Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Otwierają się drzwi ciężarówki długiej jak wagon kolejowy. Wewnątrz konie – wychudzone, zakrwawione, słaniające się na drżących nogach. Nieraz z powybijanymi oczami, połamanymi kończynami. Ten makabryczny obraz nie pochodzi z filmu grozy – tak wyglądają transporty z polskimi końmi, eksportowanymi na rzeź do Europy Zachodniej, zwłaszcza do Włoch.

Wiele z tych koni nie dojeżdża do celu swojej ostatniej podróży. Padają po drodze – z głodu, pragnienia, wyczerpania, stratowane przez współtowarzyszy swojej niedoli.
Już w roku 1993 Trybunał Praw Zwierząt w Genewie uznał nasz kraj za jeden z najokrutniejszych dla zwierząt transportowanych. Dziś sytuacja wcale nie wygląda lepiej.

Drogę polskich koni do Włoch wielokrotnie monitorowały międzynarodowe organizacje ekologiczne, m.in. International League for the Protectoin of Horses (Międzynarodowa Liga Ochrony Koni), w skrócie ILPH, brytyjska Fundacja „Viva!” (mająca w Polsce swój oddział „Viva! Akcja dla zwierząt”) oraz Animal’ Angels z Niemiec. Ich członkowie zarejestrowali na taśmach video przerażające sceny. Udało im się uzyskać wstrząsające wypowiedzi naocznych świadków transportów.

Każdego roku wywożonych jest z Polski ok. 90 tys. koni: starych i chorych, ale też młodych, a nawet źrebiąt. Czasem zdarzają się też ciężarne klacze. Większość trafia do włoskich rzeźni. Przewożone są w warunkach nieraz zatrważających, a ostatnia droga, jaką mają do przebycia, jest wyjątkowo długa. W związku z restrykcyjnymi normami weterynaryjnymi obowiązującymi na terenie Austrii, polscy przewoźnicy są zmuszeni omijać ten kraj i wydłużać trasę do Włoch. Po odprawie w Cieszynie polskie transporty z końmi jadą przez Czechy, Słowację, Węgry i Słowenię. Potem część z nich płynie jeszcze promem na Sardynię.

Łącznie zwierzęta przemierzają – zazwyczaj w strasznych warunkach – ponad 2500 kilometrów. Podróż może trwać nawet 5 dni. W tym czasie konie mają znacznie ograniczony dostęp do wody i pożywienia (jeśli w ogóle je otrzymują). Często kierowcy w ogóle nie podają zwierzętom wody, wychodząc z nieuzasadnionego niczym przekonania, że mogą wywołać u nich kolkę, że mogą nadmiernie je „nawodnić” (włoscy importerzy domagają się mięsa maksymalnie wysuszonego).

Wymagane prawem czasy postojów transportów są z zasady ignorowane, zaś ciężarówki – pomimo szczegółowego regulowania tej kwestii przez polskie prawo – bywają notorycznie przeładowywane. Efektem tego nierzadko bywa śmierć zwierząt na skutek zaduszenia. Jeremy James, konsultant ILPH, jeden z autorów raportu „The slaughter horse trade in Eastern Europe. Slovakia/Poland/Belarus” z 2000 r. („Handel końmi rzeźnymi w Europie Wschodniej”), stwierdza: „Nie byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że polskie konie (lub jakiekolwiek inne) podróżują do Włoch bez przerwy. Teoretycznie powinny zostać rozładowane w stajniach w Zebrzydowicach (niedaleko granicy z Czechami – przyp. red.), a tam nakarmione i napojone. Jednak za każdym razem, kiedy odwiedzałem to miejsce, ciężarówki były przepełnione, a konie stały w nich, oczekując na decyzję ludzi. Nic nie wskazywało na to, aby zamierzano rozładować samochody, by nakarmić lub napoić zwierzęta.”

Konwój

Konie są przywiązywane do metalowych barierek ciągnących się wzdłuż samochodu. Uzdy są krótkie, zwierzęta stłoczone, przez co nie mają możliwości swobodnego manewrowania ciałami.

M. Horace Hayes, autor „Veterinary Notes for Horse Owners” („Poradnika weterynaryjnego dla właścicieli koni”): „Koń, by utrzymać równowagę w podróży, musi stać w rozkroku na wszystkich kończynach. (…) Jeśli kończyny konia nie będą pozostawały w rozkroku, zwierzę będzie upadało na lewy lub prawy bok, zwłaszcza podczas pokonywania zakrętów.”

Sytuację dodatkowo pogarsza wręcz opłakany stan sanitarny i techniczny ciężarówek używanych do transportu, w których brakuje poideł i kanałów odprowadzających odchody. Konie ślizgają się we własnych ekskrementach, w konsekwencji często tracą równowagę i przewracają na metalową podłogę. Wtedy szansa, że jeszcze się z niej podniosą, jest niewielka.

Po przybyciu do punktów przeładunkowych wycieńczone, chore i głodne zwierzęta są brutalnie wywlekane z transporterów. Te, które upadły, zmusza się do powstania bestialskimi metodami, m.in. biciem metalowymi sztabami, kopaniem, rażeniem prądem. Zdarzały się przypadki, kiedy wciąż żyjącym jeszcze zwierzętom odrąbywano nogi, które utkwiły w otworze wentylacyjnym lub dziurawym podeście.

A potem żywe konie znów są wciągane do transporterów.

Relacja naocznego świadka: „Na rynku biały koń wchodzi po przegniłej rampie do bardzo starej ciężarówki. Widać, że zwierzę obawia się wejść do pojazdu, więc mężczyzna bije je długą, ciężką pałką. Inny mężczyzna ciągnie zwierzę za ogon a kolejny chwyta za głowę. Bicie trwa. Razy spadają nie tylko na głowę, ale i na resztę ciała. Koń próbuje walczyć, w końcu przewraca się na rampę. Do akcji wkraczają kolejni mężczyźni. Do stłoczenia koni w ciężarówce używają metalowej sztaby.”

Pod koniec marca 1997 r. w cieszącym się dużą popularnością francuskim tygodniku „Paris Match” ukazał się mrożący krew w żyłach artykuł opisujący makabryczne zdarzenie w Alpach na granicy niemiecko – francuskiej. W zaplombowanym wagonie 2 spośród 5 przewożonych polskich koni znaleziono martwe. Jeden miał ucięty język i wykrwawił się, drugi udusił własną uzdą. Pomimo ostrych mrozów panujących na przełomie 96 i 97 roku oraz zarządzonej w związku z tym blokady niemieckich linii kolejowych, Polska nadal wysyłała transporty z końmi. W zamkniętych wagonach odstawionych na boczny tor zwierzęta konały wiele dni bez wody i pożywienia (szeroko na ten temat rozpisywała się na łamach polskiego czasopisma ekologicznego „Zielone Brygady” prof. Anna Czapik z Zakładu Hydrobiologii UJ w Krakowie).

Relacja naocznego świadka, Hiltrud Schroeder – byłej żony kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera: „Na autostradzie w pobliżu Hannoweru niemiecka policja zatrzymała polską ciężarówkę pełną koni. Ich głowy były tak krótko przywiązane do ścian pojazdu, iż zwierzęta z trudem mogły się poruszać. Przerażone konie ociekały krwią. Dziesięć musiało zostać zabitych na poboczu drogi. Wydawało mi się, że konie nie potrafią płakać. Ale wtedy na własne oczy zobaczyłam, jak płakały.”

NIK potwierdza gehennę zwierząt

Na wniosek rządu, na który naciskały liczne organizacje europejskie zajmujące się ochroną zwierząt, Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła w 1997 r. szczegółową, trwającą ok. 6 miesięcy kontrolę w firmach zajmujących się transportem bądź ubojem zwierząt. Wnioski pokontrolne okazały się przerażające.

Kontrolerzy NIK alarmowali: w ponad 70 proc. (!) polskich konwojów zdarzają się śmiertelne upadki koni; w znacznej części transportów stwierdzono przekroczenie norm ładunkowych, prowadzące nawet do zaduszenia zwierząt; zły stan techniczny pojazdów (m.in. wystające z burt samochodów ostre krawędzie) oraz urządzeń przeładunkowych był przyczyną powstania poważnych okaleczeń i urazów (głównie złamań), wymuszających tzw. ubój sanitarny (dobicie zwierzęcia). Niektóre pojazdy transportowe były w tak tragicznym stanie, że nie zabezpieczały zwierząt przed wypadnięciem w czasie jazdy. NIK ustaliła również, że 60 proc. spośród 130 skontrolowanych punktów skupu nie zapewniało zwierzętom odpowiednich warunków pobytu, a w kilku z nich zwierzęta musiały czekać na dalszy przewóz od 2 do 5 dni bez pożywienia. Również żadne z 11 skontrolowanych przejść granicznych nie było przygotowane do przeprowadzenia pełnej kontroli weterynaryjnej, polegającej m.in. na sprawdzeniu, czy w transportach nie ma zwierząt padłych, czy pojazdy załadowane są zgodnie z normami i czy zwierzętom zapewniono na czas przewozu odpowiednią ilość ściółki.

Kolejna kontrola, przeprowadzona przez NIK w roku 2000, wykazała: Warunki transportu zwierząt w stosunku do stanu z 1997 r. nie poprawiły się. Zdaniem Izby, polskie prawo dotyczące ochrony zwierząt w transporcie jest w dużej mierze niezgodne z regulacjami obowiązującymi w państwach Unii Europejskiej. Stan ten wynika przede wszystkim z braku przepisów wykonawczych do ustaw uchwalonych w 1997 r. Według NIK fakt ten stanowił zasadniczą przeszkodę w podpisaniu umowy weterynaryjnej z UE. Izba postuluje również przystąpienie przez Polskę do Europejskiej Konwencji o Ochronie Zwierząt w Transporcie Międzynarodowym.

Na początku grudnia ub. roku Ekologiczny Klub Gaja przekazał marszałkowi Sejmu 250 tysięcy podpisów pod petycją domagającą się całkowitego zakazu eksportu koni na rzeź. Konsekwencją tego kroku było wystąpienie sejmowej Komisji Środowiska do NIK z wnioskiem o zbadanie realizacji ustawy o ochronie zwierząt, uchwalonej w 1997 r. Na stronie internetowej Klubu Gaja (notabene twórcy kampanii „Zwierzę nie jest rzeczą”) widnieje fragment Raportu DGVI/3404/92 Naukowego Komitetu Weterynaryjnego, przygotowanego dla Komisji Europejskiej, który stwierdza, iż 3 – 5 proc. koni zdechło, zanim dojechało do miejsca przeznaczenia (założywszy, że rocznie eksportuje się 90 tys. koni, 3-5 proc. oznacza 2,7 – 4,5 tys. zwierząt!).

Gehenna polskich koni nie kończy się wraz z dotarciem do zachodnioeuropejskich rzeźni. Bywają tam bowiem ogłuszane niefachowo, w wyniku czego odzyskują przytomność, kiedy podrzyna im się gardła.

Na terenie województwa podkarpackiego działa firma Jasan z siedzibą w Jaśle. Nie zajmuje się wywózką koni na rzeź, lecz skupem, ubojem oraz eksportem koniny (schłodzonego mięsa) do Włoch, Francji, Niemiec i Japonii. Jak zapewnia prezes firmy Wiesław Słowik, eksport mięsa końskiego jest bardziej opłacalny aniżeli wywożenie żywych zwierząt. Zwłaszcza, że od stycznia 2001 obowiązuje zerowa stawka celna na eksport schłodzonego mięsa, uzyskującego za granicą nierzadko bardzo wysoką cenę. W świetle tego faktu nasuwa się zasadnicze pytanie: Jak długo jeszcze państwo polskie będzie przymykać oczy na okrutny, bestialski proceder eksportu koni na rzeź, skoro nawet z ekonomicznego punktu widzenia nie ma on uzasadnienia?!

Urszula Agata Wiśniowska

W tekście wykorzystałam informacje zawarte w:
– Raport Najwyższej Izby Kontroli za lata 1997 i 2000;
– Inf. o wynikach kontroli nadzoru nad warunkami transportu zwierząt gospodarskich (87/1998);
– Raport „Vivy!” o eksporcie polskich koni na mięso – 2001
(Kampania „Nie w moim imieniu”)
– Cytaty i relacje naocznych świadków przytaczam za raportem „Vivy!”

Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997r. o ochronie zwierząt (fragment):

Art. 5. Każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania.
Art. 6.
1. Nieuzasadnione lub niehumanitarne zabijanie zwierząt oraz znęcanie się nad nimi jest zabronione.
2. Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności:
1) umyślne zranienie lub okaleczenie zwierzęcia, nie stanowiące dozwolonego prawem zabiegu lub doświadczenia na zwierzęciu,
(…)
4) bicie zwierząt przedmiotami twardymi i ostrymi lub zaopatrzonymi w urządzenia obliczone na sprawianie specjalnego bólu, bicie po głowie, dolnej części brzucha, dolnych częściach kończyn,
(…)
6) transport zwierząt, w tym hodowlanych, rzeźnych i przewożonych na targowiska, przenoszenie lub przepędzanie zwierząt w sposób powodujący ich zbędne cierpienie i stres,
7) używanie uprzęży, pęt, stelaży, więzów lub innych urządzeń zmuszających zwierzę do przebywania w nienaturalnej pozycji, powodujących zbędny ból, uszkodzenie ciała albo śmierć.

Transport zwierząt

Art. 24.
Transport zwierząt odbywa się środkami do tego celu przystosowanymi i jest prowadzony w odpowiednich warunkach, a w szczególności:
– zwierzęta muszą być prawidłowo ulokowane, a używane uwięzi nie mogą im krępować leżenia i wstawania w czasie transportu,
– podłogi pojazdów używanych do transportu powinny mieć odpowiednią nawierzchnię, zapewniającą przyczepność kończyn oraz umożliwiającą utrzymanie higieny,
– w trakcie dłuższego transportu zwierzęta muszą mieć zapewnioną odpowiednio często wodę i karmę oraz odpoczynek
– zwierzętom chorym lub rannym zapewnia się niezwłocznie pomoc weterynaryjną,
– zwierzęta wwożone do kraju oraz wywożone za granicę muszą być wiezione najkrótszą drogą i bez zbędnych postojów, a ich odprawa graniczna odbywa się poza kolejnością.

Rozporządzenie Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z dnia 30 czerwca 1998r. w sprawie szczegółowych zasad i warunków transportu zwierząt (fragment).

Rozdział 1. Przepisy ogólne:
Par. 3. 1. Przewoźnik i nadawca zwierząt odpowiadają za zorganizowanie transportu zwierząt w taki sposób, aby nie powodował zranienia albo zbędnego cierpienia żadnego zwierzęcia.

Źródło: Super Nowości, 20.02.2002.