Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Jeszcze kilka miesięcy temu uczestniczyliśmy w bardzo smutnym – ale jakże symptomatycznym i zarazem symbolicznym oraz przynależnym, niestety, tylko naszej cywilizacji – widowisku zwanym ptasią grypą. Spektakl ten można by nazwać nawet medialnym show, gdyby nie setki tysięcy, a może i miliony ptasich ofiar zagazowanych lub żywcem spalonych. A wszystko to w imię ochrony przed pandemią ptasiej grypy oraz krwiożerczym i przewrotnym wirusem H5N1, który, nie wiedzieć dlaczego, zawziął się na rodzaj ludzki.

Dziś, medycyna klasyczna, wspierana przez najnowsze zdobycze naukowe, widzi w świecie mikroorganizmów i wszelkich mikrobów, całe zło, które uzewnętrznia się coraz to nowymi dolegliwościami, przypadłościom i chorobami. Współcześnie akademicka medycyna, za wszelką ceną, próbuje nas przekonać, że choroba bierze się nie wiadomo skąd, że przychodzi nagle, zza węgła, poraża, niszczy i zabija. Bo czymże jest nagłaśniana do przesady ptasia grypa, a nawet obecnie sepsa (a tak naprawdę posocznica), jak nie próbą udowodnienia, że całe zagrożenie chorobowe bierze się ze świata zewnętrznego. Ptasia grypa, sepsa, a wcześniej AIDS, BSE i choroba Creutzfeldta-Jakoba, toż to przykłady całkowitej niewinności rodzaju ludzkiego, który pada ofiarą okrutnego świata. Zauważmy, że od kilkudziesięciu lat ciągle grozi nam zawsze jakaś choroba (najlepiej, żeby to była epidemia, a jeszcze lepiej pandemia). I zawsze jest winny świat zewnętrzny w postaci wirusów, bakterii i wszelkich innych chorobotwórczych mikrobów. To taki punkt widzenia przyczyn wszelkich chorób – które mnożą się dziś, jak grzyby po deszczu, powoduje – że tysiące laboratoriów na świecie, z dziesiątkami tysięcy najtęższych głów i umysłów od dziesiątek lat szukają przyczyn chorób w świecie zewnętrznym. I od czasu Pasteura, za wszystko co złe w naszym zdrowiu, obwinia się świat wirusów, bakterii i innych bogu ducha winnych żyjątek. Niech przykładem będzie choroba nowotworowa: miliardy i bilony dolarów poszło już na to, aby udowodnić, że choroba ta jest skutkiem działania, kogo?… oczywiście wirusów i bakterii. Na razie nie udało się tego udowodnić, ale świat nauki i medycyny nie poddaje się, i dalej próbuje. A szkoda, bo są to pieniądze wyrzucone w błoto. Prawdziwa przyczyna wszystkich chorób w takim samym stopniu znajduje się po stronie chorego, jak i po stronie mikrobów. Wirus czy bakteria tak długo nie staną się dla nas, ludzi, zagrożeniem, jak długo nie trafią na sprzyjające dla ich rozwoju środowisko. A środowisko to, my sami tworzymy poprzez określony styl życia, w tym sprawa odżywiania jest najważniejsza. Zauważmy, że wirus tzw. ptasiej grypy zagrażał i zagraża ptactwu hodowlanemu, a nie dziko i wolno żyjącemu. Organizmy ptaków żyjących na wolności są siedliskiem dziesiątek i setek przeróżnych wirusów i nie chorują, ponieważ ich wewnętrzne środowisko jest zrównoważone i tym samym nieprzyjazne dla rozwoju tychże mikroorganizmów. Mikroby same w sobie nie są zagrożeniem dla nikogo, tak długo, jak długo nie trafią na sprzyjające środowisko, które pozwoli im się nadmiernie mnożyć i rozwijać. To człowiek, poprzez nienaturalną i urągającą wszelkim ludzkim i zwierzęcym normom hodowlanym, sprawia, że zwierzęta te są pozbawiane naturalnej odporności, i dlatego chorują. To działalność gospodarcza człowieka i jego pogoń za coraz większym zyskiem sprawia, że hodujemy odmiany słabe, bez jakiejkolwiek naturalnej odporności i to one padają ofiarą mikrobów, które w naturalnych warunkach nie są żadnym zagrożeniem. Większość dziko żyjącego ptactwa jest nosicielem osławionego wirusa H5N1 i absolutnie nie zagraża to ich zdrowiu i życiu. Podobnie jest z rodzajem ludzkim, jesteśmy nosicielami przeróżnych tzw. chorobotwórczych, a nawet śmiertelnych wirusów i bakterii (30 proc. ludzi jest nosicielami drobnoustrojów, które powodują sepsę), i co, i nic. Tak długo, jak my sami nie sprawimy, żeby się one nie uzłośliwiły, tak długo nic nam z ich strony nie zagraża.

Dlaczego ciągle się mówi o zagrożeniu zewnętrznym w postaci zarazków, a prawie nic o drugiej, równie ważnej części zjawiska zwanego chorowaniem, czyli o naszej indywidualnej i gatunkowej odporności, która jest podstawą, bazą i opoką naszego zdrowia. To, czy zapadniemy na jakąś chorobę w przeważającej mierze decyduje nasza indywidualna odporność. Jeżeli odpowiednio wcześnie zadbamy o nią poprzez określony styl życia, w tym o rzeczy najważniejsze, a to znaczy: odpowiednie odżywianie i picie, ruch, relaksację i odpowiednie oddychanie, to mamy szansę, a nawet pewność na życie bez chorób. Tak zwana podatność, lub niepodatność na choroby bierze się właśnie z określonego stylu i trybu życia. Okazuje się, że podstawą naszego zdrowia i najważniejszym elementem naszego organizmu jest tzw. układ immunologiczny (odpornościowy), który stoi na straży naszego zdrowia. Jest tylko jeden warunek, system odpornościowy musi być sprawny i to optymalnie sprawny, aby mógł nasz organizm chronić i bronić przed chorobami. A co sprawia, że system odpornościowy jest silny lub słaby? Najogólniej mówiąc to stan całego naszego organizmu decyduje o stopniu sprawności systemu odpornościowego, ale szczególnie stan i sprawność funkcjonalna naszych jelit. Okazuje się, że jelita stanowią aż 70 proc. układu odpornościowego człowieka. Ostatnie lata przyniosły coraz więcej dowodów naukowych na potwierdzenie tezy o wpływie układu pokarmowego na system odpornościowy.

Dlaczego mikroby miałyby być tak wrogo nastawione do rodzaju ludzkiego? Są to przecież istoty (śmiało można je tak określić) takie, jak miliony innych, które zamieszkują Ziemię i dlaczego one właśnie miałyby stanowić zagrożenie dla ludzi? Wszystkie drobnoustroje, w tym oczywiście bakterie i wirusy, jak wszystko, co żyje walczy za wszelką cenę o przetrwanie i jeżeli trafi na przyjazne środowisko do życia i rozmnażania się to wykorzystuje to, bo takie jest prawo Natury. Człowiek również z tego prawa skwapliwie korzysta i nie buduje miast na szczytach gór, ale w bardziej przyjaznym dla siebie środowisku.

Dlaczego więc, nasuwa się logiczne pytanie, cała klasyczna medycyna walczy ze światem mikrobów, a nie próbuje wzmocnić naszej wrodzonej odporności, którą przez ostatnie kilkadziesiąt lat skutecznie zniszczył nowoczesny przemysł hodowlany, spożywczy i przetwórczo-spożywczy? Otóż próbuje, ale przy pomocy przemysłu chemicznego i farmaceutycznego, a to jest jeszcze jedna ślepa i błędna droga, bo cała farmakoterapia, poprzez tak zwane symptomatyczne, czyli powierzchowne, pozorne i nieskuteczne leczenie, dodatkowo osłabia naszą odporność. A to, z kolei, czyni nasz organizm terenem ekspansji nowych przypadłości i chorób i koło się zamyka, a liczba chorób zastraszająco rośnie, podobnie jak i chorych na poszczególne choroby.

Całe zło związane z chorowaniem i chorobami czai się w umyśle współczesnego człowieka. Dziś wirusy i bakterie traktuje się tak, jak wilki na początku XX wieku. Wtedy to zachodni, uprzemysłowiony i stechnologizowany człowiek, wyrwany z naturalnego środowiska, widział w nich największe zło i krwiożercze bestie. A na przykład Indianie widzieli w wilkach najbardziej rodzinne i społecznie ułożone zwierzęta, i takie też wilki są. To nasz umysł stanowi o tym, co uważamy za groźne, a co nie. Odbierajmy i interpretujmy więc świat bardziej jak Indianie, niż człowiek bogatego Zachodu, a będziemy mieć więcej szans na życie w pełnym zdrowiu.

Kazimierz Kłodawski
www.klodawski.pl

Nadesłał/a: Maksymilian