Ja bedac dzieckiem tez nie lubilam miesa, do dzis pamietam jak mama dawala watrobke "za mamusia i za tatusie" i wymyslali rozne teksty ze np jak zjem watrobke to polece no i w koncu sie przemoglam. Od tego czasu stalam sie radyklanymmiesaczerca ze bylo mi juz obojetnie co jem :casstet: wazne by bylo miecho. PO prostu bylam juz uzalezniona od niego. Rodzice na sile mi wciskali wiec moj biedny organizm do tego przywykl.. i wyszlo c wyszlo..
Nigdy mi nie smakowało. Od dziecka mnie do niego zmuszano, np. babcia mówiła, że jak nie zjem chociaż trochę "mięska" to mama nie wyzdrowieje. I wtedy jadłam...
Około 10 roku życia zaczęłam je jednak sprytnie usuwać na bok i wynosić pieskom na dwór, a jak miałam 13 lat to powiedziałam basta i zostałam wege 🙂
[edytowane 1/12/2006 od TAO]
Nie bardzo. Nie jadłam wendlin a juz o pasztecie nie było mowy( ohyda ohyda i jeszcze raz ohyda. sojowy tez:D). Jadłam takie obiadowe czy sałatkowe. Nie przeszkadzał mi smak miesa, ale zawsze najbardziej kochałam i kocham warzywa i ryż. (: i tak mi zostało 😛
koskaan
Jedyne co uwielbiałam to piersi od kurczaka.:P.A jakieś udka..to ble...-te żyły...:P.Albo szynki...czy inne takie rzeczy...to fuu...-kawałki tłuszczu..:P.Poza tym schaby itp.to takie twarde jak podeszwa od but...i parę ray miałam tak, z ejadłam..i nagle coś tak twardego nei d przłknięcia..a tu towarzystwo, ze nie wypada wypluc..:P..I musiałam to przełknąć...fuu..aż sie wzdrgnęłam..:P..Ale lubiłam tez niestety kurczaczki z mc'donalda..:/...ale teraz jakośnei lubię widoku miesa..a na samą mysl o zjedzeniu go..to jakos tak dziwnie...wydaje mi się to takie nienaturalne:P..
Życie nie jest ani lepsze ani gorsze od naszych marzeń...Jest po prostu inne..
smakowało mi przyrządzone przez mamę,typowego schabowego i mięsa ogólnie nie ubóstwiałam.
Gdy byłam mała(tzn gdzieś tak do 7 roku życia) uwielbiałam jeść boczek-jadłam (ku przerażeniu mamy)tylko to co było najbardziej tłuste:casstet:
Nie tęsknie za smakiem mięsa,wręcz przeciwnie-miewam czasem opory gdy coś pachnie,smakuje,czy tez przypomina mi mięso-choć jest produktem roślinnym.
ja kochałam jeść ryby, szczególnie wędzonego łososia, frutti di mare i wszelkie owoce morza, krewetki... i czasem kurczaka curry
schabowego nie znosiłam, nie mówiąc o paskudnej tłustej wodzie zwanej rosołem... mam jakąs awersje do polskich sztandarów obiadowych;)
w ogole nie tęsknie, a zapach mięsa o wymioty mnie przyprawia
hide and seek
salami
kabanosy
golonki
rolady
wątróbki
pasztety
wątrobianki
salcesony
skwarki
nadziewane przekładane zawijane
grillowane pieczone smażone gotowane podwędzane suszone duszone
......gdzie się podziały tamte obiadki 😀 😀 😀 😀
smakowały, smakowały, ale nie tęsknię!! 🙂
Najlepsze Rzeczy W Życiu Są Za Darmo 🙂
U mnie w domu nie było kultu mięsa... tak zazwyczaj jakiś kurczak w niedzielny obiad
więc definytywne przejście na wegetarianizm mnie nie bolało bo mięsa nigdy nie lubiłam (no może oprócz salami)
chociaż moja rodzina nie akceptuje chyba do końca mojego wyboru bo czasem jednak mają nadzieje że może tym razem.. ale cóż moge ich tylko wyśmiać 😛
z czasem na sam widok mnie mdli...
sklep mięsny :casstet:
[edytowane 2/12/2006 od luca_rudegirl]
[img]http://imagegen.last.fm/pencilauto/recenttracks/luca_rudegirl.gif[/img]
od dziecinstwa nie cierpialam, jadlam tylko jak to juz miesa nie przypominalo (tzn. takiego surowego, rozowego, ''zabitego'' miesa, wiadomo, ze czy ugotowane czy upieczone czy surowe to mieso zawsze pozostanie miesem, czy. zabitym zwierzeciem) - np. BIALE mieso kurczaka, jak cos bylo rozowe (wszelkie cieleciny, wpieprzowiny etc.) od razu odpadalo, tak samo z wolowina, nie mowiac juz o jakich watrobkach, ozorkach, nereczkach czy mozdzkach - umieralam na samo brzmienie takiego slowa i to w kontekscie obiadu :/:/
przed jedzeniem ryb oporow nie mialam, ale w sumie byly rzadko, a jak przeszlam na wege to bez najmniejszego zalu z nich zrezygnowalam. slimakow, malzy, osmiornic itp. nigdy za zadne skarby bym nie tknela, nawet jak jadlam mieso. jakies pasztety, kielbasy sporadycznie sie zdazaly, jadlam, jesli byly bardzo mocno doprawione przyprawami - to je bylo czuc, nie mieso, bez przypraw bym nie ruszyla. jak jadlam kurczaka to tez zawsze tylko wyskubywalam troche, z wierzchu, a jak zobaczylam jakas zylke, sciegno, kosc, cokolwiek to od razu mnie to obrzydzalo, tracilam apetyt, nasilaly sie mysli o wegetarianizmie, az wreszcie sie zdecydowalam, szkoda, ze dopiero w wieku 16 lat, ale lepiej pozno niz wcale C:
dzis zapach, widok miesa mnie odrzucaja - predzej dalabym sie posiekac niz ''skosztowala'' jakikolwiek kawalek jakiegokolwiek miesa. zawsze tez mnie przerazalo, jak mama ''obrabiala'' kurczaka (czy to sie tak mowi? nie pamietam... chodzi mi o to wyjmowanie wnetrznosci etc. :/:/:/) - uciekalam z kuchni, nie rozumialam jak ona moze dotykac, kroic martwe zwierze (ale potem, jak juz sie ugootwalo to je jadlam - hipokryzja od najmlodszych lat - tragedia) - teraz juz tego nie robi - cala rodzina je bardzo malo miesa, rzadko, na szczescie, i wie, ze jak bym weszla do kuchni, a ona by robila cos takiego z tym biednym kurczakiem to bym niewatpilwie zemdlala, wiec pewnie woli tego uniknac C:
animals are my friends and i don't eat my friends || GO VEGAN!
Ja byłam wybredna. Wędliny nie, każda uncja tłuszczu mnie odrzucała. Lubiłam tylko schabowe, udka i szynkę. Ale wolę o tym nie mówić, bo :casstet: Jakoś wciąż pamiętam tamte smaki, ale teraz już nie wydają mi się atrakcyjne. Ale przez jakiś czas czułam, że się czegoś wyrzekam.
podskoczyć i nie trafić w ziemię
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja