Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

O sekretach czarno-białej fotografii, emocjach artysty, pięknych kobietach i wegetariańskim kalendarzu. Tekst jest zapisem rozmowy w wrocławskim fotografem – Rolandem Okoniem, która odbyła się w Galerii OKO we Wrocławiu 19 X 2016.


Fot. Aleksandra Kornelia Maj

Jak patrzysz na ludzi?

Myślę, że to co widzimy w ludziach jest odbiciem naszego charakteru.

Zgodnie z kalendarzem tybetańskim urodzeni w 1973 są pod wpływem elementu – wody i zwierzęcia – bawoła, to drugie raczej do ciebie nie pasuje, ale z pewnością lubisz wodę. Jesteś pod silnym wpływem tego elementu, co widać na Twoich fotografiach.

Brakuje mi tylko dobrego zdjęcia w deszczu. W tym roku przy okazji burzy wielokrotnie czekałem z aparatem, ale nie udało się zorganizować takiej sesji. Ale będę próbował. Woda mnie fascynuje w każdej postaci, może to być mgła, może być śnieg, deszcz, woda nawet w szklance, w wannie, pod prysznicem, jakakolwiek. Wciąż nie wiem dlaczego, nie potrafię tego zrozumieć, zdefiniować, kocham wodę. Kocham zresztą wszystkie żywioły. Chciałbym zrobić zdjęcie z płomieniami, wiatrem. Wiatr wygląda świetnie na zdjęciach, świetnie wychodzi, dodaje energii, rozwiewa włosy. Widać tą energię.

Woda to też jakaś forma energii?

Podobno symbolizuje miłość… miłość fizyczną [śmiech]. Lubię wodę. Nawet jak jadę w upalny dzień przez Polskę i widzę wodę, to się zatrzymuję i wskakuję, a jak jest zimna to tym lepiej. W otwartych zbiornikach kąpię się od kwietnia. Wskoczyć do zimnej wody to naprawdę fajne, antydepresyjne.

Wiele twoich fotografii opowiada intrygujące historie o ludziach i ich życiu. Mam przed oczami zdjęcie z lipca z Vege Kalendarza 2016, które wykonałeś na łodzi żaglowej. Piękna kobieta odpoczywająca w luku dziobowym z książką, subtelnie zasłaniająca swoją intymność. Wie że jest fotografowana, ale pozostaje naturalna i zrelaksowana, pochłonięta lekturą. Widzimy elementy jachtu i spokojną toń wody. Podróż w nieznane, przygoda odkrywcy, namiętność i sekret wprost krzyczą z tego obrazu. Zatrzymać na kliszy taki moment i uwiecznić chwilę, która mówi tak wiele, pobudzając wyobraźnię do lotu w nieznane, to sprawa niebagatelna. Proszę zdradź rąbek tajemnicy. Jak to robisz, jak budujesz jednym obrazem tak zawiłe historie?

Fotografia to jest proces. Poszukujesz kadrów, poszukujesz motywów, poszukujesz dobrego światła i czasem coś uda się osiągnąć przy pierwszym podejściu, ale zwykle wymaga to zastanowienia i analizy. Ja bym chciał żeby te zdjęcia wyglądały na takie, które powstają spontanicznie, ale tak naprawdę tworzę iluzję. Oczywiście byliśmy na jachcie, na dziesięciodniowym rejsie. Spaliśmy w kajucie na dziobie i to była część naszego życia. Ale żeby zrobić takie zdjęcie trzeba było je zaplanować i przemyśleć, więc jest to połączenie realności i iluzji. A może jest to coś na granicy realności i iluzji.

Ciężko nie zauważyć, że człowiek jest w centrum twojego zainteresowania. Dużo z Twoich dzieł to portrety, choć nie sądzę byś nazwał się portrecistą. Oglądającemu twoje fotografie, wprost rzuca się w oczy, że nie chodzi tu zwykłe odwzorowanie, ukazanie powierzchownej urody człowieka, ale drzemiącej w nim emocji i pasji. Twoi modele to zwykli ludzie, a jednak chętnie się przed tobą otwierają dając uwieczniać w chwilach nierzadko bardzo osobistych. Dlaczego przychodzi im to tak łatwo? Czy nie jest tak, że wydobywasz z nich piękno tkwiące tak głęboko, którego nie widzą sami przeglądając się w lustrze?

No pięknie to powiedziałeś. W zasadzie chciałbym być dobrym portrecistą i nie mam nic przeciwko temu żeby ktoś tak o mnie powiedział. Lubię spotkania i zdjęcie jest tylko zapisem tego spotkania. Aby zrobić dobry, świadomy portret, należy z sobą spędzić trochę czasu. Przede wszystkim to ja muszę otworzyć się na drugą osobę, wówczas ludzie otwierają się także na mnie. To jest akcja i reakcja. Jeśli ty się otwierasz, osoba która portretujesz też się otwiera i na tym polega cały sekret. Trzeba być szczerym. I nie powiedziałbym, że portretowani przeze mnie to zwykli ludzie. Dla mnie to osoby niezwykłe…

Lubisz fotografować w plenerze. Dajesz temu wyraz w swoich kalendarzach, na wielu sesjach. Często są one spontaniczne. Która sesję z kalendarza 2017 będziesz najlepiej wspominał?

Wszystkie! Trudno mi powiedzieć, która była najbardziej wyjątkowa, bo wszystkie wymagały wielkiego zaangażowania. Dla mnie to nie są zwykłe zdjęcia. To nie jest tak, że ja biorę aparat i mówię: „cześć jestem fotografem, a ty jesteś wegetarianką, zróbmy szybko zdjęcie”. Przede wszystkim osoby, które są fotografowane są mi w jakiś sposób bliskie i każda z tych sesji łączyła się z wielkim ładunkiem emocji w trakcie sesji, w trakcie przygotowań do niej i post produkcji. Nawet jak patrzę na nie dzisiaj te emocje wracają. To nie jest dla mnie zwykłe zdjęcie.

A mógłbyś zdradzić jakieś miejsce, które za 50 lat będziesz szczególnie wspominał, a które było wykorzystywane jako plener do kalendarza 2017?

Nie mogę tego zdradzić, bo chcę jeszcze tam wrócić. To są miejsca i w Polsce i za granicą, które są wyjątkowe. Miejsca opuszczone, bez turystów. I dlatego lokacje te pozostaną w sekrecie.

To oczywiste, że lubisz fotografować kobiety, choć to za portret mężczyzny dostałeś nagrodę. Z kim praca sprawia ci większą przyjemność? I nie mam tu na myśli względów estetycznych, a emocjonalną wzajemność, o której mówiłeś wcześniej i naturalne porozumienie pomiędzy tobą – artystą, a nią lub nim – bohaterem czarno-białej opowieści?

Pracuje mi się równie dobrze z mężczyznami jak i z kobietami. Jedyna różnica polega na tym, że z kobietami mogę pracować dłużej. Uwielbiam kobiety. Są dla mnie największą inspiracją i są… ciekawsze od mężczyzn…lepsze, mądrzejsze, mają więcej współczucia, biorą większą odpowiedzialność za świat, mają inną konstrukcję.

Nie uważasz, że ukazywanie szacunku do zwierząt poprzez fotografowanie wegetarianek i weganek jest zabiegiem trudnym do zrozumienia dla odbiorców? Przecież twoje modelki nie różnią się od kobiet stosujących inną dietę. Forma jest więc identyczna, a różnica w treści czysto tytularna, więc zakładamy, że prawdziwa.

Celem stworzenia tego kalendarza było odczarowanie stereotypowego wizerunku wegetarian. Chciałem pokazać, że są to normalni i piękni ludzie. Chciałem ich odczarować od stereotypu mocno wytatuowanych, ozdobionych piercingiem, dreadami, tunelami. Dla jasności, nie mam nic przeciwko ozdabianiu ciała ani walczącym ortodoksom. Rzecz w tym, że naprawdę wielu wegetarian jest wśród nas i nie wyróżniają się z tłumu, nie zauważamy ich. To są zwykli ludzie, wyglądem nie rzucają się w oczy i normalnie żyją.

Co to znaczy normalnie?

To że nie są aktywistami, po prostu…
…zlewają się z tłumem.
Zdziwiłbyś się ilu jest wegetarian wokół ciebie! Przez ten kalendarz chciałem powiedzieć, że są to ludzie tacy jak Ty, Nie wyróżniają się w żaden sposób… no może częściej uśmiechają.

Na czym w twojej opinii polega koncepcja „Vegan is the new sexy”?

Wykorzystałem to może nieco przewrotnie. Ja to robię dla idei, ponieważ sam jestem wegetarianinem o ponad 27 lat i chciałem zrobić coś dla promocji wegetarianizmu. Pomyślałem, że zrobię coś w czym jestem dobry, czyli wykorzystam swoje fotografie do promocji tego stylu życia. Wegetarianizm nie jest w nich wprost podany odbiorcy, nie łączy się bezpośrednio z tym co jest na zdjęciu, poza tym, że wszystkie bohaterki kalendarza są seksownymi  wegetariankami… jednocześnie bardzo interesującymi kobietami.

Czy flirt z modelką może wpływać pozytywnie na jakość sesji?

Pięknego zdjęcia nie można zaplanować. To się może wydarzyć i jest to niezależne od Ciebie, ale możesz temu pomóc – postarać się, by fotografowana osoba czuła się dobrze. Nie nazwałbym tego flirtem. Po prostu musisz być sobą, dżentelmenem – wówczas zyskujesz okazję do zobaczenia prawdziwej twarzy drugiej osoby.

Jak myślisz, co odpowiedziałaby większość fotografowanych do nowego kalendarza dziewczyn na takie pytanie: jaka potrzeba powodowała Tobą, żeby pozwolić się fotografować nago?

Ludzie decydują się na takie zdjęcia z różnych powodów. Najczęściej  jest to chęć uchwycenia swojego wizerunku z młodości, teraźniejszości, aby zachować to jako swego rodzaju pamiątkę. Czasami wynika to z momentu w życiu i potrzeby podbudowania własnej samooceny i jeśli ktoś ma zaufanie, że ja to potrafię zrobić to decyduje się na taką formę…

Kwestia zaufania zatem?

Zdecydowanie. Zaufanie jest niezbędne.

I drugie pytanie: jakie emocje wzbudzał Roland podczas sesji?

Nie wiem. Najczęściej jest to dobra zabawa, ciekawa rozmowa, dużo śmiechu. Fajne spotkanie.

Jak traktujesz nagość, a jak akt w fotografii?

Przyjmuję to w sposób intuicyjny. Nie zastanawiam się. Mną kierują inne siły kiedy biorę aparat do ręki i rzeczy dzieją się same. Kieruje mną intuicja.

Eksperymentowałeś z własną nagością robiąc zdjęcia samemu sobie?

Nie. [śmiech]

Czym jest dla ciebie ciało? Jak definiujesz jego piękno, a jak spoglądasz na niedoskonałości?

Jeśli ktoś decyduje się na taką sesję obnaża całego siebie. Nie ma żadnych tajemnic. Doskonałość nie istnieje, a więc i niedoskonałość jest abstrakcyjna. Zdjęcie nie musi pokazywać wszystkiego. Musi być intrygujące, być zaproszeniem do świata wyobraźni.

Jaki jest twój ulubiony kolor?

Pomarańczowy.

Według kalendarza tybetańskiego jesteś bawołem. A jakie zwierzę sam najbardziej lubisz?

Człowieka.

Co chciałbyś dostać na gwiazdkę?
Hulajnogę.

O autorską koncepcję „Vegan is the new sexy” pytał Piotr Bardadyn.

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl