Tak obrzydza mnie to bardzo...;/
A jak przechodzę obok sklepu mięsnego .....to nic tylko płakać...........
ech.............brak słów..........
Moim przestępstwem jest osądzanie ludzi nie po tym jak wyglądają, lecz po tym, co mówią i myślą. Moim przestępstwem jest to, że jestem bardziej bystra od ciebie - nigdy mi tego nie wybaczysz.
ja generalnie jakoś znosze zapach jak muszę. Kurczak jakos tak bardzo mnie nie odrzuca ale wieprzowina i wołowina o jejku! nie do zniesienia...a najgorszy dla mnie jest zapach ryb...tego nie mogę wytrzymać. Zawsze wychodzę z pomieszczenia albo nos przynajmniej muszę zatkać. nigdy nic nie mówie na ten temat bo każdy ma prawo do własnych wyborów ale bardzo ale to bardzo się cieszę, że u mnie w domu nie jestem narażon na takie sytuacje. Choc z drugiej strony mięsojady codziennie komentują moje jedzenie pól żartem/pół serio...ale ich olewam bo po co si wdawać w głupie rozmowy..:)Widok jakoś tez mnie nie przeraża...moze dlatego, że kiedyś jadłam mięso...no ale dotknać to juz raczej bym nie dała rady...szczególnie surowego
naiada
Ja pamiętam, że kiedyś między zajęciami prawie wyrzuciłem z sali chłopaka, który jadł kanapkę z pasztetową, czy czymś takim - tak śmierdziało, że nie mogłem wytrzymać i kazałem mu opuścić przestrzeń w której przebywam 😛
Czasami widok i zapach mięsa przeszkadza mi wyjątkowo, ale ze względu na skalę zjawiska i jego powszechność staram się wyłączać odrobinę z rzeczywistości i sprawiać, żeby mój mózg nie zauważał i nie wyczuwał w ogóle jakichkolwiek form mięsa. Na szczęście czasami mi się to udaje, chociaż w większości przypadków prześladuję mięsożerców, zwracam im uwagę i upraszam o niejedzenie mięsa w moim towarzystwie bez względu na to gdzie przebywamy (np w ich domu) 😀 Acha i zawsze jeszcze jak ktoś je przy mnie mięso to przesuwam nad nim rękoma, wypowiadam "bleblebleble" i mówię, że po tej klątwie im zaszkodzi - i nie smakuje im już wtedy tak jak wcześniej, a raz nawet udało mi się sprawić, że bolał ich po tym brzuch 😛
Czasem jak czytam wypowiedzi, to zadaje sobie pytanie, co wlasciwie ludzie chca osiagnac bedac wegetarianami. Czy to by pomoc zwierzetom, czy to by wzbudzic wokol siebie jak najwiecej zainteresowania swoja osobą?
Ale to tylko moja prywatna opinia. Napisalam, ze chce sie spotkac, bo jestem z Lodzi w tamtym temacie, ale juz teraz sama nie wiem. pozdr
[edytowane 22/3/2009 przez Wege-Aneta]
Nie wiem co bym zrobiła, gdyby ktoś rzucił na mnie taką "klątwę", pewnie wybuchnęłabym śmiechem. Albo wyrzucać kogoś z sali, bo je kanapkę z mięsem...Ja nie wiem, czy to ja jestem taka nieczuła i niewrażliwa, czy niektórzy wegetarianie są przewrażliwieni...Przeszkadza mi zapach kości, które mój ojciec gotuje dla psów, ale kiedy ktoś obok mnie je kanapkę to prawdopodobnie nawet nie zauważę z czym ona jest.
Hmm.. mi się wydaje, że Jufus swoje "klątwy" stosuje w stosunku do swoich znajomych, którzy podchodzą do tego pewnie z uśmiechem i dystansem. No bo nie sądzę, żeby takie "klątwy" rzucał na obcą osobę w autobusie ;).
A w kwestii kanapek -często są bezzapachowe, ale niektóre wędliny czy pasztety roznoszą smród (który dla innych jest pewnie zapachem) na pół pokoju.
Bardzo źle znoszę zapach mięsa, zwłaszcza smażonego i mam ciężką przeprawę z jego miłośnikami (na szczęście nie w domu). Ciężką, bo trudno mi znieść intensywną woń czegoś smażonego na tłuszczu, obojętnie jakim, nawet jeśli nie jest to mięso. Nie naruszam niczyjej wolności, dopóki nie naruszy mojej przestrzeni osobistej - nie brudzi i nie dotyka zatłuszczonymi palcami moich pisaków i nie kładzie czegoś obrzydliwego na moich papierach. Czekam na chwilę nieobecności i wietrzę pomieszczenie.
O innym sposobie życia (wegetarianizmie), jego wartości i pożytkach rozmawiamy czasem, ale nigdy nie instruuję nikogo w momencie kiedy je mięso. Straciłabym to zaufanie, które przydaje się potem, kiedy ktoś z uwagą potrafi wysłuchać moich poglądów i coś tam zawsze sobie przyswoi z tego mojego gadania. Nigdy nie wiadomo, kiedy to zaowocuje.
Nie mogę już patrzeć na surowe mięso, jeszcze niedawno nie miałam takich reakcji, teraz tak.
Katinka przywróciłaś mi zachwianą już wiarę w umiejętność ludzkiej interpretacji i abstrakcyjnego myślenia. Jeśli piszę, że rzucam na kogoś klątwę wymachując przed jego kotletem rękoma to wierzcie mi, że nie znaczy to, że jestem tak ograniczonym osobnikiem. Jeśli chcecie wiedzieć co mam na myśli sugeruję przeczytać tę wypowiedź Katinki:
Hmm.. mi się wydaje, że Jufus swoje "klątwy" stosuje w stosunku do swoich znajomych, którzy podchodzą do tego pewnie z uśmiechem i dystansem. No bo nie sądzę, żeby takie "klątwy" rzucał na obcą osobę w autobusie ;).
Nie sugeruję traktować tej wypowiedzi dosłownie, bo chyba tylko ktoś nierozsądny próbowałby tak postąpić. Pisząc tę wypowiedź chciałem jedynie stworzyć pewien kontrast między powszechnymi wypowiedziami osób, które jedynie lamentują bezustannie, że są ciągle prześladowane z powodu swoich wyborów. Niektórzy traktują wegetarianizm jako dietę inni jako sposób życia- dla mnie jest to coś znacznie więcej niż tylko niechęć to jakiegoś dania, czy produktu. Chociaż może to moja wina, może faktycznie wyraziłem się zbyt niejednoznacznie 😉
Dziwi mnie także kwestia tolerancji xGetBoredx w materii nie jedzenia mięsa -i (z pewnością wszyscy różnimy się radykalnością poglądów) jednak np jeśli zdaję sobie sprawę że zabijanie bez powodu ludzi jest złe, a ludzie obok mnie to robią to nie wydaje mi się, żeby kwestia tolerancji była wystarczająca do wyjaśnienia ich zachowania i nie ingerowania nas w ich sposób myślenia - może się mylę, jednak stosując analogię do niejedzenia mięsa, to czuję pewnego rodzaju obowiązek moralny, żeby nie pozwalać na niewłaściwe zachowania innych ludzi. Rozumiem, że ktoś, kto przeczytał o moim rzucaniu klątwy i przez powiedzmy swoje "roztargnienie" odczytał to dosłownie i potraktował jako praktykę walki z ludźmi jedzącymi mięso to mógł mieć o mnie dziwne wyobrażenie. Jednak prosiłbym o doszukanie się metaforycznego przesłania tej wypowiedzi, że niekoniecznie będąc mniejszością musimy uginać się zawsze przed większością osób, dla których ideologia wegetarianizmu jest totalną abstrakcją.
co do tej 'nietolerancji', staram się jak mogę.
lecz czasem po prostu nie mogę znieść, gdy ktoś koło mnie je mięso.
myślę, że to dlatego, iż je kiedyś jadłam.
mam do niego niezły wstręt. 😮
ach.
oczywiście należy być tolerancyjnym, dlatego zwykle wychodzę z pokoju, gdy poczuję zapach mięsa, a nie wykrzykuję to, co mi na myśl przylezie. 🙂
sky's the limit.
Jak mam cos ugotowac rodzince (a nierzadko jestem do tego zmuszona...) to na sam zapapch wyjmowanego z lodowki miesa juz mi niefajnie. Kiedy je rozpakuje, mam zamiar uciec, ale wiem, ze kiedy rodzice przyjda z pracy, beda chcieli zjesc np kotlety czy cos...;/ Dla mnie mieso zapachem przypomina... chlewik:P Ludzie, cieszcie sie, ze nie musicie gotowac dla rodzinki miesa!:)
Usmiechaj sie, kiedy tylko mozesz. To najlepsze lekarstwo na wszystko:)
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja