Problem wygląda tak. Moi rodzice wybudowali się w takiej wiosce zabitej dechami, bo tam są rodzinne strony mojego taty. I jest jego dalsza rodzina - jego kuzyn z żoną i dziećmi i mama tego kuzyna, już mniejsza o korelacje rodzinne bo nigdy nie wiem kto jest kto. W każdym razie bardzo się lubią i żyją ze sobą w zgodzie. I tu pojawia się problem. To jest taka wieś na której liczy się koń, krowa, świnia, a pies i kot są od pilnowania domu i nikt o nie nie dba. Koty jeszcze sobie coś upolują w polu, ale psy to chodzące szkielety, jeden jest całe życie uwiązany na łańcuchu, już nawet nie szczeka tylko patrzy mętnym wzrokiem. Pies jest naprawdę spory, a moja mama raz widziała co miał w misce, uwaga: OBIERKI Z JABŁEK, SPLEŚNIAŁY CHLEB i to wszystko zalane wodą.
Mój ojciec próbował im tłumaczyć, że pies potrzebuje zjeść, wybiegać się. Ale to jest taka typowa świadomość wiejskiego buraka, zbyt głęboko zakorzeniona żeby na to wpłynąć. Jeden pies im zdechnie to biorą następnego, i tak od lat. Jak ktoś jednemu psu łapę złamał to nawet się nie pofatygowali do weterynarza. Mi się nóż w kieszeni otwiera, no ale przecież nie naślemy towarzystwa opieki nad zwierzętami na własną rodzinę. Staramy się jak możemy je dokarmiać, rodzice są mięsożerni, to kolekcjonują wszystkie kości i resztki mięsa i dają psom, ale też nie stać nas na utrzymywanie 3 dodatkowych zwierząt w tym wielkiego wilczura.
Na razie mam taki pomysł (za niedługo się pobieramy z chłopakiem i robimy takie malutkie skromne wesele) żeby zamiast pieniędzy i kwiatów goście nakupili karmy. Tylko nas tam nie ma cały czas żeby to podawać, a się boję że jak damy to do ręki tym ludziom to albo będą "superoszczędni" i pies będzie po chrupku dziennie dostawał albo sami to zeżrą albo dadzą świniom, bo przecież na psa szkoda 😮
Byliście kiedyś w podobnej sytuacji? Bo ja się czuję normalnie bezsilna.
Ja kiedyś byłam tylko za bardzo się nie patyczkowałam i zgłosiłam do TOZu który nic nie zrobił, pies już od dawna nie żyje.
Ostatnio przekonałam się, że na Straż dla zwierząt też nie ma co liczyć.
Proponuję Ci takie rozwiązania na które się pewnie nie zgodzisz 🙂 można pogrozić policją, która wprawdzie nic nie zrobi ale za to zrazicie rodzinę do siebie. Druga opcja jest bardziej obiecująca 😉 próbujecie uzmysłowić rodzince, że z psa na łańcuchu nie ma żadnego pożytku bo złodzieja nie przepędzi, psuje mu się psychika i albo staje się osowiały i strachliwy albo agresywny i niebezpieczny a do tego wszystko to jest niezgdone z prawem od łańcucha przez niekarmienie do braku opieki weterynaryjnej, jeśli to nie podziała namawiacie ich do oddania Wam zwierzaków. Wcześniej dzwonisz do najbliższej organizacji propsiej, przedstawiasz sytuację, mówisz, że Was nie stać ale chcecie pomóc. Może uda się abyście się stali domem tymczasowym. Dlaczego Wy? Bo organizacje szukające domów zwierzakom często są zawalone, lepiej aby psy były u Was. Będziecie mięli za darmo piekę weterynaryjną, żywienie a w między czasie fundacja zajmie się szukaniem nowego domu dla zwierząt.
Mi się nóż w kieszeni otwiera, no ale przecież nie naślemy towarzystwa opieki nad zwierzętami na własną rodzinę.
Dlaczego nie? Argument, że to rodzina, jest bardzo słaby. To przecież dorośli ludzie. Jeśli są niemyślący i obrażają się za byle co, to po co utrzymywać z nimi dobre kontakty? Czy są tego warci? Czasem obcy ludzie są bardziej jak rodzina, niż osoby z nami spokrewnione, to nie powinno być dla Ciebie barierą.
Uważam, że tego typu sytuacje powinny być zgłoszone, jeśli rozmowy i sugestie nie pomagają. Można zadzwonić na policję, iść do jakiejś fundacji itp. W najgorszym wypadku można zrobić zdjęcie i wysłać do telewizji. Nie można po prostu przyzwalać na cierpienie zwierząt jeśli nam na nich zależy.
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja