Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone


Rozmowa z o. Leonem Knabitem
Często słyszę od dzieciaków, że rzuciły kamieniem za psem. Dorosłych, którzy w konfesjonale mówią o tym, że zrobili krzywdę zwierzęciu, w swojej karierze spowiednika nie spotkałem. A wierzyć mi się nie chce, że całe życie trafiałem na samych miłośników psów.

Małgorzata Skowrońska: Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają psy, i na tych, którzy wolą koty. Po której stronie barykady ojciec stoi?

O. Leon Knabit: Psy są mi bliższe. Kotów nie rozumiem. Może dlatego, że nigdy blisko z nimi nie żyłem. W moim domu nie było zwierząt. W bloku nie mieliśmy na to warunków. W psich oczach widać wściekłą nienawiść, złość, miłość, przywiązanie, niepokój, zazdrość, radość. Pies wyraża emocje całym sobą: oczami, ogonem, pyskiem. Kot inaczej. Z jego oczu rzadko można coś wyczytać. Najwyżej coś zimnego, graniczącego z pogardą. Co ciekawe, w oczach psa nigdy nie widziałem pogardy. Złość owszem, ale pogardy nigdy. Miłośnicy kotów pewnie się ze mną nie zgodzą, ale takie ich prawo. A pomijając psy i koty, za najszlachetniejsze zwierzęta uważam konie. Imponują mi pięknem i inteligencją. Nie mówiąc już o wartości materialnej. Ostatnio byłem w Janowie Podlaskim i skonstatowałem, że arab za półtora miliona dolarów rzeczywiście jest wart tej ceny.

Zaraz, zaraz, czy przypadkiem benedyktynowi to nie koty powinny być najbliższe? W końcu na jednym z tynieckich obrazów pomiędzy św. Benedyktem i św. Scholastyką siedzi kot.

– Z tym kotem wiąże się nawet anegdota. W czasach starożytnego Kościoła papież Grzegorz Wielki wysłał benedyktynów do Anglii. Ci nie chcieli wyjechać bez swojego ulubionego kota, tak bardzo byli do niego przywiązani. Koty od zawsze były w Tyńcu. Jeden z naszych nieżyjących już braci był ich wielkim zwolennikiem. Wynosił im nawet z refektarza najlepsze kąski. Kiedy mu zwróciłem uwagę, zapytał mnie: „A świnie karmimy?”. Odpowiedziałem, że z tego będą małe świnki. On mi na to: „A z tego będą małe kotki”.

Podobno wielkim miłośnikiem kotów jest papież Benedykt XVI.

– Też o tym słyszałem. Mówi się, że w czasach, gdy swobodnie chodził po Watykanie, przystawał przy każdym kocie, żeby go pogłaskać. Sam ma dwa koty, które mieszkają z nim w pałacu apostolskim. Na dodatek zbiera porcelanowe figurki kotów.

Czy przypadkiem nie przesadzamy z tą miłością do zwierząt? Zdarza się, że schylamy się nad głodnym psem czy kotem, a nie robimy tego, gdy widzimy żebraka.

– Z mojego doświadczenia wynika: jeśli ludzie lubią zwierzęta, najczęściej lubią też ludzi, a jeśli nie lubią zwierząt, to na pewno nie będą lubić ludzi. Oczywiście może się zdarzyć i tak, że ktoś okropnie zraniony przez innego człowieka do ciepłych emocji jest skłonny tylko w stosunku do psa, kota, papużki czy szczura. Czy coś możemy na to poradzić? Nie wiem. Na pewno jednak nie możemy zaniedbywać możliwości czynienia dobra. Pewna pani, zupełnie zwariowana na punkcie zwierząt (w jej domu były psy, koty, ptaszki uratowane z ulicy itp.), odwiedzała dzieci w hospicjum, opowiadała im o tych zwierzętach, a ci mali pacjenci z wypiekami na twarzach słuchali jej historii o chorym wróblu. Nie oceniajmy po pozorach.

Czy to nie tak, że szalejemy na punkcie zwierząt, bo kochają nas bezwarunkowo? Nie zastanawiają się, czy wzięliśmy je tylko dlatego, że nie chcemy się czuć samotni?

– Mistrzami takiej bezwarunkowej miłości są psy. Pewien niedoświadczony katecheta powiedział dzieciom: człowiek jest mądry, a pies głupi. Dzieciaki od razu go zakrzyczały, że to nieprawda. A ja myślę, że z psami jest jak z ludźmi. Jeden wyczuje złego człowieka na odległość, inny lezie do każdego. Znaczy się głupi. Zupełnie jak człowiek.

Jeśli jesteśmy przy podobieństwach: nie zastanawia ojca to, że właściciele stają się podobni do swoich psów?

– A zauważyła pani, że to dotyczy przede wszystkim mężczyzn? Im pan starszy, tym bardziej podobny do swojego psa. Przypominają starych małżonków, którzy po latach wspólnego życia wykonują te same ruchy, tak samo chodzą, takie same miny robią. Jak patrzę na psa i jego właściciela, tak podobnych, to zawsze zastanawiam się, kto tu kogo ciągnie.

Wystarczy wybrać się na mszę, którą co roku organizują w październiku bernardyni, żeby zobaczyć setki takich par. Na takie msze przychodzą nie tylko miłośnicy psów, ale też właściciele koni, myszek, papużek. W ubiegłym roku panikę wzbudził pan, który na mszę przyniósł pytona. Widziałam też chłopca ze słoikiem z welonką. Czy takie msze to nie świętokradztwo?

– Ależ skąd. Kościół opiera się na słowach Pisma Świętego, a tam napisano, że trzeba szanować wszystko co stworzone. Takie błogosławieństwo zwierząt to coś na podobieństwo sakramentu. Błogosławieństwo ma nam przypominać, że jesteśmy winni zwierzętom opiekę, choćby za to, że ratują nas od samotności.

Za ten ratunek często odpłacamy im okrucieństwem. Czy to grzech? Czy możemy grzeszyć wobec zwierząt?

– Oczywiście, że grzeszymy. Dręczenie, okrucieństwo, brak należytej troski – to wszystko grzechy wobec zwierząt i katolik musi się z nich spowiadać. Dzieci to robią. Często słyszę od dzieciaków, że rzuciły kamieniem za psem. Dorosłych, którzy w konfesjonale mówią o tym, że zrobili krzywdę zwierzęciu, w swojej karierze spowiednika nie spotkałem. A wierzyć mi się nie chce, że całe życie trafiałem na samych miłośników psów. Mówi się o zezwierzęceniu człowieka, ale to obraźliwe dla zwierząt. W hitlerowskich młodzieżówkach była taka metoda, że chłopcy najpierw wychowywali psa, by go potem zabić. Żeby zobaczyć uciekające życie… Podobno świnie mówią do swoich małych: nie bądź człowiekiem!

W swojej najnowszej książce ojciec próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy zwierzęta mają duszę. Mają?

– Naukowcy jakoś nie mogą znaleźć potwierdzenia tezy o istnieniu duszy zwierząt. Niech jednak szukają. Jak znajdą, Kościół nie będzie miał pretensji, bo w Piśmie nigdzie nie jest powiedziane, że zwierzę duszy nie ma. Zaraz za tym pojawia się następne pytanie: czy zwierzęta będą w raju. Na takie pytania odpowiadam: pomysłowość Pana Boga jest nieograniczona.

Koza też przyjaciel

„Czy zwierzęta mają duszę?” – to tytuł najnowszej książki o. Leona Knabita, wydanej przez krakowski Nemrod. Benedyktyn odpowiada w niej na pytania trudne, ale często stawiane. Bo jak wytłumaczyć, dlaczego Bóg stworzył komara? Zakonnik odpowiada, powołując się na naukę Kościoła i swoje doświadczenia, a okazuje się, że jest ogromnym miłośnikiem zwierząt wszelkich (od kóz po myszy). Opowieści zakonnika ilustrują portrety zwierząt autorstwa Jędrzeja Majki.

Źródło: Gazeta (Kraków), 07-10-2005