Witam. Przeczytałem trochę wiadomości na tym forum, a także sam skłaniam się do refleksji nad tematami żywieniowymi. Zastanawiam się tylko, czy radykalne i ekstremalne podejście do sprawy i w każdym przypadku jest wskazane? I czy Wy jesteście radykalni w kwestii żywienia tj. czy gdy nie macie pewności co do pochodzenia roślinnego lecytyny, to nie spożywacie produktów z nią itp? A może nie przywiązujecie zbytniej uwagi wobec obecności np: żelatyny, koszenily itp?
Pozdrawiam.
[edytowane 26/10/2010 przez Nonprofit]
Błędny rycerz
Hej 🙂
Bardzo dobre rezultaty przynosi podążanie swoim trybem, w zgodzie z własną naturą.
Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Dla przykładu wielu wegetarian bardzo długo nosi buty ze skóry.
Radykalne i ekstremalne podejscie nie jest wskazane z tego powodu, że codzienne "bicie się" o każdy najmniejszy element - wypala i w efekcie zniechęca do całości.
żelatyna - odpada, bo to produkt zwierzęcy,
koszenila - ktoś wspominał, że jest teraz produkuje się syntetycznie, ale pewności nie ma; omijam / staram się omijać;
lecytyna sojowa - nie mam nic przeciwko, bo jak nazwa wskazuje jest z soi; wiadomo, że ktoś coś tam mówił (nawet już nie pamiętam co, ale to już przesada); fakt, że to dodają najczęściej do gotowych słodyczy, których w zasadzie nie spożywam;
Tak jak Tru wskazuje, trza "podążać swoim trybem, w zgodzie z własną naturą. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. Dla przykładu wielu wegetarian bardzo długo nosi buty ze skóry."
Np. mam takowe buty, w których jeżdżę już tylko na rowerze (niedawno jeszcze chodziłem po ulicy, ale kupiłem już syntetyczne), tudzież idę do piwnicy lub na strych, a od 3 lat jestem wegetarianinem ;).
[edytowane 24/10/2010 przez bułek]
Unikam składników takich jak żelatyna, koszenila itp., gdyż wiem, że nie są wegetariańskie. Zwracam uwagę na podpuszczkę , aczkolwiek zdarza mi się zjeść ser, którego składu nie mam możliwości sprawdzić.
Jeśli chodzi o wyroby skórzane to nadal mam torbę , którą kupiła mi ważna dla mnie osoba , jest dla mnie cudowną pamiątką i prawdziwym dziełem sztuki 😉 Aczkolwiek odkąd jestem wegetarianką nie kupuję nic skórzanego.
Reasumując - mojego podejścia do kwestii wegetarianizmu nie określiłabym jako radykalny. Staram się być ostrożna, ale nie popadam w paranoje ( chociaż miałam już takie momenty 😉 ).
[edytowane 24/10/2010 od hipiska]
Ilekroć zwalczałem pokusę było to piękne, ale kiedy pokusie ulegałem, było po stokroć piękniejsze
Zelatyny nie jem, ani koszeliny i innych konserwantow...
lecytyna nie mam co sie przejmowac bo jest glownie w prod. mlecznych...
A co do samych prod. mlecznych to ich nie jadam, chodz dla wlasnej wygody psychicznej by wytrzymac w tym nie jedzeniu go, pozwalam sobie na tzw. "dzien grzech" raz na miesiac i w tedy jem pizze...
A co do ubran ze zwierzat to ich nie kupuje, ale jak dostane w prezencie to przyjme...
Lekow nie biore raczej z wiary w ich nieskutecznosc, niz ze wzgledu na zwierzeta...
A w temacie kosmetykow jestem nie oczytany, bo jedyne kosmetyki jakie uzywam to srodki do kapieli(mydlo szampon pianka itp.) i jedne perfumy ktore mam, mam od 3 lat iuwazam ze mi starcza jeszcze przez kilka lat...
http://www.gajusz.org.pl/jedenprocent
O, nowa nazwa dla koszenili się pojawiła - koszenilina 😉 Bo koszelina już była 😉
Znam takich wegetarian, którzy np. śladowymi ilościami mięsa się nie przejmują, a gdyby wiedzieli, że krowa przed śmiercią pasła się na łące to i ja by zjedli.
Nie, nie jestem restrykcyjna. Unikam żelatyny, unikam koszenili, lecytynę sojową uważam za sojową. Czytam etykiety, ale nie noszę przy sobie listy niebezpiecznych E. Generalnie im mniej E, tym lepiej. Zdarza mi się wziąć kapsułkę żelatynową. Radykalizm uważam za niezdrowy, wychodzę z założenia, że lepiej zjeść podejrzaną lecytynę i pomóc jakiemuś zwierzakowi, niż obsesyjnie pilnować swojego talerza, a jednocześnie pozbyć się np. własnego kota z dziwnych powodów .
http://szydelkoikoraliki.blogspot.com
Hej! 😀
Tak jak już inni wspomnieli, najlepiej jest podążać własnym rytmem. Ja przyznam się, że zaczynając jako wegetarianka, kupiłam glany... Prawdopodobnie są on skórzane, ale pewności do końca nie mam, bo nalepki ze składem nie było. xP W każdym razie noszę je do dzisiaj. Dopiero za rok kupię nowe. I będą one wege. 😉
Ale co do żywności, to staram się być w miarę rygorystyczna. A nie mam z tym wielkich problemów, bo jestem weganką i sery, jogurty czy słodycze odpadają u mnie i tak nawet wtedy, gdy nie ma tam takich składników jak żelatyna czy lecytyna sojowa. 😛
„Te no naka ni wa ai subeki hito sae mo, Hanabanashiku chitte. Te no naki ni wa ikita imi kizande mo, Munashiki hana to shiru...”
ja np. przechodze ewolucje w kierunku radykalizmu. kiedys po prostu nie jadlem miesa, zelatyny i niczego co ma w sobie jakies odzwierzece produkty. teraz wystarczy ze cos ma jakis "podejrzany skladnik" (np. lecytyne) to nie rusze. poza tym, po przejsciu na weganizm i tak wiele produktow odpada (mam tu na mysli roznego rodzaju smieci 😛 ) wiec latwiej jest byc radykalem.
dodam jednak, ze radykalizm odnosi sie do postrzegania siebie samego, a nie swiata dookola. tzn. nie zamierzam nawracac ludzi na "niem(i)eskosc" 🙂
Strefa rokendrola wolna od Angola, środa/czwartek godzina 0.00 w radiowej Trójce
chyba mam jednak takie podejście jak większość, uważam w miare możliwości na skład produktów, które jem, choc np, sera w pizzy nie sprawdzam 😛 (na szczęście b. rzadko ją jem - znaczy na mieście, bo domowej roboty często no ale wtedy wiem co jem :)) natomiast jeżeli chodzi o skórzane akcesoria, to mam 2 torebki skórzane o wartości bardzo sentymentalnej, po prostu mam je od wczesnych lat młodzieńczego buntu 😀 nie wyrzucę ich, czasem chodzę, ale nowych rzeczy skórzanych nie kupuję... kosmetyki staram się kupować nie testowane na zwierzętach, większość z moich kosmetyków są takie, ale np. puder sypki czyli jedna z dwóch rzeczy których uzywam do makijażu (druga to tusz do rzęs :P) mam z rimmela i jest to jedyny puder ktory mi pasuje, próbowałam dziesiątek innych ale żaden mi tak nie pasuje. hmhm chyba żaden ze mnie radykał 😀
Umiarkowanie.
Gdy sama kupuję to czytam etykietki i robię ewentualną selekcję - natomiast moją wielką słabością są słodycze, ciasta, ciasteczka. Gdy koleżanka z okazji swoich urodzin przynosi pachnące kawą, czekoladami i orzechami arcydzieło, raczej nie zastanawiam się wtedy czy masy w tym cieście usztywniane były i czym.
Białowieska się Puszcza.
Czytam etykiety, unikam żelatyny, ale jak mnie tyściowa przy pierwszym spotkaniu poczęstowała ciastem z galaretką, to nie odmówiłam 😀 Tak to wiadomo, sama sobie gotuję, nie używam prawie wcale gotowych dań ani półproduktów, więc wiem co jem. Znajomi też wiedzą o moim wegetarianizmie, więc nie częstują mnie czymś, co ma w środku smalec albo żelatynę.
Moją wielką słabością są kosmetyki, ale unikam tych testowanych.
Buty mam tylko z jakichś skóropodobnych rzeczy, jedynym wyjątkiem są glany, ale mam je już długo i będę nosić, dopóki się nie rozpadną.
Tak więc uważam, ale bez przesadyzmu.
hmmm, ja tez chyba raczej nie..
bo musiałabym pozbyć sie pająka ptasznika... - karmie go żywymi robaczkami, a inni pewnie musieliby sie pozbyć psów czy kotów bo radykalizm by chyba tego od nich wymagał. A przecież większość z nas ma zwierzaki które kochamy .
ja mojego włochacza dostałam kilka lat temu na urodziny jak jeszcze jadłam mięso.
Zdążają mi się gafy.. i zjem coś podejrzanego u znajomych bo głupio pytać.
Nie zrywam tez kontaktu z mięsożercami nawet jeśli sie trochę ze mnie śmieją.
Świata w jakimś większym stopniu tym nie zmienimy a taką ostrą postawą moglibyśmy ten świat do siebie zrazić ...
a juz bywa trudno jak trzeba przebierać w tych produktach, sprawdzać, odmawiać znajomym .
Nie stawiam tez mszyc (tych koszenilowych) na tym samym poziomie co rybki, krówki myszki itp .ale staram się unikać tego barwnika.
omnia vincit amor!!
Nie mam ostrych zasad ale chyba jestem w miarę konsekwentna.
Nie rusza mnie koszenila (nie czuję jakoś empatii do mszyc) i lecytyna sojowa.
Nie noszę skór, używam kosmetyków nietestowanych na zwierzętach, nie tknę galaretki nawet jak mnie ktoś poczęstuje ciastem, nie jadam żelek itd.
Jeśli lekarz przepisze mi tabletki z żelatyną to zjem.
Podpuszczkę sprawdzam tylko w drogich serach boi uważam, że trafienie na nią w tanich jest bardzo mało prawdopodobne. Jak kupuję pizzę też nie pytam jaka jest podpuszczka.
Nie mam radykalnego podejścia, ze skóry rzeczy praktycznie nie nosze, mam chyba z jedne buty, w sumie 2 bo jeszcze glany, ale są w rozsypce. Nowych nie kupiłam bo nie mogłam znaleźć eko wersji.
Co do jedzenia to nie przejmuję się lecytyną, sery kupuję te tańsze, więc raczej z podpuszką mikrobiologiczną. Aczkolwiek pizze z niewiadomym serem zjem, tak samo ciastka i inne lakocie, w których nie wiem co jest:( Mam słabość do słodyczy, ale staram się ograniczać.. Koszenili unikam, bo troche mnie to obrzydza, a poza tym nie jest to dla mnie wyrzeczenie. Żelek nie jem, bo nigdy nie lubiłam, więc czy na agarze czy nie to nie rusze. Żelatyny się wystrzegam, ale to w kwestii jedzenia, leków niekoniecznie.. No i w kupionych ciastach też nie wiadomo co jest:( ale to rzadko.
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja