Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Młoda aktorka, z którą przeprowadziliśmy wywiad, wyróżnia się wśród polskich gwiazd empatią dla zwierząt i nowoczesnym stylem życia. Opowiada nam nie tylko o swojej karierze, ale także o swojej bezmięsnej diecie, ekologicznym mieszkaniu, działaniach charytatywnych i miłości do dzieci.

e!stilo: Jesteś ostatnio bardzo zajęta, z trudem udało mi się namówić cię na wywiad – co cię tak absorbuje?
Magdalena Różczka: Skończyliśmy zdjęcia do 'Czasu honoru’ – drugiej części serialu, która będzie emitowana od września. Ale najbardziej intensywnie pracuję ostatnio przy nowym serialu TVN 'Cold Feet’.

Czyli zapewne kolejnym hitem?
Mam nadzieję, że nim będzie – jest świetnie napisany. Ma dobre tempo, raz śmieszy, raz wzrusza, trochę zadziwia.

Kim jesteś w tym filmie?
Nazywam się Julia Hoffman i jestem dziewczyną Adama, którego gra Paweł Wilczak.

Ale jaka jest to osoba? Identyfikujesz się z bohaterką?
(śmiech) Nie, ona ma takie różne życiowe dylematy, które ja nie do końca rozumiem, wręcz trudno mi będzie grać niektóre sytuacje. Nie mogę więcej powiedzieć, bo to będzie duże zaskoczenie.

Pytam, bo jesteś kobietą dość enigmatyczną – trudno rozpoznać, jaka jesteś naprawdę, z jakim typem się identyfikujesz. A przecież wiadomo, że łatwiej odtwarzać rolę, jeżeli jest ona aktorowi bliska.
Nie, chyba wręcz przeciwnie. Chciałabym mieć szansę grania rozmaitych postaci – różniących się między sobą i różnych ode mnie. Jak do tej pory, to mi się chyba udaje, choć nie gram mocno charakterystycznych postaci. Mam jednak nadzieję, że wszystko przede mną. Zaistniałam w „Oficerze” jako Aldona, zimna i twarda kobieta bez uśmiechu, która spełnia się zawodowo i to jest dla niej najważniejsze. Wiele osób, które mnie później poznawały, było zaskoczonych, że jestem inna od tej bohaterki, że mam w sobie ciepło. Po drodze były jeszcze „Lejdis”, gdzie w ogóle jesteśmy wariatkami, i to też do mnie przylgnęło. A w tej chwili gram Julię i lubię ją, chyba temperamentem najbardziej mnie przypomina. Kocham też Wandę z „Czasu honoru”, która jest taką kruchą i wrażliwą osobą, ale w krytycznych momentach potrafi znaleźć ogromną siłę do tego, by walczyć o swoje życie i jeszcze pomagać innym.

Dużo jest ciebie w mediach, można powiedzieć, że jak na swój wiek odniosłaś już ogromny sukces. To jedynie sukces komercyjny, czy też czujesz, że się spełniłaś artystycznie? Może czekasz jeszcze na rolę, która będzie tą najważniejszą i dzięki której udowodnisz samej sobie, że jesteś najlepszą aktorką?
Na pewno czekam na taką rolę, ale traktuję aktorstwo jako swój zawód, a nie jako misję. Naprawdę spełniam się każdego dnia. Robię to, co kocham, i jeszcze bezczelnie nazywam to pracą.

Czyli bierzesz pieniądze za to, co ci sprawia przyjemność?
Tak, i to wielką. Tego życzę każdemu. Gdy mnie ludzie pytają, czy chcę, żeby moja córka była aktorką, mówię, że nie wiem – chcę tylko, żeby robiła to, co kocha. A jeśli jeszcze będzie dostawać za to pieniądze, no to w ogóle genialny układ. Ten sukces komercyjny, o którym wspomniałaś, to jest coś, co mnie kompletnie zaskoczyło i czego muszę się uczyć każdego dnia, bo absolutnie nie byłam na to przygotowana i w ogóle nie wyobrażałam sobie, że tak może być.

Jak myślisz, czemu zawdzięczasz swoją popularność, urodzie – charakterystycznym, jakby tatarskim, rysom – czy zdolnościom aktorskim?
Chyba wszystkiemu po trochę. Istotny jest zarówno wygląd, jak i talent, który (mam nadzieję) posiadam, oraz dużo szczęścia i ciężka praca.

Ile lat minęło od twojego pojawiania sie na rynku medialnym?
Około siedmiu.

Nagabują cię ludzie w sklepie z warzywami?
Uśmiechają się, proszą o autografy, mówią „Ojej, to jest naprawdę Magdalena Różczka!” To są bardzo miłe spotkania.

Masz szczęście, artyści czasem się skarżą, że ktoś ich zwymyśla, bo grają jakiś czarny charakter albo zachowali się w filmie nie tak, jak się widz spodziewał: „Dlaczego pani nie podała mu tej insuliny na czas?!”
Do tego trzeba grać jedną postać przez kilka lat, mocno się zaznaczyć w świadomości widza. Mnie udaje się role różnicować. Właściwie poszłam do szkoły teatralnej tylko po to, żeby grać w teatrze. Wcześniej pracowałam przez kilka lat w teatrze amatorskim, spełniałam się w nim, genialnie się tam czułam. Gdy rozpoczęłam inne studia, inną pracę i nagle mi tego zabrakło, pomyślałam sobie „O Boże, nie mam już nic.” Dopiero wtedy zrozumiałam, że muszę iść do szkoły teatralnej, żeby spróbować tamten wątek kontynuować, jeżeli nie w tym teatrze, to w innym. Gdy zaczęłam zdawać do szkoły i przyjeżdżać do Warszawy, uświadomiłam sobie, że w tym zawodzie można robić jeszcze coś innego.

Masz plany na przyszłość związane z teatrem, czy współpracujesz już z jakimś na stałe?
Nie, ale bardzo bym tego chciała.. Brakuje mi trochę odwagi, żeby tak stanąć na progu teatru i prosić o pracę. Po szkole zapukałam do drzwi chyba wszystkich teatrów i zostawiłam swoje CV. Nigdzie mnie nie przyjęto na angaż i już przestałam o to zabiegać. W tej chwili mam ochotę powrócić do spektaklu pt. „Rozmowy nocą” reżyserowanego przez Karolinę Szymczyk-Majchrzak, gdzie grałam z moim przyjacielem Modestem Rucińskim. Chcemy też zrobić nowy spektakl i właśnie zastanawiam się, do których sal teatralnych w Warszawie skierować swoje kroki, żeby to zrealizować. Może uda się w Polonii u Krystyny Jandy? Na pewno z tym przedstawieniem będziemy jeździć po kraju.

Chciałabym teraz spytać o twoje ekologiczne preferencje – widać je u ciebie w domu. Da się też zauważyć, że nie nosisz skórzanej odzieży. Czy ściśle stosujesz się do tych zasad?
Staram się. Chociaż gdybyś pogrzebała w mojej szafie, to pewnie znalazłabyś coś skórzanego – jakieś stare rzeczy, których nie wyrzucam. W każdym razie, nie kupuję nic nowego ze skóry.

Masz piękne mieszkanie, jest tu na przykład puf, który wygląda jak obity zamszem, ale tak naprawdę jest to zamszopodobna tkanina do obijania mebli. Czy stosujesz też jakieś techniczne rozwiązania? Nie oczekuję, że będziesz mieć w mieszkaniu panele słoneczne, ale oprócz tego zielonego ogrodu na dachu, w którym, jak przypuszczam znajdują schronienie okoliczne ptaki, czy jest jeszcze coś, czym mogłabyś się pochwalić?
Na pewno są energooszczędne żarówki. Mam także jeden przycisk, którym można wyłączyć wszystkie urządzenia w trybie stand-by, na przykład gdy wyjeżdżamy albo wychodzimy na dłużej. Poza tym, jestem maniaczką segregowania śmieci.

Mogę pójść i sprawdzić?
Tak (śmiech). Na dole mamy taki kubeł, gdzie zostawiamy plastiki, papier i szkło, bo one są dalej segregowane przez odpowiednie służby. A w drugim zużyte pieluchy, jedzenie i reszta śmieci.

Masz przycisk w toalecie na słabsze i mocniejsze spłukiwanie?
Tak. Staram się też przekonać do prysznica, choć nigdy go nie lubiłam, zawsze korzystałam tylko z wanny. Jednak gdy idę rano do pracy, to i tak musiałabym brać szybką 5-minutową kąpiel – lepiej już wziąć prysznic, nie zużywając całej wanny wody.

A kosmetyki?
W popularnych kremach najbardziej mnie wkurza, że są one opakowane w folię, pudełko, kartonik, czyli kilka zbędnych opakowań. Dostałam właśnie w prezencie polski krem ekologiczny i myślę, że będę takie kupować. Nietestowany na zwierzętach i w biodegradowalnym opakowaniu.

W takim razie, mam pytanie teoretyczne (na razie): gdyby jakaś firma kosmetyczna produkująca kosmetyki ekologiczne bądź takie, które niosą ze sobą jakąś eko ideę, zaproponowała Ci udział w kampanii reklamowej, czy odrzuciłabyś tę ofertę?
Absolutnie nie.

Zatem nie masz problemu z tym, żeby komercyjnie sprzedawać swój wizerunek, ale jak rozumiem, musisz zgadzać się ideowo z przesłaniem firmy. A teraz trudniejsze pytanie. Jeżeli L’Oreal (Procter&Gamble), o którym dużo się pisze w kontekście testów na zwierzętach, blokowania ustaw prozwierzęcych i lekceważenia opakowań ekologicznych, zaproponował ci okrągły milion złotych, to czy powiesz „tak”, będziesz się wahać, czy raczej się nie zgodzisz?
Myślę, że będę się wahać.

Jesteś szczera, czytelnicy bardzo to doceniają.
Mówię to, bo nie miałabym świadomości o postępowaniu tej firmy, gdyby zadzwonili do mnie przed naszą rozmową.

Cóż, takie informacje są zazwyczaj skrzętnie ukrywane. Przejdźmy jednak do spraw bardziej optymistycznych. Gdy przyszłam, akurat karmiłaś swoją córkę daniem stuprocentowo wegetariańskim. Dziewczynka wygląda ślicznie i zdrowo. Powiedz, jak wychowuje się dziecko, które nigdy nie miało mięsa w ustach i jak sama doszłaś do tego, żeby wykluczyć mięso ze swojej diety?
Sama zaczęłam, można powiedzieć, przez przypadek. Związałam się z człowiekiem, który nie jadł mięsa od wielu lat, chyba od siedemnastego roku życia. On był tak ideologicznie zdeterminowany, że kiedy w lodówce w moim rodzinnym domu znajdowało się tylko mięso, jadł chleb z keczupem a na deser chleb z cebulą. Zaczęliśmy się spotykać i w restauracji zamawialiśmy podobne rzeczy, a gdy gotowałam w domu, to było oczywiste, że też bez mięsa. I kiedyś uświadomiłam sobie, że od ponad miesiąca nie jadłam mięsa, a czuję się genialnie. Można powiedzieć, że moja wegetariańska inicjacja przyszła bardzo naturalnie, była wręcz samolubna i egoistyczna (śmiech), bo przecież zrobiłam to dla siebie. Obecnie jest mi z tym dobrze, świetnie się czuję a moja waga się ustabilizowała.

Zatem na początku zadecydowały o tym względy zdrowotno-dietetyczne, a etyka przyszła później?
Tak. Nie jem mięsa już od pięciu lat. Jednak dopiero teraz gdy je widzę, wydaje mi się, że to jest kawałek ciała, niemalże człowieka.

Jak rodzina i znajomi traktują to, że nie dajesz dziecku mięsa?
Twierdzą, że robię jej straszną krzywdę. Gdy zaszłam w ciążę, wszyscy wokół czekali, aż zacznę jeść mięso, bezskutecznie. Urodziłam i okazało się, że znów ludzie uważają za rzecz naturalną, że będę dawać mięso mojemu dziecku. Ale ja mówię: jeżeli dbam o siebie i z tego powodu nie jem mięsa, to jak mogę dawać je swemu dziecku, któremu przecież życzę jak najlepiej na świecie? Wielu ludzi twierdzi, że teraz powinnam dawać jej mięso, a jak będzie dorosła, niech zadecyduje. No więc ja postępuję według tej samej zasady – nie będę jej niczego nakazywać i zakazywać, jeśli będzie chciała zacząć jeść mięso, to zacznie.

Jednak spróbujesz wpoić jej swoje zasady?
Już teraz czytam książeczki i opowiadam o zwierzątkach – o tym, że je lubimy. Chciałabym doprowadzić do tego, żeby ona była świadoma i żeby świadomie wybrała, ale do niczego nie będę jej zmuszać. Presja społeczeństwa jest tak silna… Na szczęście są już lekarze, którzy prowadzą dzieci wegetariańskie. Gdy ostatnio odwiedziła mnie lekarka, byłam pewna, że od razu spyta, ile białka dziecko je, i że będzie nakłaniała mnie do zmiany diety w celu zastąpienia białka, którego nie dostarczam w postaci mięsa. Jednak doktor stwierdziła, że wegetariańska dieta nie jest niczym niezwykłym i nic nie muszę zastępować, bo mam wszystko w warzywach i zbożach. Według niej, podstawą diety powinny być różnego rodzaju kasze, bardzo zdrowe, które są taką bombą energetyczną, że wcale nie musisz się zastanawiać, czy trzeba jakoś „nadrabiać” białko. Radziła nawet, żeby odrzucić nabiał. Mleko sojowe stoi jednak w lodówce i jakoś nie mogę się do niego przekonać. Trzeba z tym jeszcze poczekać, nie mam ambicji, by zmieniać wszystko naraz. Z ekologią zapoznaję się stopniowo – coraz więcej rzeczy czytam, słyszę, wprowadzam do swojego życia. Uzbierało się ich już trochę.

Twój bobas jest całkowicie zdrowy?
Bardzo! Odpukać, ma prawie 14 miesięcy…

Czy widzisz różnicę między swoją córką a dziećmi, które jedzą mięso?
Sądzę, że tak. Dzieci moich koleżanek mają już na swoim koncie przeziębienia. Właśnie ta wspomniana pani doktor powiedziała mi, że to, co się je, ma ogromny wpływ na odporność. Fakt, że obcujemy z osobą, która ma infekcję, nie znaczy, że musimy ją przejąć – jeżeli tylko się dobrze odżywiamy. Sama od dawna nie byłam chora, od kilku lat.

Absolutnie się zgadzam. Doświadczam tego samego na własnym organizmie.
Nie mówię o takich przypadkach, jak na przykład gdy ostatnio pracowałam i były nocne zdjęcia, zimno, deszcz, nabawiłam się lekkiego kataru i podrażnionego gardła. Wypiłam wyciśnięty sok z cytryny, po czym zaziębienie przeszło. Z jednej strony myślę, że może zawdzięczam to silnej woli, gdy wiem, że muszę być zdrowa by iść do pracy. Zauważyłam to już dawno temu – gdy tylko zaczynały się wakacje i wiedziałam, że nic nie muszę, to momentalnie się rozkładałam. Teraz po prostu nie chce mi się już chorować. Mam Wandę i muszę dla niej być przez cały czas na nogach. Ale z drugiej strony to dziwny zbieg okoliczności – od pięciu lat nie jem mięsa a od czterech lat nie chorowałam..

Myślę, że to nie jest zbieg okoliczności. A czy bierzesz jakieś suplementy diety, lekarstwa, witaminy?
W tej chwili nie. Miałam taki moment w życiu, gdy myślałam, że będzie to bardzo korzystne dla zdrowia, jeśli sobie raz dziennie wezmę taką tableteczkę, multiwitaminę. A teraz uważam, że one odzwyczajają organizm od pobierania tych składników z pożywienia. Więc jeżeli nie jest mi to jakoś wyraźnie potrzebne, staram się suplementów nie używać.

Wspomniałaś też, że Twój partner nie je mięsa. Jak rozumiem, nie brakuje mu sił?
Nie. Służy mu ta dieta.

A zatem szczęśliwa, zdrowa rodzina. Wydajesz się osobą bardzo spełnioną. Żyjesz w zgodzie z samą sobą, masz wspaniałą rodzinę, piękne mieszkanie, robisz oszałamiającą karierę. Czy jest jeszcze coś, czego byś pragnęła w życiu? Jakaś egzotyczna podróż, a może ustawa, która polepszy coś w naszym kraju? Czy są wokół rzeczy, które cię trapią, i które chciałabyś poprawić?
Tak, zaangażowałam się w działalność Fundacji KCK, Krajowe Centrum Kompetencji. Zrobiliśmy wraz z innymi aktorami kampanię „Kocham. Nie biję.”, która miała za zadanie uwrażliwiać ludzi na to, że nie jest fajne wychowanie przez bicie, krzyk i brak czasu dla bliskich, że lepiej jest chować dzieci w ciepły, kochający sposób.
O tym oczywiście może powiedzieć każdy psycholog, ale bardzo ważna jest także druga część kampanii pod hasłem „Kocham. Reaguję.” z numerem infolini 801 109 801, na który każdy, kto widzi, że wokół niego komuś dzieje się krzywda, może anonimowo zadzwonić. Zaangażowałam się w to bez wahania, a teraz coraz mocniej czuję, że chcę działać w tej fundacji i wymyślać, co jeszcze możemy zrobić. Przede wszystkim w kierunku polepszenia życia dzieci. Są dzieci bite, wykorzystywane seksualnie i coś trzeba robić, bo one sobie same nie pomogą.

Czy jest ktoś, kto cię inspiruje w tej działalności?
Na szczęście poznałam kogoś takiego jak Konrad Wojterkowski, który jest założycielem Fundacji KCK i jest naprawdę szalony. Wyobraź sobie, że czasem myślisz, jak fajnie byłoby coś zrobić – to on nie zdąży do połowy pomyśleć i już biegnie. Puka do różnych drzwi, i każdemu mówi o swoim pomyśle, o kampanii. Wtedy okazuje się, że mnóstwo jest ludzi, którzy chcą pomagać.

To, co powiedziałaś o swojej działalności, można by podsumować tak: jeżeli są problemy na świecie, to nie wynikają one z tego, że ludzie są źli, tylko z tego, że dobrzy ludzie nic nie robią.
Dawno temu, gdy byłam nastolatką, myślałam sobie czasem: po co mam zmieniać coś w sobie? Na przykład nie jeść mięsa, jeżeli ja na tym wielkim świecie jestem tylko małą mróweczką i nic moje postępowanie nie zmieni. A teraz gdy sobie policzę, ile przez te 5 lat zjadłabym mięsa…

Stąd to słynne powiedzenie „jednostka tworzy świat”, bo świat składa się z jednostek.
Jestem przekonana, że naprawdę dużo może każdy z nas – takie maleńkie mróweczki…

Rozmawiała Magdalena Płonka
Wywiad pochodzi z najnowszego numeru e!stilo

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl