Mnie w Poznaniu śnią się dziwne rzeczy. Ale (nie)wegetariańskie śniło mi się, że jestem w akademiku, nie mam nic w lodówce prócz dużej paczki parówek, jestem strasznie głodna i zaczynam tak kombinować co tu zrobić, macam i oglądam te parówki. Aż w końcu myślę, że ja przecież nie jem takich rzeczy i patrzę ponownie do lodówki, a tych parówek już tam nie ma.
Nie wiecie, co mogą oznaczać gruszki?
Mi się od paru miesięcy regularnie śni jeden sen, gdy chodzę po cmentarzu i rzucam w groby gruszkami. Zazwyczaj na tym się kończy, raz wpadłam tylko w pokrzywy podczas rzucania (łączę to jakoś z tym, że wtedy zaczęłam pijać napary z pokrzywy).
Z drugiej strony chyba wolę nie wiedzieć, co mi się po głowie plącze, bo cmentarz jest dla mnie znajomy. To stary cmentarz z rodzinnego miasteczka mojej mamy.
Miałem kilka snów że jadam mięsa 2 lub 3 coś koło tego. Prawie każdy taki sam.
Jestem ubrany w biało koszule i jestem w salonie na wsi u mojej babci i jest Wielkanoc, oczywiście duży stół z jedzeniem i tam leży kiełbasa, ja ją biorę i zajadam, dopiero po chwili się orientuje że to mięsa, wcześniej jak jadłem to tak jakby to wcale nie było mięsa. Wtedy czuje taki wstręt do siebie, czuje się nieczysty i brudny. Puzniej się budze albo uświadamiam że to jest sen i czuje wielką ulgę
Ja kilka miesięcy temu miałam tak odjechany i przerażający sen, że do tej pory pamiętam szczegóły! 🙁
Była dziwnego jakiegoś rodzaju wycieczka. W ogóle pomieszani byli na niej moi znajomi z gimnazjum i z liceum. O.o Zostaliśmy umieszczeni w takim małym hoteliku (pamiętam ledwo tylko wnętrze pokoju). Nie wiem, jak, kiedy, dlaczego, ale znaleźliśmy się przy takim dłuugim taśmociągu, szerokim dość. Ludzie (tzn. my wszyscy) byli ustawieni po obu stronach tego taśmociągu. Pilnowali nas jacyś Japończycy w kitlach. Nie wiem czemu akurat Japończycy, może to dla mnie jakieś uosobienie 'dziwności'? 🙂 Mieli ze sobą takie notatniki i gogle ochronne.
Nagle na tym taśmociągu pojawiły się świnie i kury. Co gorsza, żywe. Co jeszcze gorsza - były.. hm.. Przecięte już w pewnych miejscach. Różnych. Chodziło generalnie o to, że ledwo żyły i - będąc poranione do granic i wciąż jeszcze ciepłe od krążącej w nich gorącej krwi - leżały bezwładnie na tym taśmociągu, a nam kazano... Nam kazano je wykończyć. Jakimiś ostrymi przedmiotami, nożem chyba np. Albo ręcznie, jak kto wolał... Dla każdego dzieciaka jedno zwierzę, a potem następne i następne. Niektórzy - zrobili to z łatwością i przyjemnością. Inni - w tym ja - oparli się rozkazowi i nie uczynili wg niego. Oprócz wewnętrznego rozpadu nic to nie zmieniło. Zwierzęta i tak były zabijane przez maszyny, do których docierały na końcu taśmociągu. Taki mikser. Za każde zabite zwierzę dostawało się wynagrodzenie w postaci kilku $. Jeśli się tego nie zrobiło - za każde zwierzę dostawało się 60tys $ długu do spłacenia. (sic!) A do tego wszystkiego, dowiedzieliśmy się, że już nie wrócimy do domów i że mamy tu pracować dopóty, dopóki oni nas nie wypuszczą. Czyli nigdy.
Końca na szczęście nie doczekałam, bo się obudziłam z okropnym uczuciem i nie mogłam zasnąć :/ Na szczęście akurat wtedy spał ze mną jeden z moich psiaków, więc przytuliłam się do niego. A wtedy jego ciepłota przypomniała mi uczucie jakiego doznałam podczas snu - świnia, którą głaskałam przy taśmociągu... Była gruba i różowa - ale nie tak wielka jak maciory w hodowlach. Miała krótką, grubą i całkiem miękką jak na świnię sierść i była ciepła. Miała zamknięte oczy, tak jakby była przygotowana na to co ją czeka lub po prostu nie mając siły stawiać czoła sytuacji - odpłynęła do świata wyobraźni. Gdy jej dotknęłam, by ją pogłaskać - otworzyła oczy z przestrachem, że to już [b]ten[/b] moment. Patrzyłyśmy sobie przez jakiś czas w oczy. Poczułam w sercu tak ogromny smutek, tak jakby to przeze mnie ona tak cierpiała. No bo nie mogłam nic poradzić. Jeśli bym jej nie zabiła (a nie miałam najmniejszego zamiaru), to i tak by zginęła zabita przez maszynę. Było mi wstyd, że jestem człowiekiem.
To był chyba najgorszy koszmar jakiego dotąd doświadczyłam w moim krótkim życiu. Chory i okrutny.
Ale jakoś lżej mi jak o nim opowiedziałam.....
[img]http://img190.imageshack.us/img190/7118/thebeatlesbanwa4.jpg[/img]
a ja mialam niedawno straszny sen.. Jestem odwiecznym wrogiem cielęciny i często muszę przypominać ludziom z czego ona jest bo widzę ze zupełnie o tym nie myślą, tak jakby rosła na drzewach. No i śniło mi sie ze ludzie zabijali cielaczki w miejscu podobnym do stacji benzynowej.. tzn to bylo dla nich taka codziennością jak tankowanie.. a ja z daleka słyszałam te jęki..to byl strasznie przeraźliwy płacz... myślałam ze mi serce pęknie.. czemu im to sie nie przyśni ? tylko mi ..ach..
omnia vincit amor!!
Prawdę mówiąc myślałam, że będzie trochę gorzej, tzn bałam się że mięso będzie mi się śniło jak coś dobrego za czym tęsknię.
Pierwszy wegetariański sen: stoję w restauracj Ikea i proszę kucharza o coś bez mięsa, on proponuje mi łososia, makaron z boczkiem, ryż z kurczakiem itd, wreszcie ja ze łzami w oczach, jąkając się mówię "jestem wegetarianką" ( na jawie nigdy tak nie mówię)...obudziłam się zapłakana.
I cyklicznie pojawiawia się w moich snach taka sytuacja: jem jakiś posiłek i znajduję w nim skrawki mięsa, najpierw się dziwię jak to się stało, że nic nie wyczułam a potem się wściekam, że teraz muszę zaczynać wszystko od początku.
I przyznam się że nie wiem o co mi chodzi w tych snach (tzn mojej podświadomości), zazwyczaj rozumiem przekaz z takich powtarzających się snów a z tego nie wypływa nic.
Sen iście wegetariański, trochę makabryczny.
Byłam u znajomej a ona robiła obiad.
Patrzę co ona tam smaży a tam pies, w całości. Żeby było śmiesznie to ona jest hodowczynią psów. Obok biegają inne psy i ona woła je wtedy ten na patelni się poruszył, ja zbulwersowana jak można smażyć żywe zwierzę a ona na to, że on nic nie czuje bo ma uszkodzony układ nerwowy a jak przyrządzi się żywego to jest smaczniejszy. Pies zeskoczył z kuchenki a ja zapłakana zaczęłam go przytulać, skórę miał spaloną. Na to ktoś z jej rodziny "ojej jaka szkoda, nie jadłem jeszcze psa". Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę bo ratuję ich jedzenie.
Sen iście wegetariański, trochę makabryczny.
Byłam u znajomej a ona robiła obiad.
Patrzę co ona tam smaży a tam pies, w całości. Żeby było śmiesznie to ona jest hodowczynią psów. Obok biegają inne psy i ona woła je wtedy ten na patelni się poruszył, ja zbulwersowana jak można smażyć żywe zwierzę a ona na to, że on nic nie czuje bo ma uszkodzony układ nerwowy a jak przyrządzi się żywego to jest smaczniejszy. Pies zeskoczył z kuchenki a ja zapłakana zaczęłam go przytulać, skórę miał spaloną. Na to ktoś z jej rodziny "ojej jaka szkoda, nie jadłem jeszcze psa". Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotkę bo ratuję ich jedzenie.
:oo: :oo: :oo: DObrze że nie miewam takich snów, bo bym musiał chyba wrócić do mojej psychoterapeutki...
Mnie się dziś śniło coś pięknego i smutnego zarazem. Spacerując po lesie, typowo dla siebie zbaczając ze ścieżek, odkryłam przypadkiem "miejsce, do którego chodzą zwierzęta, by umrzeć", gdy już nadejdzie ich czas. Niewielka, pokryta pagóreczkami gęstego mchu polanka, nieco bagnista, otoczona ciasno starymi drzewami, spowita zieloną mgiełką. Wszystko tam było zielone. Zaczęłam ją badać, bardzo ostrożnie stawiając kroki na podłożu będącym mieszaniną szczątków ciał, mchu i porostów. Było miękkie jak gąbka.
Zauważyłam nawet pojedyncze zzieleniałe szkielety ludzkie, w tym dzieci. Nie miały na sobie śladów ubrań. Nie zaniepokoiłam się - musieli też kiedyś odkryć to miejsce i uznali, że chcą właśnie tu spoczywać na wieki, wśród natury i spokoju. Pomyślałam, że musieli to być wyjątkowo dobrzy i mądrzy ludzie.
Spostrzegłam też wystające zza pagórka mchu tylne łapy psa. Leżał tam, czekając na swą śmierć. Widziałam, jak trzęsą się te łapy staruszka, słyszałam zmęczony, ale spokojny oddech. Odeszłam stamtąd cichutko. Po powrocie do domu chciałam o tym opowiedzieć mamie, ale nie słuchała mnie. Potem próbowałam odszukać to miejsce, jednak nie mogłam dostrzec żadnych wskazówek, znajomych punktów, które mogłyby mnie tam doprowadzić.
Po dłuższym czasie pomyślałam, że nigdy już nie uda mi się odnaleźć tego miejsca... Wyszłam z lasu, trafiając w nieznaną mi dotąd dzielnicę Wrocławia, choć poczułam się, jakbym cofnęła się w czasie do Starożytnej Grecji - znalazłam się na ogromnym, skąpanym w słońcu placu z jasnego marmuru, z fontannami, rzeźbami. Stałam tam pośród spacerujących, młodych, pięknych par, myśląc ciągle o tamtym miejscu.
http://www.explosm.net/comics/random/
i na mnie przyszedł czas! dość długo szykowałam się do przejścia na wege, bo nagłe przejścia mi nie wychodziły. Najpierw zrezygnowałam z czerwonego, potem kurczaków, potem ryb, a teraz pożegnałam serki i mleko do kawy 🙂
No nie ważne, powiedzmy, że od pół roku nie jem już nic i w ogóle. No dziś w nocy dopadł mnie pierwszy sen "wege" 😮 śniło mi się... no totalne bzdety, że ktoś zorganizował sobie biesiadę między torami tramwajowymi w Krakowie na rondzie grunwaldzkim. Zapłacili za zatrzymanie ruchu 10 tys. ale nie to ważne. Podeszam do tego stolika, który sobie centralnie między przystankami postawili i buchnęłam im kurzą nóżkę :O no i ją zeżarłam. 🙁 miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie widział 😮
masakra
"na żywo" nie mam takich jazd. nie ciągnie mnie do mięsa, wręcz mnie obrzydza, kiedy ktoś je mięso. myślę, jak on może być tak bezmyślnym, śmierdzi mi 🙁
mózg mi płata figle 😛
mi się sniło w nocy (koszmar) że zwiedzam stary po części zawalony, ale w części czynny, szpital psychiatryczny gdzie przypiętych pasami do łóżek pacjentów leczą elektrowstrząsami. Po korytarzach kręcili się obłąkani ocierając się o mnie i mamrocząc cos pod naosem. Był tam też bufet dla turystów z różnymi specjałami i były różne słodycze. Namawiali mnie żebym czegoś spróbował, ale ja powiedziałem że nie jem niczego w czym są jaja, a innych nie było, ale znalazła się jakaś dziwna brązowa pasta, w której niby nie było jaj, a potem przemieniła się w kawałek brązowego ciasta.
uuuffff
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja