Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Ubrania ekologiczne to na Zachodzie wielka moda i ruch społeczny. Gorący temat. U nas na razie szlachetne, nieszkodliwe dziwactwo.

Od przyjaciół z Kalifornii dostałam w prezencie T-shirt. Z zielonej bawełny, z rysunkiem karczocha z przodu oraz napisem ” Extinction is forever”. Wyprodukowała go firma Stewart & Brown. – Organiczny – wyjaśniła przyjaciółka przez telefon. – Ja już tylko takie noszę. I moi znajomi też.

Na koszulce (mam nadzieję niechcący) została metka z ceną. 140 dolarów. Ścięło mnie z nóg.
Wkładając bawełnianą koszulkę, mamy miłe uczucie obcowania z czymś naturalnym, ekologicznym. To niestety iluzja. Bawełna to jedno z włókien najbardziej szkodliwych dla środowiska. Jej uprawa stanowi zaledwie 3 procent areału rolnego na świecie, ale zużywa 22 procent środków chemicznych. Na naszą miłą dla ciała, „naturalną” podkoszulkę wychodzi 20 dkg pestycydów zawierających m.in. cyjanek potasu oraz naled, trifluralin, propargit itp. miłe substancje. Wykańczają nie tylko szkodniki, przy okazji zatruwają glebę i żywność.

Nowi zieloni

Już 40 lat temu hipisi wzywali do powrotu do natury. Dzisiaj ich apele wydają się naiwne i obłudne, tym bardziej że panowie przesiedli się do mercedesów, a panny zmieniły tuniki z konopi na kostiumy Armaniego. Ale to nie znaczy, że ruch pro natura stracił impet. Dzisiejsi Neo Greens, nowi zieloni, nie odrzucają już programowo przemysłu i technologii. Ich rozwiązania są bardziej konkretne.

Częścią tego ruchu jest właśnie firma Stewart & Brown, producent koszulki z karczochem. Bluzy i odzież sportowa tej firmy sprzedają się w trendowych butikach USA i Japonii. Napis ” Extinction is forever” – „Gdy giną gatunki (roślin, zwierząt), giną na zawsze” -jest częścią ideologii oraz uzasadnieniem wysokiej ceny. Bawełna Stewart & Brown powstaje bowiem bez użycia trującej chemii. Jej uprawa ma mniejszą wydajność, a więc jest o wiele droższa niż chemiożerna bawełna ze zwykłych upraw.

Ekologiczna fala

Modę na ekoszyk Howard Brown wyczuł nieprzypadkowo. To facet, który ma nosa do trendów. Pierwszy zaczął produkować z plastikowychbutelek polary w firmie Patagonia, potem założył znaną w USA sieć odzieżową JCrew. Teraz wyczuł falę ekologiczną i od razu podjął wyzwanie. Bo ekoszyk stał się ostatnio gorącym tematem. A gdy coś robi się modne, zaraz kręcą się wokół tego gwiazdy. Na Fashion Week w Nowym Jorku pokazano sukienki z pokrzyw, konopi i bambusa. Wiosenny numer miesięcznika Vanity Fair jest „zielony”. Na okładce pozuje Julia Roberts wystylizowana na matkę naturę, coś między Marzanną a Wiosną Botticellego. Obok niej George Clooney i były wiceprezydent USA Al Gore. Ubrania z metką Stewart & Brown noszą Cameron Diaz i Kate Blanchett, Julia Roberts zakłada dzieciom wyłącznie pieluchy degradujące się w środowisku. Na pewno ich intencje są szczere, choć można podejrzewać, że gwiazdom chodzi także o subtelny cel marketingowy. Czy można zareklamować się lepiej niż przez miłość do natury?

I ładne, i kształtne

Już od paru lat organiczna żywność stanowi obowiązkowy temat towarzyski. Ludzie z pełnymi portfelami oraz poczuciem winy kupują kurczaki hodowane na wolnym wybiegu i warzywa z certyfikatem upraw ekologicznych. W Polsce wciąż przybywa takich sklepów. Ich klienci razem z produktami nabywają ideologię i styl życia. Chcą nie tylko zdrowo jeść, ale też pochwalić się świadomością obywatelską. Ale ubrania? Workowata szata z konopi i bezpłciowe sandały niespecjalnie zachęcają, zwłaszcza trzydziestolatków z rozwiniętą świadomością estetyczną. Nowi zieloni obwiniają hipisów, że obrzydzili ubrania z naturalnych włókien. Niektóre firmy, na przykład niemiecki producent obuwia Birkenstock, nie mogą do dziś wyzwolić się z piętna ” Hippie look”. Trzeba było wynająć top modelkę Heidi Klum, żeby Birkenstock przestał kojarzyć się z ciężkimi człapakami. Tymczasem nowe ekoubrania nie są już ani brzydkie, ani bezkształtne. Levi Strauss szyje dżinsy w 100 procentach z organicznej bawełny. H & M wprowadził pięć procent takiej bawełny na razie do ubranek niemowlęcych, ale w przyszłym roku wypuści kolekcje uszyte w 100 procentach z organicznej bawełny.

Nasze polskie

A przecież mamy u nas konopie, włókno, które ma same zalety. Nie wymaga użycia pestycydów, jest trwalsze niż bawełna, higroskopijne, przewiewne, oddychające. Jego molekuła ma kształt rurki, dzięki czemu wychwytuje wilgoć ciała i grzeje nawet w zimie. W firmie Ekoszata można kupić sukienki, T-shirty, sandały z konopi. Ładne i modne. T-shirt na ramiączkach -72 złote, sukienka – 259zł, sandały z konopi z podeszwą z przetworzonych opon 119zł. Podobne właściwości mają włókno kokosowe i przędza bambusowa. Ubrania z tych tkanin oraz ich kombinacji z bawełną i syntetykami są dokupienia na stronie internetowej firmy Marmot.

Ubrania organiczne w Polsce nie zyskały jeszcze snobistycznego statusu, jak żywność. Kupując sweter, patrzymy na cenę, nie na metkę. Mało interesuje nas, co jest naturalne, a co sztuczne. A kwestia, czy przypadkiem nie złamano jakichś praw człowieka w Azji czy Afryce, to już dla Polaków zupełna abstrakcja.

Na razie. Już niedługo chętni na ekoszykowne ciuchy Polacy będą czekać pod drzwiami. Wygra ten, kto pierwszy pozwoli im wydać pieniądze.

Joanna Bojańczyk

Źródło: Rzeczpospolita.pl

Nadesłał/a: bartezzzzz