Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Aż 300 lubuskich bobrów może zostać odstrzelonych. – To konieczne, bo niszczą wały przeciwpowodziowe – mówią urzędnicy. – Zabijanie tych zwierząt nie rozwiąże problemu – twierdzą przyrodnicy.

Według danych wojewódzkiego konserwatora przyrody w naszym województwie żyje ok. 5 tys. bobrów. Co roku ich populacja zwiększa się o ok. 20 proc. Te sympatyczne zwierzęta robią jednak bardzo wiele szkód. Szczególnie upodobały sobie doliny Odry, Warty i Noteci. Budują tamy na rowach melioracyjnych, spiętrzają poziom dopływów rzek, a przez to zalewane są okoliczne pola i łąki. – Problem jest poważny. Nikt nie kontrolował bowiem rozmnażania się tych zwierząt. Dziś jest ich tak dużo, że tereny parków krajobrazowych, gdzie przed laty je sprowadzono, już im nie wystarczają – mówi Miłosz Jasek, kierownik inspektoratu Lubuskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Krośnie Odrzańskim. Jak twierdzi, bobry już się nie boją i podchodzą coraz bliżej zabudowań. Zaczynają nawet wyjadać uprawy, warzywa w ogródkach czy obgryzać drzewa owocowe w sadach. – Budują żeremie w środku wsi, np. w Czarnowie zbudowały tamę 50 m. od domu i po jej zburzeniu w ciągu kilku dni potrafiły ją szybko odbudować. Kiedyś coś takiego było nie do pomyślenia – opowiada Jasek.

Wiktor Sporek z Urzędu Gminy w Witnicy przyznaje, że na bobry skarżą się też tamtejsi rolnicy. – Bobry już nie tylko żerują nad rzeką, ale i przenoszą się w okolice Starej Warty. Najgorzej jest w okolicach miejscowości Dąbroszyn, Kamień Mały, Mościczki – mówi Sporek.

Najgorsze jednak jest to, że bobry osiedlają się w wałach przeciwpowodziowych, które w wielu miejscach wyglądają jak sito. W dodatku bobry bardzo szybko zmieniają tereny żerowania i kopią pod wodą, więc dokładnie nie widać, gdzie jest wał podkopany. Wprawdzie część wałów już zabezpieczono specjalną folią i siatką stalową, ale w wielu miejscach zwierzęta doskonale omijają zabezpieczenia i robią z wałami, co chcą. – Nie ma dobrego pomysłu, co zrobić z bobrami. To gatunek bardzo ekspansywny, nie ma swojego naturalnego wroga, np. wilka, który by regulował populację – wyjaśnia Miłosz Jasek, który wnioskował o odstrzał bobrów z terenu powiatu krośnieńskiego i gminy Cybinka. Podobnie uczyniły inne lubuskie gminy nadrzeczne.

Wszystkie wnioski zebrał Lubuski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych i przekazał wojewodzie, który może zdecydować o odstrzale. – To nie jest może najlepszy sposób, ale gdybyśmy tego nie zrobili, gminy zaczną nas skarżyć o wypłacanie rekompensat za szkody wyrządzone przez bobry – tłumaczy Piotr Warcholak, dyrektor LZMiUW w Zielonej Górze.

Od razu larum podnieśli lubuscy przyrodnicy, którzy ostro krytykują pomysły urzędników. – Odstrzał bobrów nie jest żadnym rozwiązaniem, bo wiosną na ich miejsce pojawią się nowe. Nie osiągniemy więc oczekiwanego efektu, a jedynie paru miejscowych rolników będzie zadowolonych, że udało im się coś załatwić – twierdzi Andrzej Jermaczek, prezes Klubu Przyrodników ze Świebodzina, członek Wojewódzkiej Rady Ochrony Przyrody, która negatywnie zaopiniowała pomysł odstrzału.

Wojewoda lubuski Wojciech Perczak może jednak tego głosu nie uznać. Na podjęcie decyzji ma czas do końca tego roku. Jak mówi Wincenty Piworun, wojewódzki konserwator przyrody, bobry na pewno będą odstrzeliwane. Zostaje tylko kwestia ilości. Od kilku lat bowiem wojewoda decyduje o odstrzale tych zwierząt. Jeszcze kilka lat temu było to kilka czy kilkanaście sztuk. W tym roku gminy wnioskują o odstrzelenie 295 bobrów. – Nie twierdzę, że to jedyny i najlepszy sposób, ale gdyby nie było redukcji bobrów, ich populacja rozrosłaby się za bardzo i wtedy dopiero byłby problem. Taki odstrzał na pewno nie zdziesiątkuje populacji bobrów. A szkody, jakie wyczynia nadmierna ilość bobrów, są ogromne – mówi Piworun.

Zarząd melioracji opracował program ochrony wałów przeciwpowodziowych i jednocześnie ochrony bobrów. – Trzeba wyznaczyć około ośmiu rewirów i stworzyć tam korzystne warunki życia dla bobrów, a resztę terenu zabezpieczyć. Wtedy bobry nie będą się przemieszczać tak intensywnie jak teraz, bo nie będą miały potrzeby szukać lepszych warunków – tłumaczy Piotr Warcholak, dyrektor Lubuskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. Zdaniem przyrodników to bardzo dobre rozwiązanie. Ale niestety trudno je zrealizować, bo jest bardzo kosztowne. Według wstępnych wyliczeń wdrożenie programu kosztowałoby ok. 23 mln zł.

– Oczywiście, że drogo, ale w dłuższej perspektywie czasu to się może opłacić. Przecież teraz wydajemy rocznie 1,5 mln zł tylko na naprawę szkód bobrowych – wyjaśnia Piotr Warcholak.

Źródło: Gazeta.pl Gorzów Wlkp.

Nadesłał/a: bartezzzzz