ale omega-6 tylko w mięsie (najbardziej w rybim), w produktach pochodzenia zwierzęcego i olejach roślinnych (o ile mi wiadomo).
A oleje roślinne z czego się robi, hm? 😉
Jeju, ale Witarianie jedzą tylko surowe rzeczy! A nie przetworzone dlatego oleje z roślin odpadają.
ale omega-6 tylko w mięsie (najbardziej w rybim), w produktach pochodzenia zwierzęcego i olejach roślinnych (o ile mi wiadomo).
A oleje roślinne z czego się robi, hm? 😉
Jeju, ale Witarianie jedzą tylko surowe rzeczy! A nie przetworzone dlatego oleje z roślin odpadają.
Wiem, że oleje odpadają, ale te oleje z czegoś się robi prawda?
Olej słonecznikowy nie wypływa z głębin ziemi w swojej ciekłej postaci 😉 jeśli jest dobrym źródłem omega 6, to czy ziarna słonecznika w całej postaci już nie? hehe...
Omega 6 jest wszędzie... w siemieniu lnianym i orzechach także.
Nie wiem co robić, bo na pewno nie byłoby to dla mnie łatwe, nie wiem nawet czy psychicznie dałabym radę ugryźć mięso.
No właśnie, przyzwyczajenia też dużo jednak dają. Ja się tak odzwyczaiłam od smaku mięsa, że nie potrafiłabym zacząć jeść go na nowo, nawet jeśli bardzo bym się uparła (na szczęście tego nie robię!)
Zgadzam się z przedmówcami, mięso wcale nie ma korzystnego wpływu na nasze zdrowie. A co do gotowania - rozumiem, że może być to uciążliwe. Sama jestem jedyną wegetarianką w rodzinie i póki co jestem początkującą "kucharą", ale wiem, że w końcu opanuję to i owo i będę mogła dostarczać mnóstwo witamin.
A niedobory spróbuj uzupełniać 😉
P.S. Awatar już oczekuje na zmianę, wiem, że ten rozciąga forum...
[edytowane 5/4/2013 przez Princess_Leia]
sky's the limit.
Hardkorem jest już samo poruszenie tematu witarianizmu w tym wątku, bo myślę, że nie w tych obszarach tkwi problem.
Ale jeżeli ktoś traktuje poważnie genetykę (czytaj nie jest kreacjonistą z wyznania) to witarianizm jest jak najbardziej słuszny z tego punktu widzenia. Trzeba jeść to do czego przystosowały nas lokalne warunki środowiska, a dla każdego z nas to zbieractwo na sawannie afrykańskiej. Wg. nauki nie ma mowy o żadnym sensownym przystosowaniu naszego genotypu do innego środowiska (w tym obszaru polskiego) a takie rzeczy jak biała skóra itd. to mały krok ku zmianom, lecz niewystarczający jeszcze aby zmienić nawyki żywieniowe.
Zbieractwo na sawanie to innymi słowy witarianizm. Im bardziej przetworzona żywność, od tej świeżo zebranej (nie istotne czy termicznie, czy rozdrobnione mechanicznie) tym gorzej.
Nie jesteśmy również przystosowani do spożywania olejów, czyli ani izolowania składników z całości i tworzenia koncentratów, nawet jeśli to tzw. olej tłoczony na zimno (co w praktyce i tak oznacza 50 stopni podczas wyciskania w maszynie o ile pamiętam).
Trzeba jeść to do czego przystosowały nas lokalne warunki środowiska, a dla każdego z nas to zbieractwo na sawannie afrykańskiej. Wg. nauki nie ma mowy o żadnym sensownym przystosowaniu naszego genotypu do innego środowiska (w tym obszaru polskiego) a takie rzeczy jak biała skóra itd. to mały krok ku zmianom, lecz niewystarczający jeszcze aby zmienić nawyki żywieniowe.
Pod warunkiem że pochodzimy od tej samej małpy co Afrykanie... Bo to wcale nie jest takie pewne...
Jestem wegetarianką już od przedszkola, z własnego wyboru. Zrobiłam to raczej instynktownie, trochę było żal mi zwierząt, trochę mnie obrzydzało i nie smakowało mięso. Teraz mam 17 lat i ani razu nie miałam zawachalam, przez praktycznie całe życie nie jadłam ani mięsa, ani produktów z żelatyną itp. Nie wiem czy to przekonanie, czy juz bardziej przyzwyczajenie. Obronczynią zwierząt nie jestem ani nic z tych rzeczy.
Jednak ostatnio moje życie jest bardziej zabiegane, często nie mam czasu sobie gotować wegejedzenia i dojadam takimi zwykłymi rzeczami. Niestety skutkuje to często w niedoborach, szczególnie żelaza. Mam często przez to takie typowo anemiczne objawy. Boje się, ze zaniedbujac dietę (a muszę jej sama pilnować, bo w rodzinie mam samych miesozercow), mogę w przyszłości chorować. Juz o sprawach ciazowych za kilka lat nie mówiąc.
Dlatego od pewnego czasu zastanawiam się, czy nie przełamać sie i nie zacząć jeść normalnie. Chociaż raż w tygodniu, chociaż kurczaka, ale jednak mięso. Nie wiem co robić, bo na pewno nie byłoby to dla mnie łatwe, nie wiem nawet czy psychicznie dałabym radę ugryźć mięso.
Nie rozumiem, bo piszesz o tym czy nie "przełamać się i zacząć jeść normalnie" - co to znaczy NORMALNIE? Czyli zabijać i jeść inne istoty żywe? Uważasz, że one są po to, żeby je jeść i z nich korzystać? A co by było, gdyby inna cywilizacja zrobiła to samo z ludźmi? To też dla nich byłoby normalne. Tak jak dla Hitlera zabijanie innych było normalne. Musisz po prostu przewartościować swoje spojrzenie na to jak postrzegasz inne istoty żywe.
"W kraju gdzie normą jest nienormalność, gdzie hipokryzja znaczy moralność, gdzie głos rozsądku jest zagłuszany, jesteśmy sektą ludzi normalnych"
----------------------------------
http://pracownia.org.pl/dzikie-zycie
@Attraversiamo
[url] http://www.youtube.com/watch?v=p37stTXFMXk
[/url]
http://www.youtube.com/user/skolman78 http://www.youtube.com/user/skolmanXL http://www.stagevu.com/user/skolman_mws
Fuj, ja w Mc'u nigdy się nie najadłam, bo nie jadłam tego obślizgłego mięsa, który spokojnie mógłby sam chodzić. Zawsze obrzydzało mnie jedzenie tam. Jeszcze pomyśleć, że kurczak nafaszerowany tysiacem sterydów wchodzi cały, a wychodzi z niego już tylko... kotlet fuj. Obrzydliwe.
[edytowane 18/4/2013 przez Vegmara]
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja