Witaj Kornelio, jeśli chodzi o przyrządzanie mięsa innym domownikom, to nigdy tego nie robiłam. Kiedy proponuję że akurat tego dnia ja zrobię obiad, wszyscy są świadomi tego, że będzie on w 100% wegetariański. Myślę, że ta kwestia jest bardzo złożona, nie każdy ma taką możliwość. Zdaję sobie sprawę że są sytuacje i/lub osoby, którym bycie wege kojarzy się z postem i nakłaniają nas do tego by robić im potrawy mięsne (np. dzieci, mąż, narzeczony etc.). Owszem byłam kiedyś w podobnej sytuacji, ale mój upór zwycięzył i teraz rodzinka wie, że nie ma co liczyć na moją pomoc w sprawie niewegetraińskiego gotowania 😛
Przygotowuję mięsne obiady dla mojego mężczyzny, który ciężko pracuje, często po 12 godzin dziennie. Dlatego nie mam zamiaru mówic mu żeby gotował sobie sam. Gotuję mu rzeczy które mu smakują, tylko staram się podrzucać mu jak największe ilości warzyw w postaci surówek itp.
po drugie jeśli coś się gotuje to trzeba tego spróbować
Chyba jednak nie trzeba. Prawie nigdy tego nie robię, nawet gotując dla siebie a jedzenie wychodzi mi całkiem niezłe.
Wydaje mi się że część reakcji jest trochę przesadzona. Wiadomo, zależy z kim się mieszka. Sama nie wyobrażam sobie po kilku latach związku stwierdzic jednego dnia że 'więcej mięsa już nie gotuję' bo nagle zaczęłam sie brzydzić tego co jadłam przez 25 lat...
Przygotowuję mięsne obiady dla mojego mężczyzny, który ciężko pracuje, często po 12 godzin dziennie. Dlatego nie mam zamiaru mówic mu żeby gotował sobie sam. Gotuję mu rzeczy które mu smakują, tylko staram się podrzucać mu jak największe ilości warzyw w postaci surówek itp.
A ja właśnie nie rozumiem czegoś takiego. Nie mam męża pracującego po 12 godzin ale za to mam pracujących rodziców. Ja ze względu na studia pracuję jedynie dorywczo ale dużo robię w domu. Sprzątam i... gotuję obiady. Nigdy nie podałam nikomu mięsa od kiedy jestem wege Rodzicom smakuje to co ja robię. Tak samo gościom przyrządzam jedynie wegetariańskie potrawy. Catinahat mam nadzieję, że nie masz za złe mojej wypowiedzi.
jeśli ja robię obiad w domu to też wszyscy wiedzą że będzie to posiłek wege ,maja wybór albo to albo brak obiadu 😉 ale nikt nie narzeka.
jedyne posiłki mięsne do których się przyczyniam to jedzenie dla psów i kota. niestety nie stać mnie na karmienie zwierząt karmami wege a zwierzaczków się nie pozbędę ,i zawsze będę je miała.
gdyby zwierze zabiło z premedytacją, byłby to ludzki odruch.
Robiłam potrawy z mięsem dla domowników, będąc już wegetarianką. Zupełnie beznamiętnie do tego podchodziłam i nie musiałam niczego próbować. Zależało mi tylko na zrobieniu dobrego posiłku dla innych i było tak, jak gdybym wyłączała część siebie, zablokowała jakiś element swojej świadomości podczas gotowania. Zupełnie tak jak to robią mięsożercy myśląc o mięsie.
Nie zrobię już tego więcej. Niektórzy, nieoświeceni w kwestii tego na jakim etapie od jakiegoś czasu jestem, a pamiętający, że wiem jak ugotować parę rzeczy, oczekują czasem porady, a potem obruszają się, kiedy odmawiam. Moja to wina, bo dałam im poczucie, że poza tym, iż ja nie jem mięsa, to wszystko jest w porządku.
Bellis, tu nie ma co miec za złe 🙂 Każdy ma swoje przekonania.
Mi chodzi o to, że przez parę lat związku przygotowywałam mięso i sama je jadłam. Nie będę teraz stawiać wszystkiego na głowie. Nie będę zmuszać mojego mężczyzny żeby zmieniał swoją dietę, bo ja tak chcę. Zresztą jest to nierealne. Gdy podaję coś wege to on i tak dokłada sobie do tego jakieś mięso. Parówkę, czy cokolwiek co jest mięsne, nawet jesli to całkiem nie pasuje do potrawy. Przygotowywanie mięsa nie jest dla mnie przyjemne ale nie dostaję od tego spazmów czy mdłości, a mój mężczyna i tak będzie je jadł, czy je przygotuję, czy nie. Ja mogę zadbać jedynie o to żeby nie jadł totalnego syfu.
witam ciesze sie ze topik sie rozwinal 🙂 widze ze jest podzial na tych co robia i na tych co nie.
Do Linek
mam tak samo jak Ty wylaczam sie i nie mysle o tym. jakbym robila do jedzenia warzywa, nienawidze tylko jak mama gotuje bigos na zeberkach to smierdzi strasznie
robie tylko swieze mieso bez zapachow
powiem wam ze kiedys tez nie robilam bo sie brzydzilam ale bardzo mi zalezlo na chlopaku i mu kotlety zrobilam.:) i tak sie zaczelo
nigdy nie probuje potraw a zawsze wszystkim smakuje. ale rozumiem wegetarian jesli naprawde tak z milosci do zwierzat to robicie, ja nie wiem czemu i nie umiem tego wyjasnic moze w poprzednim wcieleniu bylam jakis zwierzakiem 🙂
Nie jestem wegetarianinem z długim stażem. Wcześniej jadłam mięso, smakowało mi, nie powiem. A szczególnie to robione przez moją babcię.. Ale przychodzi taki czas dla każdego człowieka, kiedy staje przed wyborem swojej drogi życiowej, kiedy ma możliwość odcięcia się od swoich przyzwyczajeń, uczy się dorastać, uczy się żyć po swojemu. W takim właśnie momencie zdecydowałam się przejść na wegetarianizm. Nie było to spowodowane tylko tym, co działo się w mojej głowie. Mój znajomy jest weterynarzem. Pracuje w rzeźni, bada mięso itp. Pewnego dnia mieliśmy dyskusję o tym, czy wegetarianizm ma rację bytu, czy kiedykolwiek dojdzie do tego, że ludzie zrezygnują z jedzenia mięsa i nie będzie już nigdy rzeźni, kurzych ferm, ogrodów zoologicznych itp. On nie jest wegetarianinem. Powiedział, że jeśli chcę, to mogę kiedyś pójść z nim i zobaczyć w jakich warunkach on pracuje i dlaczego nie zmieniły się mimo wszystko jego przekonania dotyczące jedzenia mięsa. Ostrzegł mnie przed tą wizytą. Powiedział żeby wzięła koniecznie ze sobą jakieś stare ciuchy, i wysokie buty, najlepiej gumowe. Nie wiedziałam do końca, co mnie może czekać podczas takiej wizyty. Każdy ma przecież jakieś wyobrażenia co do takich miejsc.. Moja wyobraźnia jednak jak się okazało, nie była aż tak pojemna w obrazy drastyczne jak myślałam. Gumaki przydały się, dosłownie brodziłam w krwi, która była wszędzie. Nie będę już opisywała szczegółów, to nie miejsce na to. Chciałam tylko powiedzieć, że od tamtej pory mięso dla mnie nie istnieje.
U mnie w domu wszyscy jedzą mięso, w akademiku, gdzie teraz mieszkam także. Moja przyjaciółka w ogóle nie wyobraża sobie posiłku bez mięsa, nie naje się czymś warzywny w ogóle. Warzywa i owoce mogą dla niej nie istnieć. Nie mam znajomych, którzy byliby wega. Mimo wszystko nie odrzuca mnie na widok tego co widzę na talerzach innych osób. Nie zwracam na to uwagi, nie namawiam ich na bycie wegetarianami. Nie straszę śmiercią i nie odcinam się od nich w żaden sposób. Nawet jak zamawiamy razem pizzę, to nie proszę żeby zrezygnowali z mięsnej tylko dla tego, że jedna osoba nie chce go jeść. Myślę, że nie miałabym oporu przed przygotowaniem posiłku dla rodziny czy przyjaciół, który byłby mięsny. Nie demonstruję i nie narzucam swojego sposobu życia i myślenia. Tylko jeśli ktoś pyta. Wiem, że każdy ma prawo do podejmowania własnych decyzji w tym względzie. Każdy ma swoją wrażliwość na krzywdę zwierząt i ma do tego niezbywalne prawo. Pewnie będąc mięsożerną nie chciałabym żebyś ktoś na widok mojego talerza obruszał się, dostawał mdłości i robił mi wykłady o tym, jaka była przeszłość tego, co mam zamiar zjeść. Takie zachowanie chyba jest fair wobec wszystkich. Pozdrawiam serdecznie 🙂
kręć się, kręć się, kręć się jak jakiś film
A ja przygotowuję mojemu chłopakowi mięsne obiady. Nie ma mz tym żadnego problemu, choć staram się trzymać nos z daleka od otwartego opakowania tych "pyszności" 😛 .
Wiem, że jemu to smakuje i tyle.
I faktycznie, ja również nie muszę próbować przygotowywanych przez siebie potraw - ani moich ani innych 🙂
Nie wiem, może jest ze mną coś nie teges, może powinnam uciekać z krzykiem przed mięsem..ale cóż nie robię tego. Nie przeszkadza mi jego zapach, który nie jest dla mnie jakiś obrzydliwy, a raczej dziwny. Wiecie, zapach mięsa jest jak zapach czegoś niejadalnego papieru, ziemi tip i nie zwracam na niego jakiejś szczególnej uwagi.
Wydaje mi się, że skoro tyle rozmów krąży wokół mięsa, czyli tego czego my wegetarianie nie tkniemy, to jednak jakaś część nas, ta skryta gdzieś głęboko wciąż podświadomie go pragnie 😉
To trochę jak ludzka fascynacja brzydotą czy śmiercią - odpycha nas, ale jednocześnie przyciąga. Tak mi się wydaje 🙂
nie gotuje mięsa, nie dotykam- brzydzę się, widok mięsa i jego zapach odrzuca mnie. Gdy gotuję dla wszystkich to wiadomo, że będzie wege obiad.
Nie kupuję go na czyjąś prośbę w sklepie- na początku się rodzina dziwiła gdy słyszała "nie kupię Ci kiełbasy", teraz jak babcia ma "mięsną listę zakupów" to wysyła moją mamę do sklepu, mnie już nie pyta. Wyjątkiem jest jedzenie dla babci kotów- puszkę dla kociaków mogę kupić bez obrzydzenia.
Ja,niestety,gotuję. Mieszkam z mężem i dorosłym synem i obaj są bardzo mięsożerni. W domu gotowaniem zajmuję się tylko ja więc i mięso dla nich przyrządzam. Oni pracują zawodowo a ja nie. Gdy przychodzą zmęczeni z pracy to nie mogę przecież powiedzieć im że ugotowałam dla siebie obiad bezmięsny, a oni jak chcą jeśc to mają iść do kuchni i sobie ugotować. Wolałabym nie zajmować się mięsem ale cóż, takie jest życie...
Też mi się zdarza przygotować mięsny posiłek mężowi i starszemu synowi. Bardzo, bardzo rzadko, ale jednak się zdarza. Obiady tylko ja gotuję i w zdecydowanej większości są wegetariańskie. Mięso jest wtedy, jak mąż przyniesie ze sklepu i z błagalną minką prosi... bo tak dawno nie było.
Myślę, że ten podział na "gotujących" i "niegotujących" ma bardzo prostą przyczynę - niegotujący mieszkają z rodzicami i to nie oni zazwyczaj przygotowują posiłki, albo ewentualnie jeszcze prowadzą tzw. samotne gospodarstwo i gotują tylko dla siebie, ci (albo te) gotujące to są już poważne, stateczne panie 😉 "obarczone" mężem (oficjalnym lub nie), dziećmi... Tak by wynikało z Waszych wypowiedzi.
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja