Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Polacy, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii i Irlandii, sprowadzają tam także swoje zwierzęta. W tym roku na Wyspy „wyemigrowało” już 721 polskich psów i 146 kotów.

Wzrost jest gwałtowny – jeszcze w 2004 r. do Irlandii nie przyjechał ani jeden polski pies ani kot, a do Zjednoczonego Królestwa tylko sześć kotów i cztery psy.

Właściciele sprowadzają swoje czworonogi, bo zarówno oni, jak i ich zwierzęta tęsknią. Kinga Ratkiewicz od dwóch lat jest z rodzicami w Aberdeen. Jej jamniczka Capri została w Polsce z babcią. – Na początku nie chciała jeść, wychodzić na dwór. Gdy przyjeżdżaliśmy do domu, była na nas obrażona – opowiada. W końcu dwa miesiące temu Capri też przeniosła się do Szkocji.

Polacy decydują się ściągnąć zwierzęta, mimo że procedura jest czasochłonna i kosztuje od tysiąca do kilku tysięcy złotych – zależnie od wielkości zwierzęcia i środka transportu. Wjeżdżające na Wyspy zwierzę musi mieć wszczepiony chip i specjalny paszport. Musi być szczepione przeciw wściekliźnie i mieć potwierdzenie z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego z Puław, że szczepionka zadziałała. Tuż przed wyjazdem dostaje środki na odrobaczenie i odkleszczenie.

To i tak prostsza procedura niż przed wprowadzeniem w 2004 r. unijnych paszportów dla zwierząt. Wcześniej musiały już na Wyspach odbywać sześciomiesięczną kwarantannę.

Największym problemem jest transport. Zwierzaki przewożone są samolotami, samochodami, promami. Samolotem muszą podróżować w specjalnej klatce dostosowanej do rozmiarów zwierzęcia. – Na lotnisku okazało się, że podano nam złe wymiary klatki, musieliśmy kupować nową – opowiada właścicielka Capri.

Samochodem i promem do Irlandii przyjechała Gina, mieszaniec labradora z dalmatyńczykiem. – Żona nie wyobrażała sobie przeprowadzki bez psa – opowiada Łukasz Szyndzielorz. – Środki uspokajające, które Gina dostała na podróż, nie działały. Najgorzej było na promie. Psa zamykają w metalowej klatce tam, gdzie są się samochody. Prom płynął ok. 17 godzin. Mogliśmy ją odwiedzić tylko raz, ale nie pokazywaliśmy się jej, by jej dodatkowo nie denerwować.

Pojawiła się już nawet firma, która specjalizuje się w transporcie zwierząt wraz z właścicielami. To Interceptor Express prowadzona w Londynie przez Polaka Marcina Hajne. Kiedyś przewoził tylko paczki. Rok temu zorientował się, że jest zapotrzebowanie na transport zwierząt.

– W przedziale osobowym naszych busów jest miejsce na klatkę, robimy postoje na spacery, sprzątamy klatki, zwierzę może cały czas patrzeć na właściciela. Na początku ludzie głównie dzwonili, pytali. Od dwóch miesięcy jedzie z nami co najmniej jeden zwierzak tygodniowo – mówi.

Hajne wpadł na ten pomysł, bo gdy sześć lat temu wyjeżdżał do Anglii, musiał się rozstać ze swoim psem.

– Najpierw przyjeżdża mąż. Po około sześciu miesiącach wieziemy żonę i dzieci, a z nimi psa. Na końcu jadą meble – opowiada.

Polacy sprowadzają nie tylko psy i koty. W statystykach pojawiają się też tchórzofretki, króliki, świnki morskie, chomiki i szynszyle. Z wypowiedzi na forach internetowych wynika, że mniejsze zwierzątka czasem wjeżdżają nielegalnie, ukryte między pakunkami.

Wielu bierze też zwierzęta na miejscu. – Od dwóch lat do mojego gabinetu przychodzi coraz więcej Polaków. Są tacy, którzy przywieźli zwierzęta z Polski, ale znacznie więcej tych, którzy tu wzięli, szczególnie kocięta – mówi Richard Healy, weterynarz z Bishopstown na południu Irlandii.

Polskie psy, koty i inne zwierzaki mają się w nowych ojczyznach bardzo dobrze. – Tu Capri ma dużo miejsca do biegania, bo mieszkamy w domu z ogródkiem – cieszy się Kinga.

Problemem bywa tylko nieznajomość języka. – Gina nie rozumie angielskich zwrotów. Dlatego zdarza się, że bywa agresywna w stosunku do Irlandczyków, którzy się do niej zwracają. Warczy na nich – mówi Łukasz Szyndzielorz.

Źródło: Gazeta.pl

Nadesłał/a: bartezzzzz