I na nic tu rady, co jeść, skoro o jedzeniu w ogóle nie ma mowy.
Oj nie zgodzę się z tobą. Ja jadłam. Naprawdę jadłam. Tylko, że po swojemu...Tzn. jednego naleśnika zamiast dwóch , zupę bez makaronu itd. Po swojemu. Słuchałam posłusznie rad dietetyków, płakałam na sesjach z psychologiem, a tak naprawdę w głowie miałam tylko 1 myśl - dajcie mi wszyscy święty spokój ! Dziś wiem, że gdyby wtedy tak właśnie zrobili pewnie już wąchałabym kwiatki od dołu. Strach przed szpitalem zrobił swoje. Wiem , że sama , bez rodziców, nigdy bym z tego nie wyszła. Tzn. wyszłabym , ale już na zawsze i do innego świata.
Nigdy nie doszłam do momentu liścia sałaty dziennie, ale kto wie jak by było gdybym mieszkała sama? Pewnie nie byłoby dobrze. Zawsze zdawałam sobie sprawę, że jestem chora. Nie próbowałam nawet myśleć inaczej. Choroba stała się częśćią mnie. Częścią, której nienawidziłam, ale mimo to nie nie walczyłam z nią. Coś mnie blokowało.
Wygrałam. Po 5 latach. Ale to nie jest choroba typu grypa - wyleczysz i potem po prostu dbasz o siebie i tyle. Konsekwencje są zawsze. Nie zawsze od razu. A poza tym nic nie zmieni faktu, że zmarnowałam sobie i rodzicom 5 lat życia. To było 5 lat koszmaru. Najprawdziwszego koszmaru.
Ilekroć zwalczałem pokusę było to piękne, ale kiedy pokusie ulegałem, było po stokroć piękniejsze
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja