Właśnie jedna rzecz mnie zastanawiała w tych pasztetach, nie tylko Sante. Ich oferta jest skierowana przede wszystkim do wegetarian, prawda? W takim razie, żeby zwiększyć sprzedaż, powinni postarać się o napis na opakowaniu: "Produkt może być spożywany przez wegetarian (lub wegan)". A ani Sante, ani Polgrunt, ani Primavika takich napisów nie mają. Pytanie: dlaczego? Czy naprawdę tak trudno uzyskać zgodę na umieszczenie tego napisu? Czy może ich produkty nie spełniają tego wymogu?
podskoczyć i nie trafić w ziemię
Właśnie jedna rzecz mnie zastanawiała w tych pasztetach, nie tylko Sante. Ich oferta jest skierowana przede wszystkim do wegetarian, prawda? W takim razie, żeby zwiększyć sprzedaż, powinni postarać się o napis na opakowaniu: "Produkt może być spożywany przez wegetarian (lub wegan)". A ani Sante, ani Polgrunt, ani Primavika takich napisów nie mają. Pytanie: dlaczego? Czy naprawdę tak trudno uzyskać zgodę na umieszczenie tego napisu? Czy może ich produkty nie spełniają tego wymogu?
to mogłoby oznaczać,że np pod "przyprawy",które są wymienione w składzie mogłoby się znajdować np E635,czy tez inne E-niewege świństwo 😮 Bo w sumie "przyprawy" to pojęcie względne.
Od kilku miesięcy jestem wierna pasztetom i pastom własnej roboty.
Aga94, szczęściara z Ciebie:) Oczywiście moja rodzina w tej chwili też już jest honorowa, ale w pierwszych latach różnie bywało... Właściwie nie wiem, ile razy mama mnie oszukała. Przyłapałam ją tylko raz z tym rosołem na łapkach. :casstet:
podskoczyć i nie trafić w ziemię
Heh...najpierw długo się upierała że bedę miała jakieś niedobory itd. ...no bo jest pięlęgniarką więc jeżeli by mi źle wyszła morfologia to bym jej nie oszukała..
Ale wyszła morfologia dobra i dzięki niej zgodziła się na wegetarianizm..a moja mama jeśli się zgodzi to już ostatecznie! 😎
Aga #)
wczoraj o mało nie zjadłam zupy na kości.Oto zdarzenie:wracam z rodzinką wymęczona po całym dniu na zakupach,jestem głodna jak wilk,nastawiam wodę na kalafior,a akurat wpada Babcia z zupą i mówi:"specjalnie z myślą o Was(tzn o mnie i moim chłopaku)nie dałam ani kostki,ani śmietany itd" .patrzę...hm...ładna zupka warzywna i już miałam ją zacząć podgrzewać i próbować,gdy nagle Babcia sobie uprzytomniła:"Jadziu ale ta zupę możesz zagrzać tylko Mamie,bo zapomniałam,że robiłam ją na kości" no cóż...ale bez śmietany była 😮
na zielonej szkole była zupa pomidorowa. Kelnerka zapewniała mnie, że jest 100% wegetariańska, ale coś mi pachniała jakbybyła na mięsie...w końcu niestety się nabrałam i włożyłam łyżkę do ust. Poczułam ochydny smak, o którym zdążyłam już zapomnieć. Domyśliłam się co to jest i niestety się nie powstrzymałam od wyplucia tej zupy do miski.
<A HREF=
Ojjjj...zdażylo mi sie,to było podczas wigilli w hotelu gdzie pracuje.Mamy ja organizowana co rok przez naszych pracodawców,dzien wczesniej słyszalam ze uszka maja byc z kapusta i grzybami,wiec nałozylam ich sparo do barszczu,jak rozgryzlam pierwsze z nich to juz wiedzialam z czym sa.... :casstet: czesc uszka połknełam przez przypadek ale reszte musialam wypluc to serwetki...koszmar!
http://www.youtube.com/watch?v=lHdLRrUocOA&feature=player_embedded
od pierwszego podejścia do wegetarianizmu, ponad rok temu, zdarzyło mi się, bo wtedy jeszcze mięso mnie pociągało, ale jak dojrzałam do decyzji żeby być definitywnie wege miała wpadke tylko z żelatynom w jogurcie
[img]http://imagegen.last.fm/pencilauto/recenttracks/luca_rudegirl.gif[/img]
zjadłam deserek... moja mama kupiła aż trzy bo bez żelatyny. zjadłam.
ale coś mnie tknęło i przeczytałam dokładniej skład... zgadnijcie co tam było...
czasami mam taki bunt i myślę sobie- jesteś wegetarianka co za różnica czy odmówisz sobie deserku mlecznego z dozwolonym składnikiem czy niedozwolonym. w końcu i tak placisz za mleko i mechanizm zla działa. ale kiedy patrzę na te spionione deserki i myślę o żelatynie... to wolę unikać. nie mam takich ostrych reakcji jak część z Was, ale czuję wyraźny niesmak.
jadam też sery żółte które bardzo lubię ufajac mamie że są z Hochlandu. ale chyba z tym skończę. Trzeba sie zabrać za siebie a nie byc jak drewienko na wodzie.
ps. a o babci już nie wspomnę... założę się że tam moja naiwność i chęć zachowania zdrowej atmosfery w rodzinie (nie chcielibyscie nzac niektorych awantur... ale dziadkowie starzy, zdziecinniali i od zawsze jacyś dziwni) pozwalają kopać moj wegetairanizm jak tylko można.
Wkurzają mnie czasem takie sytuacje jak np. to że czasem moja mama gotuje sobie jakąs miesną zupę i tą samą łyżką chce pomieszać np.warzywa które smaże na patelni. Teraz juz tak nie robi ale kiedyś o mały włos jej sie zdarzyło. Albo wkurza mnie ze czasem kupie jakiś gotowy produkt, czytam skład a tu np. białko jajka kurzego. :/ Albo kiedyś zjadłam przez własną nie uwagę coś co zawierało lecytyne sojową. eh..
Już się nauczyłam, że posiłki najlepiej przygotowywać samej. Kiedy ktoś z mojego otoczenia coś gotuje itp., dokładnie wypytuję z czym to jest. Przykład - zupa. "Co tutaj dodawałaś?" "No a co można? Warzywa, sól i wodę" "Co jeszcze?" "No to wszystko". Niby ok, ale podchodzę do stołu, jeszcze nie jem i przypomina sobie "Tu jest jeszcze kostka warzywna, no ale jak warzywna, to tylko z warzyw". Ech. Na początku tylko odstawiałam mięso, myśląc jak ta osoba - mięso jest tylko w mięsie. Jaka ja GŁUPIA byłam. Jadłam wszelkie słodycze, nie patrząc na skład, pizzę ze smalcem... Ale za to przejście na owowegetarianizm przebiegło bez żadnych błędów. Bo wiem co to lecytyna sojowa, laktoza, serwatka, ocet...
Praca
Proszę Zaloguj Się lub Rejestracja