Podziel się!Share on Facebook0Pin on Pinterest0Tweet about this on TwitterShare on Google+0Print this pageEmail this to someone


Na wezwanie Dalajlamy Tybetańczycy zaczęli palić swoje futra z zagrożonych gatunków zwierząt. Władze chińskie surowo im tego zabraniają, wietrząc w akcji polityczną prowokację przywódcy buddystów.

Na przeszmuglowanej z Tybetu taśmie wideo pokazanej w ubiegły piątek korespondentom prasy zagranicznej w Dharmsali w Indiach widać stosy palących się cętkowanych i pręgowanych skór. Przemycił ją 35-letni tybetański mnich Lobsung Cheophal. Chciał, by Dalajlama, religijny przywódca Tybetu, przekonał się, jak Tybetańczycy odpowiedzieli na jego apel w obronie ginących drapieżników Płaskowyżu Tybetańskiego. Gangi kłusowników z bronią maszynową wystrzeliwują tamtejsze lamparty, lisy, ibrysy oraz tygrysy, by ich futra zdobiły tybetańskie tradycyjne kurtki, czyli czuby.

W styczniu z okazji uroczystości buddyjskiej Kalacakra Dalajlama przypomniał, że buddystom nie wolno zabijać. Słuchało go 20 tys. Tybetańczyków przybyłych z Chin. Powiedział im, że „odczuwa wstyd”, kiedy patrzy na Tybetańczyków odzianych w skóry i futra. Od człowieka, którego słowa są dla Tybetańczyków święte, usłyszeli: – Wróciwszy do domu, pamiętajcie, co wam mówiłem: nigdy nie używajcie, nie sprzedawajcie i nie kupujcie dzikich zwierząt ani niczego co od nich pochodzi.

Od słów do czynów

Słowa Dalajlamy zapadły w tybetańskich sercach. – Wielu Tybetańczyków było tak poruszonych, że wyjeżdżając z Dharmsali, obiecali, że pozbędą się futer i skór po powrocie do domu – mówi jeden z emigracyjnych działaczy tybetańskich.

Ochrona środowiska stała się jednym z priorytetów buddyjskiego przywódcy. Rok temu tybetański noblista włączył się w kampanię indyjskich ekologów alarmujących o wielkiej jatce zwierząt na pograniczu Indii, Nepalu i Chin. W sierpniu 2005 r. wyszedł wspólny raport Indyjskiego Towarzystwa Ochrony Dzikiej Przyrody (WPSI) i Międzynarodowej Agencji Badania Środowiska (EIA), który potwierdza, że kłusownictwo się nasila. Na skóry jest popyt w Tybecie i w Chinach. Regionalne święto z tubylcami odzianymi w przepyszne futra to jedna z atrakcji dla turystów, których władze chcą ściągnąć do Tybetu. Organy wewnętrzne, kły i kości zwierząt są wykorzystane w tradycyjnej medycynie chińskiej. – Popyt w Chinach jest tak wielki, że w Indiach i Nepalu kłusownictwo i nielegalny handel wymknęły się spod kontroli – mówi Belinda Wright, która kierowała grupą ekologów zbierających dokumentację do raportu.

Na początku lutego z Tybetu i sąsiednich prowincji Gansu, Qinhai i Syczuanie, gdzie mieszka ludność tybetańska, napłynęły informacje o zrzucaniu kurtek z futrami, zbieraniu i paleniu skór oraz o spadku liczby czub w czasie regionalnych festiwali. Podczas gdy chińska służba bezpieczeństwa szukała organizatorów, miejscowi urzędnicy radzili, by palić skóry dyskretnie „we własnym zakresie” na podwórkach domów. O tym, że akcja była skuteczna świadczył natychmiastowy spadek cen futer dzikich zwierząt.

Największe palenie odbyło się 11 lutego na dziedzińcu buddyjskiego klasztoru Kirti w chińskiej prowincji Qinhai. Spłonęły skóry o wartości ocenianej na 75 mln dol. Na następny dzień zapowiadano podobną akcję w tym samym klasztorze, ale władze zabroniły jej przeprowadzenia. Czy Tybetańczycy się z tym pogodzą, na razie nie wiadomo.

Pekin uważa, że cała kampania jest zorganizowana i ma charakter polityczny. Pod płaszczykiem chwytliwego hasła wygnany Dalajlama próbuje odzyskać wpływy. Dlatego też chińscy urzędnicy chodzą od domu do domu w Tybecie i zakazują niszczenia skór – mówi Adam Kozieł z Fundacji Helsińskiej. Dla postrachu na ulice Lhasy i innych miast wprowadzono policje i wojsko.

Z Dalajlamą o przyszłości

Niezależnie od akcji skierowanej przeciw paleniu futer Pekin prowadzi poufne rozmowy z ludźmi Dalajlamy. W stolicy Chin doszło w ostatnich dniach do kolejnej już rundy takich rozmów. Dalajlama powtarza, że jego celem nie jest niepodległy Tybet, lecz szeroka autonomia w ramach Chin. – To na razie tylko „rozmowy o rozmowach” – mówi Kozieł.

Dlaczego jednak Chiny w ogóle podjęły rozmowy z wysłannikami tego, którego nazywają „szarlatanem” i „przywódcą separatystów”? Jedno z wyjaśnień brzmi: chcą mydlić oczy Zachodowi, gdzie jest duża sympatia dla Tybetu, i powstrzymać protesty obrońców Tybetu – domyśla się Kozieł. Drugie wyjaśnienie to że co rozsądniejsi w chińskich władzach widzą, że mimo represji Tybetańczycy dalej słuchają Dalejlamy.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Nadesłał/a: Wegetarianie.pl