Ja jadłam, także mogę odpowiedzieć, ale gyros wyłącznie drobiowy jadłam, bo są różne rodzaje i podobno ten tradycyjny (w polskich budkach niespotykany raczej) jest z cielęciny (fuj ;/). Przypawa gyros bardzo mi smakuje, dodaję ją czesto do np sosów. Różnica między sojowym a mięsnym jest duża moim zdaniem. Ciężko to opisać - no wiadomo sojowe czuć sojowym i tyle.
Odpowiadając na temat - nie, większość mięsa nigdy mi nie smakowała. Jako dziecko za bardzo nie jadłam mięs, wyjątkiem była wędzona makrela (probowałam też kawior), później jadłam głownie kurczaki i przez jakiś czas bardzo chude szynki na kanapki do szkoły i od świeta kabanosy. Jakoś szło, ale z czasem zaczęłam się źle czuć po tym jedzeniu. Ogolnie zawsze byłam z tych 'obrzydliwych' - jak znalazłam w kotlecie chrzastkę, albo w szynce czerwoną plamkę to nie chciałam dalej jeść. Czasem mam koszmary, w ktorych na obiad są klopsy, a ich 'zapach' czuć z kilometra.
jak byłam mała to nie lubiłam warzyw, ale mięso to też zależy co: wieprzowina zawsze mi smierdziała- oprócz parówek czy kabanosów- to lubiłaml wędliny to tylko z indyka i kurczaka, kotlety jedynie z piersi; żadnych kaszanek i nigdy w życiu mielonych!!! ryby lubiłam szczególnie paluszki rybne- nie lubiłam gotowanych udek etc.
teraz nie mogę patrzeć na mięso nie mogę wąchać- śmierdzi mi - no chyba, że się przyprawi to czuję czy czosnek czy inne przyprawy
teraz się zastanawiam jak to kiedyś mogłam funkcjonować jedząc tak źle- mięso, przetwory mleczne, chleb i słodycze- chleb oczywiście jasny...
dziwie się, że chodzę i żyję 😛
dobrze, że się opamiętałam- taka nuda w diecie i tak wysoko przetworzone- na pewno zniszczenia w organizmie zostały poczynione, ale się regeneruję 😛
Szpiceluś
Rubina, dzięki! O to właśnie mi chodziło, mięsożercy mówili że nie podobne ale stwierdziłam, że to z uprzedzenia. A jednak!
Czyli nadal nie wiem jak smakuje gyros i najprawdopodobniej nigdy się nie dowiem. Cóż, nie będzie to pierwsza i jedyna rzecz jakiej nie zjem 🙂
skoro je jadłem przez ćwierć wieku, to chyba znaczy że mi smakowało. Wszystko próch golonki. Tego nigdy sie nie odważyłem zjesć.
Annabarbara, ja też nie wiem jak smakuje gyros, ba nawet nie wiem co to jest i jakos nie ciekawi mnie to...
teraz się zastanawiam jak to kiedyś mogłam funkcjonować jedząc tak źle- mięso, przetwory mleczne, chleb i słodycze- chleb oczywiście jasny...
dziwie się, że chodzę i żyję
dobrze, że się opamiętałam- taka nuda w diecie i tak wysoko przetworzone- na pewno zniszczenia w organizmie zostały poczynione, ale się regeneruję
Nie przesadzajmy, to nie trucizna. Ludzie jedzą tak całe życie i żyją 100 lat.
Mnie raczej dziwi jak mogłem zjadać swoich braci i siostry :crash:
To wszystko i tak jest kwestia przypraw i przyzwyczajenia.
skoro je jadłem przez ćwierć wieku, to chyba znaczy że mi smakowało. Wszystko próch golonki. Tego nigdy sie nie odważyłem zjesć.
Tu cię rozumiem. Flaki to było małe piwo, ale golonka jest obrzydliwa, a jak się gotuje to śmierdzi w całym domu 😡
Mnie raczej dziwi jak mogłem zjadać swoich braci i siostry :crash:
A ja nigdy nie miałem okazji spróbować ludzkiego mięsa 🙁
Strefa rokendrola wolna od Angola, środa/czwartek godzina 0.00 w radiowej Trójce
Jesli chodzi o gyros/kebab (też nie odróżniam) z kurczaka to przyznam że mi też nawet smakował. Jednak AnnaBarbara [b] [/b] szczerze mówiąć uważam że jego główny czar tkwi we wracaniu do domu lekko chwiejnym krokiem i po drodze, w tym klimacie kiedy człowiek czuje że zjadłby konia z kopytami, rzuca się na taką budkę z kebabem.
Ja w takich chwilach desperacji zjadam zapiekankę, choć tej też nie jadłam już od wieeelu miesięcy.
A jesli chodzi o pytanie z tematu to lubiłam mielone mojej mamy (te o których wielu z Was mówi Fuj, ale mojej Mamy naprawdę były dobre), jakies takie kotlety z kuczaka, zrazy i gołąbki mojego Dziadka, salami, kabanosy (tych bym teraz za nic w wiecie nie ruszyła, jak i innych kiełbas), kiełbase krakowską suchą. Aha no i może jakie bardzo chude szynki do kanapek. Ale to rzadko, bo jestem raczej z tych którzy kochają ser żółty i do szynek raczej trzeba było mnie zmuszać. I to tyle.
A tak to raczej często marudziłam Mamie że ja to bym chciała w ogóle przestać jesc (bo jadałam mięsa naprawde dosć mało)
Co do obrzydzenia w trakcie przyrządzania mięsa, to mieszkając jeszcze w domu, nigdy nie byłam w stanie sobie czy dla innych przyrządzić cokolwiek mięsnego. Jadłam tylko ew. gdy zostało zrobione przez kogo. Odkąd wyprowadziłam się z domu i sama się karmię, mięsa nie spożywam, jak i nie przyrządzam.
Aaaa, jeszcze ryby. Jak byłam mała miałam uczulenie na nie, wiec prawie ich nie jadłam. Potem nieco mi przeszło, tak że niektóre mogłam zacząć jesc. Jednak potem w ogóle przestałam jesc no i tak to się kręci i podczas gdy o mięsie teraz już nie mylę w ogóle, to na rybę niestety mam czasem nieziemnską ochotę...
Aha, i też nienawidze chrząstek, jak i innych tego typu 'czerwonych plamek' itp. Jak to ktos wyżej napisał: jak byłam mała i poczułam/zobaczyłam cos takiego,równało się to z końcem mojego jedzenia. To tyle!
PS. Az musiałam sprawdzic tą Waszą golonkę i teraz nie mogę o niej zapomnieć!
[edytowane 18/5/2012 od MannaPoranna]
[edytowane 18/5/2012 od MannaPoranna]
[edytowane 18/5/2012 od MannaPoranna]
Pewnie powiesz -to okropne- zrzucisz winę na innych, potem zaśniesz spokojnie
W większości przypadków mi nie smakowało. W niektórych daniach, jako dodatek mogło być, ale raczej bez szału. Najgorsze było mięso od świń i krów, najlepiej znosiłam ryby. Ale źle to wspominam, czułam się jakaś przymulona i ociężała, miałam wrażenie, że to mięso zalega we mnie całymi wiekami, że trawienie tego pochłania całą moją energię..
Teraz już nawet ryb bym nie tknęła, jedzenie mięsa wydaje mi się jakieś nienaturalne i niezgodne z moją naturą. Przeszłam na wegetarianizm i nie ma niczego, co by mnie mogło przekonać do ponownego żywienia się martwymi ciałami. Ani to ładnie nie wygląda, ani zapachu nie ma przyciągającego, smak jałowy, przeżuwanie przyprawia o mdłości, a trawienie odbiera siły i dobre samopoczucie. Teraz jest o niebo lepiej! 🙂
[edytowane 30/5/2012 przez aniss]
No cóż...."smakowało" to mało powiedziane. Wychowałam się w domu bardzo, ale to bardzo mięsożernym. Obiad bez mięsa nie był obiadem, a zamiast ciastka zawsze wybierałam schabowego. Nawet do zupy pomidorowej musiałam mieć mięso. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad problemem etycznym ani dietetycznym po prostu byłam nauczona takiej a nie innej kuchni i wydawała mi się ona zupełnie ok. Na szczęście w odpowiednim momencie się ocknęłam i nie brakuje mi już w ogóle tego co kiedyś tak bardzo lubiłam 🙂
Muszę przyznać, że dopiero rezygnacja z mięsa ożywiła moje gotowanie i pobudziła kulinarną wyobraźnię. Tak więc teraz jest zdrowo, kolorowo i niepokój moralny też mniejszy 🙂
We mnie babcia tak wpychała cielęcinę, że w dzieciństwie dostałam skazy białkowej i musiałam odstawić "wszystko co z krowy" piłam mleko sojowe z proszku- naszprycowane chemią ble
także zamiłowania do smaku jak to nazywać mięsa mięsa nigdy nie miałam
ale takie podroby takie mocno przyprawiane typu kaszanka, pasztet to się zjadało
🙁
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja