Mnie od dziecka mięso bardzo smakowało, ale nie wszystkie jego wyroby.. Miałam tylko takie 'specjalności' 😛 Jadłam piersi z kurczaka, cheeseburgery wszelkie, pasztety i w ogóle drób. Ale reszty nie lubiłam. Wędlin, wieprzowiny, cielęciny, nie mówiąc już nawet o żadnych koninach czy mięsie z królika, blee. Albo tych ich wnętrzności, żołądki, móżdżki, ozory... Nie wiem jak moi rodzice mogą to jeść.
Co do ryb, to też lubiłam, ale nie mogłam patrzeć na ich obrabianie, np w święta.
Nie pasowało mi też to, że wszystkie zupy mamy na mięsie (jskby bez mięsa zupa nie miała prawa w ogóle powstać) i to że dlaczego w Wigilię jemy ryby, chociaż nie można jeść mięsa? Myślę, że stąd te wnioski, że 'przeciez ryby to nie mięso'. Chociaż miałam tez okres, że sama tak twierdziłam. Albo przeczytałam gdzieś (miałam chyba z 10 lat), że Natalie Portman jest weganką, czyli je to, co spadło z dzrewa na ziemię. Byłam normalnie zszokowana 😀 😛
[edytowane 21/10/2009 przez Greeney]
[img]http://img190.imageshack.us/img190/7118/thebeatlesbanwa4.jpg[/img]
Mięsa nie lubiłam, poza tym mocno przyprawionym. Od dziecka zdarzały mi się momenty, kiedy mięsa odmawiałam w ogóle i przez dwa, trzy tygodnie żyłam na surówkach i twarożku. Marchew duszoną z groszkiem mogłabym codziennie. Mięso jednak nie, zwykle było bez fajerwerków.
"Truth hurts, remember this: we are pooling our faith."
lubiłem umiarkowanie ...
he, he, to dziwne jak teraz próbuję sobie przypomnieć które mięsne dania tak mi smakowały trudno mi coś wybrać... teraz wydają mi się takie sobie,
Adam napisał:"To czy jesteś jaroszem czy nie, zależy od stanu twojego umysłu"
właśnie o to chodzi.. wszystko zalezy od stanu umysłu i naszej świadomości...
Buddyści jako jedyni mocno skupiają się na tym by stan umysłu był harmonijny, bo wiedzą że od tego zależy całe ich życie!!!
Życzę Wam samym fajnych jasnych stanów umysłowych !!!
Szymonie ja tez uważam że nie jesteś jaroszem. W końcu większość źródeł określa go jako sposób odżywiania się bezmięsnego. To taka polsko brzmiąca nazwa i odpowiednik wegetarianizmu.
A jeśli już tak bardzo przykładamy wagę do nazewnictwa to i dla ciebie coś się znalazło .
Idealnie pasuje do twojego sposobu odżywiania się http://pl.wikipedia.org/wiki/Fleksitarianizm
Ok, no to może nie jestem jaroszem, ale za to prowadzę jarską dietę (przez prawie cały rok). Już tak na pewno można powiedzieć. Więc według waszego postrzegania, abstynentem nie może być ten, co pije 2 kieliszki lub 2 piwa na rok.
A co do pojęcia fleksitarianizm, to może ono pomóc. Bo jeśli ktoś je mięso 5 razy w roku, i przez to nie może być nazwany jaroszem, to czy automatycznie ma on być postrzegany jako zwykły zjadacz mięsa, wcinający je kilka razy dziennie jak reszta mięsożernego społeczeństwa? To niesprawiedliwe i raniące. Albo czy ktoś, kto nie może być nazwany abstynentem tylko dlatego że wypija jedną lampkę wina na Wielkanoc i lampkę szampana w Sylwestra, musi być odrazu zaliczanym do średnio lub przeciętnie pijących jak cała reszta społeczeństwa, która chlapie se piwo na każdym wyjściu czy spotkaniu? Ta ślepa bezwzględność w nazewnictwie przynosi potem głupie efekty.
Zatem taka nazwa fleksiwege dużo prostuje. Przecież takiemu co je mięso 5 dni w roku bliżej do jarosza niż do mięsożercy, więc taka kładka między pojęciami coś daje.
moim zdaniem(moge sie mylic, bo to moje prywatne odczucie) jarosz to osoba co wyklucza z djety pewne rodzaje miesa (np zydzi nie jedza swin a hindusi krow), lub je go malo, ewentualnie nie w czystej postaci (np schabowego lub kurczaka z rozna)...takimi ludzmi sa dla mnie ci co sa na diecie srodziemnomorskiej...tu sie ogranicza do dziennego sporzywania ryb i od czasu do czasu kurczak ewentualnie tak skrajnie wolowina lub baranina...wiec kolega jest dla mnie jaroszem
http://www.gajusz.org.pl/jedenprocent
musze sie przyznac ze ja tam zawsze lubilam mieso... do czasu.
ktoregos dnia zobaczylam filmik na youtube w jaki sposob zabija sie kurczaki hodowlane (do tej pory szlag mnie trafia kiedy ktos mowi ze lubi "kurczaczka")
od tamtego czasu zaczelam ogladac tego typu filmy. jak jakis chory masochista zmuszalam sie zeby zobaczyc co sie wyprawia na swiecie. efekt byl piorunujacy - jakby mi ktos w gebe strzeli.. tak jak kiedys lubilam mieso, teraz mam mdlosci na jego widok. nie wiem, po prostu mieso dla mnie smierdzi. zreszta komu podoba sie "zapach" martwego ciala??
Bardzo niedługo jestem wege. Jeszcze niedawno byłam bardzo miesożerna. do dziasiaj czasami sobie myślę : ale łatwo było wtedy może jednak spróbuje kawałek i wtedy przychodzi wielkie obrzydzenie... i jestem z tego ( obrzydzenia ) dumna.
"Nie ma znaczenia ile masz pieniędzy, ani ile rzeczy, możesz być biedakiem, ale mając psa jesteś bogaty" - Louis Sabin
mi też niektóre rzeczy bardzo smakowały, np. w macdonaldzie, albo jak się zaczął szał pał na kebaby, gyrosy itd to się zażerałam tym, no i rosół- co niedziele i na kaca obowiązkowo. Samych wędlin, kiełbas, MORTADELI (fuuuuuj), wątróbek, słoniny, boczku nie jadłam praktycznie od dziecka, zawsze tak długo dziubałam i prawie w całości oddawałam udko z kurczaka czy gulasze albo karmiłam zwierzątka typu pies czy kot, jak były w pobliżu 🙂 bardzo lubiłam też tuńczyka, łososia i śledzia...może by tak któraś firma zrobiła sojowe a`la tuńczyk albo wegetariańskiego śledzia :rotfl:
Pozdrawiam 🙂
"wrogowie radia Maryja niech będa przeklęci"
Śledzia bez śledzia można łatwo zrobić samemu:
http://puszka.pl/przepis/4153-_sledzie_marynowane_z_kotletow_sojowych.html
😛
http://www.explosm.net/comics/random/
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja