Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

Przesyłam fragment jednej z moich książek (co prawda jeszcze nie opublikowanej), ale staram się być pozytywnej myśli. Pozdrawiam, Salo.

„(…) Simon siedział w gęstej trawie i spoglądał przed siebie. Miał skrzyżowane dłonie, kiwał się to do przodu to do tyłu. Dzisiejszy wieczór był dość ciepły. Zachód słońca zbliżał się wielkimi krokami.
Ponad Horyzontem pojawiło się szybko przemieszczające stadko białych gołębi. Simon przywołał je wszystkie do siebie skinieniem ręki. Posłuchały i już za chwilę obsiadły go całego. Gdy jeden gołąbek usiadł mu na ramieniu, Simon pogłaskał go. Wyjął z kieszeni od płaszcza kromkę suchego chleba.
— Niewiele wam mogę dać, moi skrzydlaci bracia. Sam jestem głodny, nie jadłem już od trzech dni. — skupił swą całą uwagę w małej kromce chleba, która zaczęła mu drżeć w rękach. — Ale nie mogę sobie odmówić przyjemności. — uśmiechnął się do nich. Podrzucił pokarm do góry, a ptaki zerwały się, trzepocąc skrzydełkami. Wyrywały sobie nawzajem z dzióbków okruszki chleba.
Tylko jeden pozostał na ramieniu Simona. Nie odleciał wraz z pozostałymi, aby spałaszować to, czym nakarmił ich właściciel.
Gołąb zagruchotał.
Simon spojrzał mu prosto w oczy i pogłaskał po małym upierzonym łebku.
— I w ten oto sposób, mój zwierzęcy przyjacielu, tworzymy jedność.

Do Simona przybiegły zwierzęta. Te domowe, jak i te hodowlane. Zbliżyły się, położyły w trawie obok niego. Koty mruczały mu kołysankę do snu, psy machały ogonami, by odgonić od swojego pana uciążliwe moskity, króliki dostarczały ciepła, świnie machały ogonkami, krowy muczały z radości, a kurki biegały na swych krótkich łapkach, okrążając go bez przerwy.
— Tylko wam mogę zaufać — przemówił do nich cicho, trzymając w jednej ręce puszystego kremowego królika, a drugą głaszcząc czarnego kota. — Ludzka rzeczywistość jest brutalna i pozbawiona podstawowych uczuć. Musiałem was zabrać ze sobą. To miejsce, gdzie żadne z was nie ucierpi, nikomu nie stanie się krzywda. — Zwrócił się do świń: — Świnki, już nigdy więcej nie będziecie służyć jako przedmiot w rękach rzeźników. Nie zaznacie bólu. Ani ja nie zaznam, bo nie będę musiał bezsilnie patrzeć na waszą mękę.
Kwik!
— Krówki, wasze ciało w częściach już nigdy nie wyląduje na sklepowych półkach. Wasza skóra nie będzie już zdobić ludzkich podłóg i ścian. Nie zostaniecie przerobione na zastępczą odzież i obuwie dla człowieka.
Muuu!
— A wy — spojrzał w stronę kur — nie poczujecie już zabójczego noża przecinającego wam krtań. Nie zostaniecie obskubane z piór i nie traficie do pomieszczenia rychłej śmierci. — Załkał i przełknął ślinę. Łzy spływające mu bezustannie po twarzy paliły go niczym rozżarzone do czerwoności żelazo. — To prawda, że nie macie tak zróżnicowanych potrzeb jak my, ludzie. Mimo to czuję i sądzę, że łączy nas więcej, niż dzieli. I te emocje… Czymże się różnią emocje ludzkie od waszych, zwierzęcych? Okazujecie radość, strach, złość, a niekiedy nawet ból. Ech… — westchnął. — Powtarzano mi niejednokroć, iż ratując jedno zwierzęce, bądź ludzkie życie nie zbawię całego świata. Ale czyż nie ratując właśnie tego jednego istnienia, nie ratujemy mu jego całego świata?”

Nadesłał/a: SALO