Większość znajomych wieść o moim wegetarianizmie przyjęła normalnie. Bałam się trochę reakcji w pracy (środowisko wybitnie mięsne), zwłaszcza, że do "coming outu" doszło już w pierwszym tygodniu, ale nie było źle. Komentarze typu "kto ci wyprał mózg" zdarzały się, ale były w mniejszości. Pytania "no to co ty jesz" i o ryby/owoce morza też się trafiają 🙂 Ale dominuje zaciekawienie, koleżanki z pracy pytają co gotuję, czy brakuje mi mięsa, czy schudłam i jakie zmiany zaobserwowałam, itp. Co jakiś czas pada kontrolne: a ty dalej na tej swojej diecie?
Natomiast gdy gadam z obcymi ludźmi czasem się zdarza, że gdy rozmowa zejdzie na ten temat rozmówca jakby starał się usprawiedliwiać swoje jedzenie mięsa ("ja to bym w zasadzie mogła, ale co mężowi ugotuję, no i dziecko przecież musi mieć białko zwierzęce, nie będę przecież 2 obiadów gotować" - ech, te stereotypy...)
zwłaszcza, że do "coming outu" doszło już w pierwszym tygodniu, ale nie było źle.
Właśnie zacząłem się zastanawiać nad podobieństwem do "coming outu" przedstawicieli mniejszości seksualnych 😮
A mnie koleżanki z pracy nadal częstują różnymi mlecznymi i mięsnymi rzeczami (pod warunkiem, że nie jest to takie "oczywiste" mięcho), robiąc to raczej z poczucia obowiązku 😀
A jedna (tej mój "coming out" nie objął) ostatnio podstawiła mi pod nos kawał kiełbachy i powiedziała, żebym spróbował, bo jest wspaniała. I jeśli wydawało mi się, że sojowe parówki albo roślinne salami czeskie w jakimkolwiek zakresie przypominają mięso to po tym, jak ta kiełbacha śmierdziała już wiem, że podobieństwo tkwi jedynie w formie 😉
[edytowane 4/8/2012 od eRZet]
Strefa rokendrola wolna od Angola, środa/czwartek godzina 0.00 w radiowej Trójce
Ja mam takie szczęście, że mogę porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi na każdy temat. Jestem osobą, która głośno mówi o wegetarianizmie i weganizmie i często spotykałam się ze zdziwieniem, ale oni od razu to zaakceptowali.
Nie było żadnych głupich pytań typu: "a co jedzą weganie?" i tak dalej, mówili, że mnie wspierają i życzą mi szczęścia na tej drodze... I z tego się cieszę.
Niestety nie rozumiem tego, że moja najlepsza przyjaciółka (pomimo dużej wiedzy na temat przemysłu mięsnego itp.) dalej mówi, jak to ona "kocha kurczaka" i "nie jest w stanie z niego zrezygnować" (myślę, że gdyby kurczaki miały wybór, to zrezygnowałyby z ponurej rzeczywistości życia na obój, na rzecz wiejskiej sielanki). Osobiście jestem bardzo wrażliwa i nieraz zdarzyło mi się ryczeć po nocach z powodu wszystkich tych biednych zwierząt, i po prostu nie potrafię zrozumieć tego, że ich to nie rusza. Po prostu ich to nie rusza. Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. Dążę do wegańskiego stylu życia, co oni popierają, ale w czym nie uczestniczą i... nie zamierzają. I to mnie cholera boli, chociaż wiem, że to przecież ich życie, ich wybory, ich sumienie, ich cmentarz w żołądku, ich uzależnienie. Czuję się niezrozumiana i wiem, że kiedy dochodzi między nami do spięć na tej płaszczyźnie, to wychodzi na to, że ja zawsze jestem "tą złą".
Cholera, czasem chciałabym mieć przyjaciół weganów.A najbardziej irytujący w tym wszystkim jest fakt, że od kiedy odnowiłam kontakt ze swoją starą przyjaciółką mieszkającą aktualnie a Anglii - po miesiącu została wegetarianką i trzyma się dobrze, a dziś dumnie oświadczyła mi, że jej znajoma też zaczyna taką dietę, a sama myśli poważnie o weganizmie. Nie było żadnego problemu, nikt nie marudził, że "mięso jest takie doooobre, nie mogę z niego zrezygnować!"; ale inni najwyraźniej wolą wypinać cztery litery na życie innych, niż stracić trochę "niesamowitego" smaku kurczaka...
O raju. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak Cię świetnie rozumiem.
Właśnie zacząłem się zastanawiać nad podobieństwem do "coming outu" przedstawicieli mniejszości seksualnych 😮
Hehe, trochę podobieństw jest - odmienność od większości i obawa jak ta odmienna większość zareaguje. Ale są i różnice - wegetarianizm się wybiera, orientację z tego co wiem nie.
Mnie już na szczęście niczym mięsnym nie próbują częstować. Ale czasem mam wrażenie, że większość rozmów toczy się wokół mięsa - gdzie której sprzedali nieświeży kawałek, co która przyrządziła, itp. :/ No i znów mnie pytają o ryby.
Moi znajomi traktują to jako element mojej dziwnej osoby i wszyscy szanują moją decyzję. Dla większości to nie ma znaczenia, inni stwierdzają, że spoko, ale oni nie przestaną jeść mięsa (nie żebym ich namawiała), tylko jeden przyjaciel zawsze udaje, że nie ma nic niemięsnego do jedzenia u niego w domu i zawsze próbuje namówić mnie do zjedzenia jakiegoś zwierzaczka, ale robi to w żartach. ;D
Mam wybitnie tolerancyjne środowisko, plus jeszcze jedną wege-koleżankę z klasy, więc jest super.
Na na na na na na...Batman
Moi znajomi są raczej neutralni w stosunku do mojej decyzji, chociaż to różnie bywa - jedni uważają za głupotę, drudzy twierdzą, że to "wydziwianie", ale nikt mnie nie odciąga od podjętego przeze mnie stylu życia. : )
Jednak najbardziej denerwują mnie wszelkie komentarze przy jedzeniu, szczególnie, że są one przesiąknięte taką ignorancją i głupotą, że głowa mała. 🙂 Chyba jeszcze nie trafiłam na taką osobę, która przedstawiłaby racjonalne i w miarę konkretne argumenty co do jedzenia mięsa, zawsze tylko głupie odzywki w stylu "człowiek musi jeść mięso / przecież taka już jest natura" itp, itd. Takie zbędne gadaniny nic nowego nie wnoszą. ; )
Wstawaj! Życie to surfing, więc nie bój się fal.
Niektórzy moi znajomi pytają się, czy mnie naprawdę nie ciągnie do mięsa, ze przecież tyle dobrych potraw jest z mięsa. Ok. Ja żyję w zgodzie z samą sobą a niech inni żyją w zgodzie z samym sobą.
Ludzie często reagują drwiąco lub nawet agresywnie, bądź bardzo namolnie (bo ich racja jest lepsza próbując ją narzucić innym) na każdą zmianę, inność- dlatego geniusze często byli wyśmiewani. (podniosłam nam ego?- nie taki był zamiar- daję tylko przykład).
Ja akcpeptuje wybór innych, że jedzą mięso, bo po prostu nie czują tego co ja czuję- miło by było gdyby starali się również akceptować wybory innych- nie tylko moje.
MElpoMEne
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja