Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Joanna Podgórska, Polityka 42/2005
Gdy jesienią odleciały ptaki, przy polskich drogach znów zaczęła się masakra przydrożnych drzew. Pod hasłami bezpieczeństwa kierowców i modernizacji dróg niszczy się ukształtowany przed wiekami krajobraz. Wycinka pozbawiona jest jakiejkolwiek kontroli…

Widok mazurskich dróg chwyta za gardło. Krajobraz jak po kataklizmie. Powyrywane korzenie i pnie starych lip leżą pokotem przy poboczach. Nikną szpalery starych drzew przy krętych drogach, którymi i tak nie da się szybko jeździć. Pozostaje monotonna przestrzeń. Właśnie unicestwiono malowniczą aleję klonów, lip i jesionów na trasie Mikołajki–Giżycko. W planach dalsza wycinka przy drodze prowadzącej do Reszla i Świętej Lipki – jednej z najładniejszych na Mazurach tras widokowych. Na Warmii padają stuletnie dęby. W Pomorskiem tej jesieni ma być wyciętych ponad tysiąc drzew.

Wicedyrektor Zarządu Dróg Wojewódzkich w Olsztynie Władysław Adamiuk zadeklarował na łamach „Rzeczpospolitej”, że chciałby wyciąć wszystkie drzewa z poboczy dróg Warmii i Mazur, ale nie ma na to pieniędzy. Przy drogach krajowych województwa zniknie 2,5 tys. drzew. Skali wyrębów przy drogach gminnych i powiatowych, gdzie rosną najpiękniejsze i najstarsze drzewa, nikt nie jest w stanie oszacować. Samorządy nie pytają nikogo o zgodę, bo nie muszą, tylko taśmowo tną wszystko, jak leci.

Prawdziwa hekatomba zaczęła się w kwietniu 2004 r., kiedy pod wpływem lobby policjantów i drogowców Sejm uchwalił ustawę o ochronie przyrody, która decyzję o wycince drzew przy drogach krajowych i wojewódzkich przekazuje Zarządowi Dróg, a w przypadku dróg powiatowych i gminnych – burmistrzom, starostom, wójtom lub prezydentom miast. Konserwator przyrody może się tylko bezsilnie przyglądać.

Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Polityki” (42/2005)

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl