraz praktycznym wnioskiem wysnutym z tego uświadomienia i uczucia. Najistotniejszym jego motywem i inspiracją jest współczucie dla zwierząt żyjących w nieskończonej udręce, pozbawionych jakichkolwiek nadziei. Współczucie to narzuca się razem z wrażeniem współodpowiedzialności za tę niezawinioną krzywdę, o której nawet myśleć jest trudno, a która jest codziennym udziałem milionów czujących istot. Poczucie budzącej się zgrozy pogłębia zrozumienie, że sprawcami tej krzywdy są ludzie, czyli my! I wtedy do wyboru diety wegetariańskiej skłania nieodparta potrzeba wycofania się z uczestnictwa w tym systemie uprzemysłowionej śmierci, odmowa dalszego w tym udziału

Współczucie jako motyw bardzo osobisty, wyzwala decyzje niezależne od tego, co nakazane lub zabronione. Będąc bezpośrednim wewnętrznym impulsem, samo kieruje się ku temu, co uzna za sprawiedliwe, dobre i słuszne. Dlatego współczesny wegetarianizm jest ruchem niezależnym, nie wynika z podporządkowania się zewnętrznym zaleceniom czy normom w zamian za uzyskanie dla siebie korzyści. Rodzi się i rozrasta jako suma osobistych, indywidualnych decyzji i samodzielnego wyboru. Obywa się bez autoratywnych wskazań, jest bezpośrednim, kategorycznym imperatywem serca, wrażliwości i wyobraźni.

Przykładem tego nagłego obudzenia się i współczucia, które przeobraża całego człowieka, jego świadomość i sposób życia, jest historia Evy Batt. Opisuje ona wydarzenie, które wyzwoliło jej własną decyzję i miało głęboki wpływ na jej dalszy umysłowy i duchowy rozwój. Pewnego dnia czekała z mężem na pociąg na małej stacyjce, używanej głównie przez miejscowych farmerów do transportu bydła. Na jednym końcu peronu stało przywiązanych kilka krów, a na drugim grupa cieląt. Niektóre z nich były jeszcze takie młode, że z trudem utrzymywały się na swoich długich nogach. Krowy nieustannie spoglądały w stronę cieląt, zachowywały się bardzo niespokojnie, ryczały głośno, a od strony cieląt odpowiadało im ciche, wzruszające pobekiwanie. Eva zatrzymała jednego z konwojentów, pytając: – Dlaczego ich pan nie połączy, te zwierzęta są strasznie zgnębione rozłąką.
– Dlatego proszę pani – odpowiedział żartobliwie – że krowy jadą teraz na targ, aby pani mogła mieć swoje mleko do herbaty, a cielęta zostaną zabrane do rzeźnika.
– Dlaczego do rzeźnika?
Mężczyzna cierpliwie próbował to wytłumaczyć nieuświadomionej mieszczance: – Proszę zrozumieć, gdyby te biedne krowy nie miały dzieci, pani nie dostałaby przecież swojego mleka, a nie można trzymać zbyt wielu cieląt. Dlatego właśnie ta reszta zostaje zabita na cielęcine, aby pani mogła mieć swój sznycel na obiad.

„Byłam wstrząśnięta – pisze Eva – nie uświadamiałam sobie, że również i mleko jest przyczyną okrucieństwa i uboju. Sądziłam zawsze, że krowy pasą się spokojnie na zielonych łąkach, a dobry gospodarz ujmując nadmiar mleka z wymion przynosi im ulgę.

Staliśmy tak blisko krów, zwróceni do nich plecami. W pewnej chwili odwróciłam się, bo poczułam, że jedna z nich położyła swój wilgotny pysk na moim ramieniu. Nie wydała żadnego odgłosu, tylko jej rojące się od much oczy spojrzały prosto w moje oczy. I wierzcie mi, ja sobie tego nie wyobraziłam, stanęłam twarzą w twarz z milczącym błaganiem. To spojrzenie było zupełnie nie podobne do spokojnego wzroku krów, które widuje się na pastwiskach. W oczach tej krowy był popłoch i rozpacz. Ona błagała mnie aby oddać jej cielaka. To cierpienie w niczym nie różniło się od cierpienia ludzkiego. Ta niewysłuchana prośba została przy mnie na zawsze i na zawsze mnie zobowiązała. Ignorując potem rady i przestrogi trwałam przy swoim postanowieniu, aby nigdy więcej żadnej krowie z mojego powodu nie odebrano cielaka” (The Vegan Way…, 1981)

Eva Batt podobnie jak wielu innych wegetarian i wegan, została porażona współczuciem, olśniona zrozumieniem dziejącej się zwierzętom straszliwej krzywdy. Ten ogromny ładunek emocjonalnego napięcia, który kieruje się jedynie i bezpośrednio do przedmiotu litosci i żalu, jest we współczesnym wegetarianizmie czymś zupełnie nowym i świadczy o gwałtownym rozszerzeniu się ludzkiej moralnej wyobraźni. Świadczy też o głębokiej przemianie sposobu doznawania i oceniania, o przełomowym przeobrażeniu reakcji i postaw. To współczucie, jako doznanie nieuwarunkowane żadnymi osobistymi względami czy rachubami, a dotyczące jedynie cierpiącego i krzywdzonego stworzenia, można uznać za widomy objaw awansu ludzkiej świadomości, za przekroczenie wysokiego ewolucyjnego progu.

Współczesny wegetariański styl życia i myślenia i cała jego moralna orientacja wyrasta z głębi ludzkich przekonań, z subiektywnych sposobów oceniania i bezpośrednich, indywidualnych doświadczeń. Nie znajdując oparcia w tradycji własnej kultury moralnej, religijnej i filozoficznej, musi szukać go i odkrywać zupełnie od nowa. Aby jednak okrzepnąć i zjednać sobie szersze zrozumienie i akceptację, musi przebijać się przez opór własnej tradycji obyczajowej, przezwyciężać wiele nawyków, stereotypów myślenia i oceniania, przekonań i dogmatów. W przeszłości nie ma się na co powoływać, odwrotnie trzeba wciąż myśleć, oceniać i działać wbrew zakorzenionym przyzwyczajeniom, wbrew utartym opiniom, wbrew ustaleniom autorytetów medycyny, etyki, religii i filozofii. A tym wszystkim potęgom można przeciwstawić tylko własną wrażliwość i wyobraźnię.

Z czasem to olśnienie zrozumieniem i odczuciem gehenny zwierząt otwiera dostęp do dalszych, nowych obserwacji, również i w innych dziedzinach życia. Patrząc przez pryzmat współczucia zauważa się różne, nieuwzględnione dotychczas aspekty sytuacji kulturalnej, ekonomicznej i moralnej współczesnego świata – aspekty niedostrzegane w oglądzie bezlitosnym. Lecz gdy się wreszcie zobaczy, wtedy w całym obrazie życia dokonuje się znacząca przemiana proporcji spraw. Percepcja współczująca powoduje głębokie przeobrażenie w gradacji dążeń i osiągnięć, przemieszcza wartości z dotychczasowych hierarchicznych szczebli przydaje ceny jednym, a odbiera ją innym.

Obraz świata jakim go ludzie „teraz i tutaj” widzą, przygniata swoim twardym, pragmatycznym realizmem. Ale szparką w tej nieustępliwej jednoznaczności, luką przez którą można dojrzeć zupełnie inną jego postać – jest współczucie. Patrząc przez nią człowiek też odkrywa na nowo samego siebie.

Zanim jednak nastąpi olśnienie zrozumieniem krzywdy dziejącej się innym, wynikające z tego wnioski nie przychodzą nawet do głowy. A nie sposób je przekazać ani wytłumaczyć w przyjętych powszechnie kategoriach pragmatycznych. Tak samo jak nie można głuchemu przekazać „na migi” dźwięków słyszanej muzyki. Gestykulację tłumaczącego potraktuje ona jako bezsensowną i szaloną, i dalej nie będzie wiedział o co chodzi. Współczucie jest jakby szóstym zmysłem, umożliwia widzenie wszystkich spraw w nowy sposób – przydaje światu dodatkowy wymiar.

Współczesny wegetarianizm, kierując się trudną do przekazania, współczującą wizją losu zwierząt, przebija się wciąż przez mur oporów i zastrzeżeń. Dlatego prześcignął w żarliwości i konsekwencji dawne nurty tradycji antycznej i orientalnej. Lansuje zupełnie nowy styl życia i myślenia, oparty na jednym tylko prostym bezdogmatycznym stwierdzeniu:
„Wegetarianizm to po prostu zdrowy rozsądek i współczucie”

Autor: Maria Grodecka
Fragment książki „Siewcy dobrego jutra”