Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Adam Luck, The Mail on Sunday, 14.05.2003

Nad wioską Ho Sun, położoną na peryferiach rozrastającego się miasta Foshan, wstaje kolejny dzień. Spoglądam na okolicę, stojąc na konstrukcji składającej się z pięćdziesięciu drucianych klatek, wypełnionych szczelnie tysiącami gęsi, które zostaną wkrótce sprzedane na okolicznych targach, by stamtąd powędrować wprost na restauracyjne stoły. Gęś chwyta się mocno za szyję i uderza o ziemię. Operacji dokonuje się wśród obezwładniającego odoru ekskrementów i fetoru stojącej wody.

Na całej linii horyzontu ciągną się zagrody dla zwierząt szczelnie wypełnione świniami, drobiem, rybami hodowlanymi. Są oddzielone od siebie lichymi betonowymi zabudowaniami. Panorama spowita jest oparami porannego upału i warstwami ciepłego powietrza, które wprost roi się od much. Czuję, że jak okiem sięgnąć, da się zaobserwować zderzenie trzech, pozornie całkowicie wykluczających się światów, których jedynym wspólnym mianownikiem jest brak higieny i okropny odór. To właśnie tutaj żyją prości wieśniacy w prowizorycznie wykonanych, drewnianych chatach, do których prowadzą zabłocone, nieutwardzone drogi. To tu jest piekło, w którym narodził się zabójczy wirus odpowiedzialny za SARS (zespół ostrej niewydolności oddechowej), który zabił 400 osób i zakaził 5 tysięcy.

Jestem pierwszym dziennikarzem z Zachodu, poznającym warunki panujące w Foshan, epicentrum SARS. W tym nowoczesnym mieście w prowincji Guandong, w którym mieszka 3,5 miliona osób, odnotowano pierwszy potwierdzony przypadek choroby, a także pierwszy potwierdzony przypadek śmierci w jej wyniku. Stopień lęku i przerażenia w mieście rośnie nie tylko z powodu obawy przed zachorowaniem, lecz także w wyniku represyjnej działalności rządu, który chce zahamować rozprzestrzenianie się choroby, wyrzucając zakażonych z pracy lub grożąc aresztem tym, którzy ośmielą się wypowiedzieć słowo „ai Dian”, chiński odpowiednik wirusa SARS.

Naukowcy uważają, że chorobę wywołuje nowa mutacja koronawirusa i czynniki zbliżone do tych, które powodują typowe przeziębienie. Tego typu wirusy są w stanie przekraczać bariery gatunkowe i często okazują się śmiertelne w skutkach dla nowego żywiciela, który nie miał możliwości wzmocnić swojego systemu odpornościowego. Według jednej z teorii wirus przeszedł ze zwierząt na ludzi na tak zwanych „mokrych targach” w prowincji Guandong, gdzie sprzedaje się żywe szczury, żółwie, węże i inne egzotyczne zwierzęta.

Na rynku w Shunde sprzedawca węży Cheng Sui-kan mówi: Pracując w tej okolicy i w tym fachu, często podróżujemy po całej prowincji, sprzedając dzikie zwierzęta ludziom, którzy zjadają je i traktują jako najwspanialszy kulinarny rarytas.
Guandong słynie z zamiłowania do tego typu dań i restauracje zrobią tam wszystko, aby postawić na swoich stołach egzotyczne okazy kobr, lampartów, cywet (ssak z rodziny łoszowatych), małp, nietoperzy lub świnek morskich.

Piętnaście mil na północ od Foshan, w stolicy prowincji Guangzhou, dziesiątki tysięcy żyjących lub prawie martwych zwierząt, upchanych ciasno w klatkach, w kałużach własnych ekskrementów, wystawia się na sprzedaż na targu w Lo Chung Way. Tuż obok siebie umieszcza się dzikie zwierzęta i zwierzęta hodowlane. To miejsce cechują wymarzone warunki do rozwoju śmiercionośnych wirusów, ich powstanie ułatwia prowadzona hodowla.
Mikrobiolodzy są przekonani, że co najmniej pandemie nękające świat miały swój początek w prowincji Guandong. W ich skład wchodziła azjatycka grypa z 1957 r., jej odmiana, która powstała w Hongkongu w 1968 r. oraz najprawdopodobniej także epidemia hiszpańskiej grypy – łącznie doprowadziły one do śmierci 70 milionów osób.

Elementem kluczowym przyczyniającym się do rozwoju epidemii SARS był wyjazd lekarza pracującego w szpitalu w Guangzhou do Hongkongu.
Najprawdopodobniej szybko mutujące się koronowirusy, występujące wśród dzikich zwierząt w tym parnym, tropikalnym regionie, przeszły na kurczaki, które posiadając bardzo słaby system odpornościowy i znajdując się w sąsiedztwie człowieka, pełniły rolę pomostu, przez który wirus przeszedł na ludzi. Z tej przyczyny ich obserwacja może pełnić rolę znaku ostrzegawczego. Wiadomo, że mogłaby ona zapobiec przeniesieniu wirusa na ludzi, jednak w Chinach tego typu znaki ostrzegawcze zazwyczaj ignoruje się w imię wręcz chorobliwej tajemniczości ze strony rządu, który wiele kwestii woli pomijać milczeniem. Gdy próbowałem rozmawiać z tubylcami na zatłoczonym targu, na którym sprzedawano żywność, policja zagroziła mi 15 dniami więzienia. Wszyscy, którym starczyło odwagi, żeby zamienić ze mną kilka słów, nagle nabrali wody w usta lub ulotnili się jak kamfora.

Na lotnisku w Guangzhou ląduje codziennie ponad 400 samolotów. Miasto ma wiele klubów nocnych, drapaczy chmur i coraz więcej byle jak zbudowanych farm na swoich peryferiach.
Dla Chin konsekwencje ekonomiczne kolejnej takiej epidemii, paraliżującej jeden z jej głównych centrów gospodarczych, są na tyle przerażające, że Pekin woli ich sobie nie wyobrażać. Dopiero w następstwie dochodzenia wszczętego przez Światową Organizację Zdrowia, władze Chin niechętnie przyznały, że przez ponad dwa miesiące nie ujawniały faktu powstania i rozprzestrzeniania się epidemii.
Tsan Tsi-Suen, emerytowany profesor nauk weterynaryjnych z Uniwersytetu w południowych Chinach, powiedział: – W rejonie tym istnieje poważne zagrożenie wybuchu epidemii grypy wśród drobiu, a – wynika ono z ogromnej koncentracji żywego inwentarza. Dodał także, że „kiedyś rodziny hodowały zwierzęta wyłącznie na własne potrzeby, dziś liczy się możliwość zysku. Rolnicy uczą się od Zachodu, jak zarabiać pieniądze”.

Nan Xin, 33-letni farmer hodujący świnie, mieszka wraz z żoną i dwuletnim synem w chatce tuż obok 120 zagród dla zwierząt. Psy, koty, kurczaki i szczury mogą bez żadnych przeszkód przemieszczać się po jego gospodarstwie.
Tak jak jego ojcowie, Nan Xin ma stawek z rybami, lecz stosowane w przeszłości proste metody zostały zastąpione przez intensywne, uprzemysłowione sposoby hodowli.
Stawy we wsi Nan Xin są przepełnione rybami, w niektórych zbiornikach ich liczba sięga nawet 10 tysięcy sztuk. Zazwyczaj hoduje się karpie, które są w Chinach uważane za prawdziwy przysmak. Ryby karmi się ekskrementami pochodzącymi od świń i kurczaków, które za pomocą metalowej siatki są wrzucane bezpośrednio do stawu. Tam też opróżnia się zawartość toalety.
Rolnik mieszkający obok Nan Xin zwierza się, że jeden z jego krewnych cierpi na SARS. Chory skarży się na okropne bóle i trudności z oddychaniem, lecz boi się zwrócić do władz, ponieważ im nie ufa. Gdy krewny dowiedział się, że jestem reporterem, odmówił udzielania dalszych informacji i poprosił, abym sobie poszedł. Naukowcy przekonują, że ignorancja rolników sprawia, że właśnie w Chinach występuje tak wielka możliwość rozprzestrzeniania się nowych typów chorób.
Naukowcy w trakcie epidemii ptasiej grypy w 1997 r. w Hongkongu zdołali potwierdzić przypuszczenia, że wirusy zwierzęce mogą zostać przeniesione na ludzi. Epidemię powstrzymano dzięki wybiciu 1,6 miliona ptaków.

Epidemiolodzy odkryli, że trzy wirusy (jeden pochodzący od gęsi i dwa od przepiórek), połączyły się tworząc nowy typ wirusa o niespotykanym dotąd wśród ludzi współczynniku śmiertelności. Ken Shortridgem, emerytowany profesor mikrobiologii na Uniwersytecie w Hongkongu, kierował tamtymi badaniami i jest obecnie przekonany, że w południowej części Chin, w wyniku łączenia starych i nowych metod upraw i hodowli zwierząt, stworzono idealne pole do rozwoju koronowirusów, mogących przechodzić pomiędzy różnymi gatunkami.
Pochodzenie SARS pozostaje tajemnicą. Mimo, że jest to koronowirus, nie przypomina dotychczas znanych postaci choroby, występujących zarówno wśród ludzi, jak i zwierząt. Mimo, że trwa wyścig, którego celem jest stworzenie szczepionki, istnieją obawy, że jeśli wirus zakorzeni się po raz pierwszy wśród populacji, nigdy już nie będzie można się go pozbyć. Taka sytuacja może się zdarzyć, ponieważ odporność ludzi na typowy wirus grypy nie trwa dłużej niż kilka miesięcy. Co więcej, niektórzy eksperci są przekonani, że wirus SARS już przeszedł mutację, tworząc nowe szczepy, co tłumaczyłoby, dlaczego zarażenie nie we wszystkich wypadkach kończyło się śmiercią.

W ogromnej, strzeżonej fabryce firmy Primary Technology, produkującej kamery, która zatrudnia 15 tysięcy pracowników, doszło do przestojów. Jeden z pracowników poinformował, że zna wiele osób, które zostały wyrzucone z pracy z powodu SARS.
Przed bramą fabryki zamontowano tabliczkę przypominającą o konieczności kontrolowania temperatury ciała, ostrzegającą, że wszyscy ci, u których przekroczy ona 38 stopni, zostaną odesłani do domu.
W pobliskim szpitalu w Shune, gdzie odnotowano pierwszy przypadek SARS, przyjęto w ostatnim czasie 200 pacjentów podejrzanych o zakażenie wirusem. Wejścia do instytucji strzeże policja i wszyscy muszą obowiązkowo nosić maski.

Nawet jeśli oświadczenia chińskie informujące o spadku liczby zachorowań są prawdziwe, niekoniecznie musi to oznaczać, że sytuacja została opanowana. Epidemie grypy przycichają zazwyczaj latem. Istnieje szansa, że wirus już nigdy nie powróci, lecz czasami może pojawić się ponownie biorąc prawdziwy odwet, tak jak to miało miejsce w przypadku hiszpańskiej grypy, której pierwsze przypadki zostały ledwie dostrzeżone, a która powróciła jesienią, przyczyniając się do śmierci 21 milionów osób na całym świecie.

Profesor Shortridgem powiedział, że mając do dyspozycji wszystkie nowinki współczesnej technologii, często popełniamy błąd, sądząc, że jesteśmy w stanie w pełni kontrolować naturę. Profesor dodaje, że w trakcie wieloletniej pracy zrozumiał jedną rzecz: natura jest o wiele bardziej inteligentna od człowieka.

Opracował: Roman Rupowski