Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone

W największy upał emerytowany wojskowy zamknął w samochodzie psa, by był żywym alarmem. Sam poszedł na zakupy. Zwierzę zdechło z gorąca.

Rozpaczliwie wyjący pies zwrócił wczoraj uwagę ludzi na parkingu przy centrum handlowym Fort Wola. Okazało się, że siedzi w zamkniętym czerwonym matizie. Kiedy na miejsce przyjechał wezwany patrol straży miejskiej, zwierzę było już u kresu sił. – Pies był w strasznym stanie, miał drgawki – opowiada poruszona Kinga Żubrowska, jedna ze strażniczek.

Jeszcze wtedy była jednak szansa na jego uratowanie, bo przy samochodzie pojawił się jego właściciel, 77-letni Tadeusz K. Odmówił jednak wypuszczenia psa lub chociaż uchylenia szyby. – Zażądał podania podstawy prawnej. Był całkowicie obojętny na los zwierzęcia – dodaje Żubrowska.

Mężczyzna argumentował, że musiał zamknąć psa w środku, bo służy mu on jako alarm samochodowy i zabezpieczenie przed złodziejami. – Zaczął krzyczeć, że jest pułkownikiem rezerwy, samochód i pies należą do niego i może robić z nim, co chce – opowiada strażniczka.

Ustąpił dopiero wtedy, gdy strażniczki zagroziły, że wybiją w aucie szybę. Było już jednak za późno. Kiedy mężczyzna otworzył, oparta o drzwi głowa psa bezwładnie opadła. – Śpi – próbował przekonać strażniczki Tadeusz K., chociaż pies nie oddychał.

Te wezwały policję. Pułkownik trafił na komendę na przesłuchanie. Najprawdopodobniej usłyszy zarzut znęcania się nad zwierzętami.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Nadesłał/a: jarek