Ja do Hubertusa nic nie mam.
U mnie wygląda to tak, że jedziemy na normalny teren, docieramy na łąkę, jest mini-wyścig (oczywiście, sportowce by nas wyprzedziły, ale tu chodzi o zabawę, a nie o zajechanie koni) i pogoń za "lisem", którym jest instruktorka. Na koniec dłuuugi stęp, rozsiodłanie koni, sporo czasu poświęconego koniom i ognisko (i tłumaczenie, że nie jem kiełbasy i nie piję coli...). Według mnie, jeśli ktoś nie dba o konie to będzie je zaniedbywał nie tylko na Hubertusach, ale i w zwykłe dni, więc w samych Hubertusach nie ma nic złego. Jedynie to, że Hubertus to zwykle ostatni teren na parę, bo się robi ślisko i niebezpiecznie...
[edytowane 15/11/2007 przez koniuszy]
Mój tata jest myśliwym. Powiem wam że Hubertus nie jest taki kolorowy jak wam się wydaje. Mówicie że nic do niego nie macie. A ja mam wiele zastrzeżeń.
O wczesnej godzinie rano myśliwi idą na nagonkę. Zbierają się naganiacze (to nie muszą być koniecznie zawodowi myśliwi). Zwierzęta są zaganiane wprost "pod nogi" myśliwych i zabijane. To są zawody kto więcej zwierzyny ustrzeli. I to ma być humanitarne? Zabijanie dla zabawy? Potem jest ognisko i wielki upieczony dzik którego wszyscy "żrą" z wielkim apetytem. Potem wszyscy są pijani i się awanturują...rok temu myśliwy wracał z hubertusa przechodząc przez ulice potrącił go samochód, zginą na miejscu. Zawsze coś ktoś głupiego albo niemądrego odpali. Od kąt jestem wege nawet mi się nie śni iść ze starymi na takie "coś".
waszakicia ale Ty mowisz o jakims polowaniu,
a chyba raczej nie o hubertusie, w ktorym jak juz mowilam lisem jest jakas osoba. kolezanka z innej stajni mowila ze byla na hubertusie i ze fajnie jest, nie tak jak na zawodach tylko bardziej to jest taka zabawa.
ja jestem przeciwko zawodą ale do hubertusa nie mam nic. mam wrazenie ze to zwykla zabawa.no ale wszedzie troche inaczej sie go obchodzi.
Czy wykonując wyrok na mordercy nie popadamy w błąd, jak dziecko, co bije krzesło, o które się uderzyło?
Mój tata jest myśliwym. Powiem wam że Hubertus nie jest taki kolorowy jak wam się wydaje. Mówicie że nic do niego nie macie. A ja mam wiele zastrzeżeń.
O wczesnej godzinie rano myśliwi idą na nagonkę. Zbierają się naganiacze (to nie muszą być koniecznie zawodowi myśliwi). Zwierzęta są zaganiane wprost "pod nogi" myśliwych i zabijane. To są zawody kto więcej zwierzyny ustrzeli. I to ma być humanitarne? Zabijanie dla zabawy? Potem jest ognisko i wielki upieczony dzik którego wszyscy "żrą" z wielkim apetytem. Potem wszyscy są pijani i się awanturują...rok temu myśliwy wracał z hubertusa przechodząc przez ulice potrącił go samochód, zginą na miejscu. Zawsze coś ktoś głupiego albo niemądrego odpali. Od kąt jestem wege nawet mi się nie śni iść ze starymi na takie "coś".
U mnie na Hubertusie nie zginęło ani w ogóle nie ucierpiało żadne zwierzę. Tylko czasem ucierpi jeździec, kiedy jeździ gorzej niż myśli i ma lekcję latania, a do stajni wraca pieszo, ale konie zawsze są całe i zdrowe. Jeśli któryś wróci do stajni bez jeźdźca, zawsze czeka tam kilka osób, żeby go rozsiodłać i występować w ręku.
Koniara ja dobrze wiem o czym mówie. Mówie o Hubertusie.
W ten dzień i z tej okazji organizowane jest polowanie, poluje sie na zwietzeta, zabija sie je jednym słowem. Kto ustrzeli wiecej lub okazalszą zwierzynę wygrywa medal najlepszego strzelca a kto nic nie upoluje otrzymuje tytuł najwiekszego pudlarza. Potem jest ognisko a potem impreza.
Tak więc mamy dwa Hubertusy. Jeden myśliwski i jeden jeździecki. Na tych dla jeźdźców zwierzęta nie giną (chociaż zdarzają się stajnie, gdzie konie są zajeżdżane do resztek sił i bez ostatniego stępa zamykane w boksach, ale teraz nie o takie stajnie mi chodzi; w mojej dobro konia jest na pierwszym miejscu, a innych jeszcze nie widziałam), a lisem jest człowiek. I według mnie w tych Hubertusach dla jeźdźców nie ma nic złego, bo to prawie jak zwykły teren, tylko nie ma początkujących, a wszyscy są odświętnie ubrani.
🙂 Troche śmiac mi się chce jak Was czytam, oczywiście, ze są 2 Hubertusy, chociaż dotyczą tej samej tradycji, związanej ze św Hubertem, patronem mysliwych: jeden to zwyczajowe, uroczyste polowanie, z mszą i imprezą dla mysliwych (czeka na to cały rok wielu moich znajomych), a drugi to konna gonitwa za lisem, czyli lisią kitą, w której raczej żadne zwierzę nie ucierpi, chyba, że koń by się potknął 😛 , tradycja ta nawiązuje do słynnych angielskich polowań par force, obecnie zabronionych, gdzie konna gonitwa za lisem kończyła się zwykle rozszarpaniem go przez sforę beagli albo innych psów gończych. Mam nadzieję, że trochę poinformowałam zdezorientowanych. Pozdrawiam.
ciągle nie do końca weganka:(
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja